Przyglądając się nieznajomej, jedynie skinęła głową na znak, że uważnie ja słucha, jednak nic nie odpowiedziała. Nie zajęła żadnego stanowiska, wywodząc się na temat chorej sytuacji, czy to na arce, czy tutaj, jak to robiła do tej pory. Uważała, że powiedziała wystarczająco dużo. Zresztą narzekanie i ocenianie popieprzonego systemu, nie zapewni nikomu przetrwania. Teraz jej priorytetem było pozbycie się okropnej bransolety, pozwalając symbolicznie zapomnieć o 'górze'. Było to jak odcięcie pępowiny, z dotychczasowym życiem. Chciała, żeby matka wiedziała o oficjalnej 'śmierci' swojej z pozoru kochanej córeczki, którą potraktowała gorzej, niż największego wroga. Sama myśl o niej napawała blondynkę obrzydzeniem i niechęcią. No ale cóż... w końcu rodziny się nie wybiera. Gdy brunetka nagle pozbyła się niechcianego urządzenia, Astrid poczuła wyjątkowo nieprzyjemny dyskomfort, przez co wyraźnie się skrzywiła. Niestety miała dość niski próg bólu, wiec niewiele trzeba aby zrobić jej jakąkolwiek krzywdę fizyczną. Masując bolący nadgarstek, spojrzała ponownie na brunetkę uśmiechając się kącikiem ust. - Dzięki - powiedziała zadowolona. Teraz Snow mogła spać spokojnie, nie musząc czuć się, jak szczur laboratoryjny pod stałą obserwacją rządku. Była całkowicie wolna, zdana tylko na siebie. Czas zacząć zupełnie nowe życie. - W ogóle nie przedstawiłam się. Mam na imię Astrid - dodała z jeszcze szerszym uśmiechem wyciągając w jej stronę dłoń. Było to pewnego rodzaju spoufalanie, na co inni, nowi mieszkańcy ziemi patrzyli dość nieprzychylnie, doszukując się ukrytych podtekstów, czy też konspiracji, jednak skoro nieznajoma jej pomogła uważała, że może sobie na to pozwolić.
Ricky Martin
Temat: Re: Korzenie Czw 16 Kwi 2015 - 13:11
Raczej nikt, z pośród wysłanych na Ziemię nastolatków nie chciał za bardzo rozmyślać nad swoim życiem na Arce. Każdy robił to co musiał, aby przeżyć. Podobnie z resztą jak tutaj. Tyle, że nie musieli zwracać uwagi na takie rzeczy, jak limit ludności. Nikt nikogo nie będzie przecież zabijał bez powodu... chyba. Trąciła bransoletkę butem. Być może dałoby się ją przerobić na coś przydatnego. Setka musiała wykazać się teraz nie lada kreatywnością, jeśli chciała przeżyć. A narzędzia, przeznaczone do obrony były priorytetem, podobnie jak jedzenie. Nie widziała, żeby dziewczyna miała przy sobie jakąkolwiek broń. Zawsze dobrze było mieć przy sobie coś do obrony. Skombinowanie sobie jakiejś broni byłoby znacznie bardziej praktyczne, niż kręcenie się wokół nieznanych osób. Jasne, w grupie zawsze raźniej, co jednak gdy trafiała się w niej osoba chcąca osiągnąć własne korzyści kosztem innych ludzi? Nie wszyscy tu się znali. Pewne osoby miały wspólną, kryminalną przeszłość, w większości jednak byli dla siebie obcy. - Ricky - odpowiedziała, wyciągając dłoń, żeby uścisnąć rękę blondynki. Dziwne, że potrafiła się uśmiechać nawet w tak beznadziejnej sytuacji, jak ta. Nadal nie mieli pożywienia, było im zimno ogólnie źle. Oby kolejne dni rzeczywiście przyniosły im poprawę losu. - Trzymasz się z kimś? - zapytała po chwili, wciskając dłoń do kieszeni. - W sensie... masz tu jakichś przyjaciół, znajomych? Ricky zdążyła rozejrzeć się odrobinę po ludziach. Do podejrzanych typków nie chciała nawet podchodzić. Może i oceniała ich pochopnie i w pewien sposób na podstawie wyglądu zewnętrznego, ale był to dopiero pierwszy dzień. Wszystko może się z czasem wyjaśnić. Być może nawet ci, co wyglądali na najgorszych przestępców okażą się dobrymi kompanami.
Charlie Sparks
Temat: Re: Korzenie Nie 19 Kwi 2015 - 21:56
//początek Ziemia. Ziemia. Ziemia. To słowo brzmiało tak dumnie w ustach tych dziwnych skazańców, którzy wczoraj wybiegli z metalowej latającej puszki, prosto na twardy grunt, którego przez lata nikt z nich nie czuł pod stopami. A Charlie był niewątpliwie jednym z tych ludzi. Chociaż postanowił sobie, że Arka to już dla niego zamknięty rozdział, to i tak miał przed oczami tych wszystkich ludzi, których zostawił i tych, których pozabijał. Chłopak miał świadomość, że on i reszta to ostatnia szansa na ratunek, jednak wiedział też, że nikt w rzeczywistości nie uważał tego lotu za misję ratunkową. Chcieli się ich pozbyć, bo tak było szybciej i łatwiej niż czekać do osiemnastki. Na Arce brakowało tlenu, nietrudno było się tego domyślić. Spacery podniebne i inne takie występkido tego doprowadziły. On po części do tego doprowadził, wiedział to doskonale. Na razie jednak cieszył się z przybycia na Ziemię. Może to jakiś znak albo szansa od losu? Może tym razem Charlie nie przesunie przypadkiem tej jednej dźwigni, która pozabija ponad dwadzieścia osób? Trzeba w to wierzyć, a można powiedzieć, że Charles był właśnie bardziej człowiekiem wiary niż nauki. Nagle między drzewami dostrzegł jakąś dziewczynę stojącą nieco dalej niż reszta. Wyglądała na mniej więcej tyle lat co on, jednak na tym podobieństwa się kończyły. Ona miała jakiś taki... zimny wzrok. Cóż, co prawda Charliemu mogło się tak tylko wydawać, ale ta dziewczyna patrzyła na wszystko z jakąś dziwną, głęboko skrytą niechęcią. Charles aż nie mógł się powstrzymać od sprawdzenia, czemu ta panna nie cieszy się tak jak wszyscy - nie uśmiecha się, spogląda na wszystko z pogardą. - Czy moje oczy widzą Królową Śniegu, tą, która każdego mrozi swoim srogim spojrzeniem? Chłopak zapewne sam roześmiałby się, gdyby jeszcze jakiś czas temu ktoś powiedziałby mu, że wypowie takie zdanie, ale kogo to teraz obchodziło. Teraz liczyła się tylko Ziemia i jej nowe oblicza.
Ellisif Fosher
Temat: Re: Korzenie Nie 19 Kwi 2015 - 22:19
//Początek Prawda była taka, że do Ell nie do końca dotarły jeszcze słowa ojca. Ostatnie co słyszała przed startem Exodusa to zdanie, które trapiło ją do teraz. "Nie doceniałaś tego co ci dawałem więc teraz będziesz musiała zdobyć to sama", czy jakoś tak. Docierało do niej tylko to, że jest na Ziemi. Była tak piękna jak sobie ją wyobrażała. Tak pełna barw jak czytała o nich w książkach matki. Nie mówiła jednak jawnie o swoich przeżyciach. Nigdy tak nie robiła więc nie widziała powodu dla którego miało by się to zmienić. Stała z kamienną miną niedaleko Exodusa. To był jej pierwszy dzień na Ziemi. Nie była przyzwyczajona do pracy, już szczególnie fizycznej i dlatego nie poszła poprzedniego dnia po drewno ani nie pojawiła się rankiem na przydzielaniu do grup. Nie podobało jej się to, że ktoś będzie wydzielał jej zadania. To było właśnie powodem jej późnego opuszczenia statku. Teraz jednak kiedy stała i wdychała świeże, prawdziwe powietrze była szczęśliwa, choć nie było tego po niej widać. Mierzyła wzrokiem każdego kto prócz niej pozostał w obozie. Siła dedukcji. Obserwuj i wiedz z kim nie warto zadzierać, a kogo możesz podporządkować swoim racjom. Przebiegając wzrokiem po kolejnych osobach zatrzymała się na chłopaku stojącym kilka metrów od niej. Wyższy od niej, przystojny z błyskiem w oku. Nie wiedziała kim jest, nigdy wcześniej go nie widziała. Był osobą której wyjątkowo nie mogła rozgryźć. Wpatrywała się w niego dłużej niż sama zdawała sobie z tego sprawę. Chłopak w końcu podszedł, a na jego słowa zareagowała zupełnie jak nie ona. Prawy kącik ust delikatnie i mimowolnie uniósł się wyżej niż zazwyczaj. Dawno się nie uśmiechała. Dawno nie miała do tego powodów. Już po jego pierwszym zdaniu wywnioskowała, ze czyta, a może raczej czytał wiele książek. Rozejrzała się w okół, spoglądając przelotnie na drzewa i otaczający ich świat. -W każdej bajce jest jakaś królowa. Może ciepło słońca to za mało żeby stopić jej serce?- odparła, a jej drugi kącik ust powędrował w górę. Jej uśmiech nie trwał długo. Można by powiedzieć, że trudno było go zauważyć.
Astrid Snow
Temat: Re: Korzenie Pon 20 Kwi 2015 - 19:55
Niestety dziewczyna nie znała się aż tak dobrze na technologii, aby stwierdzić czy bransoletka, która przed chwilą była dla niej jak swoista kula u nogi nadawała się do czegokolwiek, nie mówiąc już o czyś pożytecznym. Jednak Ricky widziała w najgorszym szmelcu jakieś zastosowanie, co wyjątkowo imponowało blondynce, bo dawało to szereg nowych możliwości i większe prawdopodobieństwo przeżycia. Gdyby się bardziej zastanowić, to w pewnym stopniu jej zazdrościła. W końcu nie musiała być od nikogo uzależniona, nie musiała pożyczać najbardziej banalnych przedmiotów, prosząc każdego dookoła i być zdaną na ich łaskę. Mogła je stworzyć sama, wystarczyły tylko odpowiednie materiały i już, gotowe. Mimo, że tu, na ziemi obie zaczęły nowe życie, z czystą kartą, Astrid byłą ciekawa, jakie sekrety kryje nieznajoma. Intrygowała ją oraz doskonale wiedziała, że nóż, tworzenie przedmiotów i znajomość elektroniki, nie jest jedyną bronią Ricky. Tak jak w przypadku Snow, która mimo braku fizycznego ekwipunku, potrafiła przeżyć dzięki sile umysłu, jakkolwiek by to brzmiało. W końcu wiedziała jak podejść każdego osobnika, perfekcyjnie go okłamać, zdobyć zaufanie i pchnąć do zrobienia czynu, na które tak naprawdę nie ma ochoty. Wszystko z groteskowo-niewinnym uśmiechem na ustach. A jeśli to nie zadziała zawsze pozostaje niezbędna wiedza o roślinach. Nie ma prostszej rzeczy niż wrzucenie zatrutych jagód, czy grzybów, wyglądające na jadalne, do posiłku. - Nie, nikogo tu nie znam – wzruszyła bezradnie ramionami, rozglądając się. – To znaczy kojarzę niektórych ludzi z widzenia, ale nie znam ich osobiście. – uściśliła. Większość ludzi korzystając z pierwszych dni od razu szukali jakiś sojuszników. Blondynka niestety nie miała okazji się dobrze rozejrzeć, przez podróż, która negatywnie wpłynęła na jej zdrowie. W końcu nie chciała na nikogo przez przypadek zwymiotować, a już tym bardziej na potencjalnego sprzymierzeńca. To by definitywnie popsuło cały plan 'zaprzyjaźnienia się'.
Ricky Martin
Temat: Re: Korzenie Pon 20 Kwi 2015 - 21:06
Właściwie, to po za naprawą rzeczy Ricky potrafiła całkiem nieźle biegać, czy dostawać się na trudno dostępne miejsca. Warunki na Arce były jednak zupełnie inne, niż na Ziemi. Nie było tu żadnych, ciasnych korytarzy, schowków, tajnych przejść. Trzeba było poruszać się naprawdę zwinnie i cicho wśród krzaków, żeby nie zostać zauważonym. Do części przestępców można było bez problemu się dostać. Chyba, że miało się do czynienia z prawdziwymi kryminalistami, którzy skradającego się człowieka wyczuwali w promieniu 100 metrów. - To podobnie, jak ja - przyznała. Nie było sensu, żeby mówić nieprawdę. Ricky była przekonana, że na ten moment nie potrzebuje obstawy, czy jakiejś zorganizowanej paczki. Zawsze sobie jakoś radziła. W swoim fachu wielokrotnie musiała polegać na sobie samej. osoby godne zaufania mogła policzyć na palcach jednej ręki. To i tak był spory sukces. A jednak ktoś ją wydał. I tak oto znalazła się wśród setki. Nie powinna narzekać, mogło być gorzej. - Jak będziesz miała z czymś problem, możesz przyjść z tym do mnie - odpowiedziała. Dlaczego nie miałaby się wykazać czasami dobrymi chęciami? Nie wszyscy nastolatkowie wyglądali jak typki spod ciemnej gwiazdy. A ci bardziej normalni powinni się raczej trzymać razem, nie? - Znalazłaś jakieś miejsce w Exodusie na noc? - zapytała po chwili, podnosząc się z kucek. Bransoletka była zdjęta, tak więc zadanie priorytetowe zostało wykonane. Musieli jeszcze jakoś dożyć następnego dnia. Ricky zwlokła się ze swojego miejsca, ale miała nadzieję, że nadal jest wolne i nikt jej nie podsiadł. Ciężko było jakoś zasnąć na nowym terenie.
Astrid Snow
Temat: Re: Korzenie Sro 22 Kwi 2015 - 23:32
Słysząc, że dziewczyna po raz kolejny oferuje swoją bezinteresowną pomoc, Astrid nie mogła się powstrzymać, aby nie unieść brwi ze zdziwienia. Z tego co zdążyła zauważyć to każdy miał jakiś swój ukryty cel, a bezinteresowna pomoc była tylko przykrywką do ogromnego długu wdzięczności, który trzeba będzie spłacić. Jednak, nie należy oceniać wszystkich tą samą miarą. Jak widać Ricky nie była (chyba) aż tak zdegenerowana, jak reszta setki. Może faktycznie ma przed sobą idealny materiał na sojusznika? Zdecydowanie będzie trzeba bliżej przyjrzeć się nieznajomej. - Dobra, Jeszcze raz dzięki za zdjęcie tego ustrojstwa – posłała jej leciutki uśmiech, po czym na chwilę zmarszczyła zastanawiająco brwi. – Jakbyś potrzebowała jakieś rady odnośnie roślin, też przyjdź do mnie, znam się na botanice – przyznała, zdradzając tym samym swoją kolejną umiejętność. W końcu tylko w taki sposób mogła się odwdzięczyć. - Niestety jeszcze nie, nadal się zastanawiam czy spanie z setką jest mniej niebezpieczne niż noc pod chmurką na łonie natury – uśmiechnęła się blado. Jakby nie patrzeć na tle innych dzieciaków Astrid, jako jedyna wyglądała na najsłabsze ogniwo. Niska, drobna, trzymająca się na uboczu z anemicznym wyrazem twarzy. Może i była silna, ale nie przeciwko setce, czy większej zbitej grupce, które weźmie ją za piąte koło u wozu. Snow wolała pozostawać w ukryciu. Stanowiąc element reszty, czuła się jak jakaś sarna w stadzie na pastwisku, czekającą tylko aż myśliwy wyceluje akurat w nią. - No ale cóż spać gdzieś muszę – wzruszyła ramionami zmieniając ton na bardziej żywy – Dobra Ricky, czas na mnie. Pamiętaj jak miałabyś wątpliwość odnośnie jakieś rośliny zapytaj mnie – uśmiechnęła się na pożegnanie, po czym odeszła. Po parunastu krokach odwróciła się by po raz ostatni spojrzeć na dziewczynę, jednak tej już nie było.
//zt2x.
Charlie Sparks
Temat: Re: Korzenie Sob 25 Kwi 2015 - 0:32
No, no, przynajmniej wie o czym mówię- pomyślał z uznaniem Charlie. Rzadko spotykał kogoś, kto przeczytał na Arce coś więcej niż instrukcję obsługi windy. Chłopak prychnął żartobliwie na słowa pięknej nieznajomej. - Czego więc potrzeba królowej do zmiękczenia jej uczuć, jeśli nie słońca w samo południe, w pełno blasku? Sam nie wiedział czemu wdaje się w taką dyskusję. Może brakowało mu czyjegoś chociażby półuśmiechi do tego stopnia, że postanowił wygłupić się, by znów ujrzeć go na czyjejś twarzy? Jeśli taki był jego podświadomy cel, to wybrał raczej słabą osobę do jego zrealizowania - dziewczyna wciąż stała niewzruszona, choć może nieco bardziej wyluzowana niż wcześniej. Dotychczas w życiu rzadko miał kontakt z rówieśniakmi - wolał czas wolny spędzać snukąc fantazyjne opowieści lub czytając książki. A już na pewno nie rozmawiał ostatnimi czasy z jakąkolwiel dziewczyną w jego wieku. Ta bezimienna była pierwsza. No właśnie, nie znam jej imienia! - przypomniał sobie chłopak i zapytał: -A jak naszej królowej na imię? Zapewne już uznano go tutaj za świrusa, a co dopiero po tej rozmowie o Królowej Śniegu?
Ellisif Fosher
Temat: Re: Korzenie Sob 25 Kwi 2015 - 13:04
Jeszcze nigdy w swoim życiu Ellisif nie prowadziła tak dziwnej, a zarazem tak nie nudzącej jej rozmowy. Jak to możliwe, że na całej Arce nie znalazła tak ciekawej postaci jak Charlie? Otaczały ją tylko tłumy idiotów potrafiących wydukać kilka słów. Teraz jednak stała przed chłopakiem patrząc w jego czułe szare oczy. Przez chwilę łudziła się, że wśród tej Setki będą osoby z którymi w końcu się dogada. Oczywiście nadzieja umarła wraz z pierwszym dniem który przesiedziała sama w środku Exodusu. Pierwszy raz wyszła na Ziemie i od razu spotkała kogoś kogo nie skreśliła na starcie. Kiedy z ust chłopaka wydobyło się pytanie Ell przez chwilę stała z jak zwykle kamienną twarzą. Króla? Pomyślała lecz nie powiedziała tego na głos. Zamiast tego uniosła delikatnie ramiona dając znać, że na to pytanie nie ma przygotowanej odpowiedzi. Ellisif Fosher - przedstawiła się wyciągając delikatną dłoń w jego stronę. A jak ma na imię chłopak, który mam nadzieje zabierze mnie na spacer z dala od bandy przestępców? - dodała patrząc wyczekująco na odpowiedź.
Charlie Sparks
Temat: Re: Korzenie Sro 29 Kwi 2015 - 0:26
Charles roześmiał się cicho. No tak, banda przestępców - właśnie tak widzieli ich wszyscy, nawet oni sami siebie nawzajem. W sumie nie było to zadziwiające; część z osób, które poznał i zapewne pozna na tej planecie, robiło naprawdę złe rzeczy. On też robił. Przez niego zginęli ludzie i było to niewątpliwie gorsze od jakiejś tam kradzieży czy bycia drugim dzieckiem, a jednak kara była ta sama. Dostał taką samą szansę jak ci, którzy nie wymordowali połowy piętra. Właśnie dlatego Charlie nie poszedł pierwszego dnia na ognisko i nie próbował ściągnąć bransolety. Bo nie chciał zmarnować podarowanej mu, niewątpliwie niesamowitej, szansy. Niektórzy uważali, że strażnicy i urzędnicy na Arce są bezduszni. "Zabijają nasze rodziny, zamykają nas w jakichś metalowych puszkach!" Tak zapewne myśleli w większości nastolatkowie znajdujący się wokół niego, jednak dla Charliego w tym momencie nie miało to znaczenia. Miało ono natomiast piękna dziewczyna stojąca przed nim, która na dodatek nie uciekła od niego po dziesięciu sekundach. Ba, nawet chciała gdzieś z nim iść. Charles wyciągnął rękę i ukląkł lekko, imitując w ten sposób rycerza stojącego przed swoją damą. - Jam jest Charles, odważny rycerz, który zabierze cię na polanę na niedalekim wschodzie. - odpowiedział na jej pytanie z lekkim uśmiechem, przez który aż sam nie poznawał siebie. Cóż, wygląda na to, że ta dziewczyna zupełnie go zauroczyła....
p.s. przepraszam za ten post, który wyszedł mi bardzo słabo, ale już nie chciałam żebyś czekała :/ p.s.2 zt na polanę na wschód od obozu?
Ellisif Fosher
Temat: Re: Korzenie Sro 29 Kwi 2015 - 14:39
Chwyciła dłoń chłopaka. Była o wiele cieplejsza niż jej. Na jego słowa dziewczyna zaśmiała się i rozejrzała w okół. Musieli wyglądać teraz bardzo zabawnie ale tutaj raczej nikogo to nie obchodziła. -Ładnie- powiedziała wciąż z uśmiechem na twarzy. Gdyby ktoś powiedział jej na Arce, że za kilka dni będzie stać na Ziemi z szerokim u śmiechem, a przed nią będzie klęczał jakiś pokręcony, w dobrym tego słowa znaczeniu, chłopak, Ellisif wyśmiałaby go. Teraz jednak stała tu, między drzewami i przed nią klęczał niewiarygodnie przystojny Charles, którego Panna Fosher, jak na przekór całej swojej osobowości nie chciała odtrącać. Łamała dziś wszystkie swoje dotychczasowe zachowania, łącznie z śmiechem który ostatnio słyszała chyba matka, czyli bardzo dawno. - A więc chodźmy - rzuciła i pozwoliła chłopakowi wstać, nie puszczając jego ręki. Dziewczyna zauważyła w nim coś co różniło go od innych, jeszcze nie wiedziała co do niego czuje ale na pewno było to coś innego niż do reszty tych ludzi. //zt
Alexander Calae
Temat: Re: Korzenie Nie 3 Maj 2015 - 23:44
//no to zaczynamy!
Coś zaszeleściło. W życiu nie przyznałby się do tego nawet przed samym sobą, ale niemal podskoczył, kiedy z zamyślenia wyrwał go ten niepożądany dźwięk; momentalnie ręka powędrowała do nożyka, który przypiął sobie zaledwie parę godzin wcześniej do paska spodni. Rozejrzał się nerwowo, a w uszach pulsowała mu krew, która już po chwili zaczęła cichnąć, gdy tylko uświadomił sobie, że to znowu nadaktywna wyobraźnia wywołuje u niego stan przedzawałowy. Odetchnął lekko z ulgą (ale nie za głośno, bo co, jeśli ktoś się kryje w krzakach i dostrzeże jego chwilę słabości?) i znowu rozprostował nogi, które – sam nie wiedział, kiedy – podkurczył w trakcie szykowania się do skoku, ataku i ucieczki jednocześnie. Siedział na grubym korzeniu wielgachnego drzewa, tak, że puszczonymi w dół stopami mieszał między liśćmi, które opadły na wszechobecny mech. Tak naprawdę to sam nie wiedział, czego tu szukał: spokoju? miejsca, w którym mógłby po raz milionowy pozbierać myśli? Uśmiechnął się lekko sam do siebie i wzrokiem omiótł okolicę. Jednego był pewien – nie był już w stanie znieść dłużej powtarzanych jak mantra kłótni, sprzeczek i przyciszonych lekko głosów tych, którzy niezadowoleni byli z faktu, że niejaki Bellamy Blake, swoją drogą właściciel dostojnego pistoletu (którego Alex, pomimo pogardy, jaką darzył broń, w milczeniu mu zazdrościł) zdecydowanie wysuwał się na prowadzenie i niejako okrzyknął się dowódcą tej nieposkromionej zgrai nastolatków; fakt, był z nich wszystkich najstarszy i pewnie najbardziej zaprawiony w boju, nie oznaczało to jednak, że to właśnie on stanowił najodpowiedniejszą osobę na tym miejscu. Ale Calae, którego dowódcy, monarchowie i inni władcy ani nie ziębili, ani nie grzali, nie miał najmniejszego zamiaru się w to mieszać. Miał inne priorytety. Na przykład… przetrwać w tej szalonej dziczy, gdzie za każdym rogiem czekało zagrożenie, a nawet zebrana w obozie hołota nie potrafiła zgrać się na tyle, aby coś działać? Wyciągnął swój niedawno nabyty nożyk i przyjrzał mu się uważnie – nie była to najlepsza broń, jaką kiedykolwiek dzierżył w dłoni, ale zdawał sobie sprawę z tego, że w danej sytuacji nie przysługuje mu nic lepszego. Z jakiegoś powodu miał jednak nastrój tak wspaniały, iż nożyk ten wydawał mu się być najwspanialszą rzeczą na tej półkuli. No bo przecież skoro miał broń, to miał też możliwość walki, a czego więcej chcieć od życia? W dodatku otaczała go tak piękna zieleń. Ziemia. Nigdy nawet nie wyobrażał sobie, że będzie tu tak cudownie; że zacznie czcić każdy delikatny promyk słońca ogrzewający mu pobladłe od szesnastu (no, niemal siedemnastu, poprawił się w myśli) lat, każdy głęboki oddech, który brał bez obawy, że wkrótce zabraknie mu tlenu, każdy nieprzyjemny szelest liści mogący być przecież zapowiedzią zbliżającego się niebezpieczeństwa. Ale, jak to mówią - żyć nie umierać!
Claire Meminger
Temat: Re: Korzenie Wto 5 Maj 2015 - 0:11
//bilokejszyn! po poszukiwaniach
Och, Claire. Czy ty nawet nie potrafisz ukryć się porządnie wśród drzew? - pomyślała dziewczyna, widząc jak nieznajomy chwyta za, co prawda niewielki, ale nadal nóż. Widok choćby najmniejszej broni zawsze wywoływał u Claire odruch wymiotny. N i e n a w i d z i ła broni od dnia swych narodzin. Kojarzyła jej się ze wszystkim co najgorsze - śmiercią, cierpieniem i... własnym ojcem. Dziewczynie od razu przypominał się sposób, w jaki jej rodziciel polerował ciężki metal. Posiadał on specjalne pozwolenie na broń od samego Kanclerza, bo używał jej do prowadzenia zajęć, choć czasem Claire miała wrażenie, że pewnego dnia, kiedy znowu nie wróci na noc do ich pomieszczenia mieszkalnego, ojciec strzeli do niej. Jej rodzice nienawidzili tego, że dziewczyna rzadko bywała w nocy tam, gdzie być powinna. Ale teraz to już nie miało znaczenia. Teraz Claire była wolna. Teraz mogła robić, co tylko będzie chciała. Teraz... wyszła zza krzaków. W końcu nie mogła tu siedzieć dopóki chłopak w końcu rzuci się na nią z nożem, biorąc ją za dziką zwierzynę idealną na obiad. - Och. No, to mu powiedziała. Na nic więcej jednak nie mogła się zdobyć. Stojąca przed nią osoba budziła w niej jakąś nieśmiałość. A w Claire trudno było onieśmielić. Serio, była bardzo swobodną i śmiałą osobą. A jednak tym razem stała i nie miała pojęcia co powiedzieć, jak uchronić się przed tym patrzącym na nią piorunującym wzrokiem. Ironii tej sytuacji dodawał fakt, że nieznajomy był sporo wyższy od Claire, więc spoglądał na nią z góry. Po dłuższej chwili dziewczyna postanowiła przerwać tę niezreczną ciszę pełną dziwnych wspomnień najbanalniejszym tekstem, jaki mogłaby wypowiedzieć: - Kim jesteś? ]
Alexander Calae
Temat: Re: Korzenie Wto 5 Maj 2015 - 0:36
Coś znowu niebezpiecznie zaszeleściło, ale tym razem Alex był całkowicie i niepodważalnie pewny, że nadwrażliwa wyobraźnia nie płatała mu figlów; dlatego zerwał się w te pędy na nogi, a nóż, swą największą (no cóż, bo jedyną) broń chwycił jakoś krzywo, ale mocno i pewnie. Rozsądek podpowiadał mu jednak, iż nie powinien nadmiernie się stresować, bo to pewnie jakaś zabłąkana, ale kompletnie nieszkodliwa duszyczka postanowiła urządzić sobie, zupełnie jak on, radosną wędrówkę wśród korzeni. Nie mylił się. Dziewczyna wyglądała na młodszą od niego, aczkolwiek niewiele, miała ciemne, leciutko nieokrzesane włosy oraz wyraz twarzy wskazujący najprawdopodobniej na zdumienie, może nawet jakąś nieśmiałość. Alexander momentalnie opuścił swój nóż i wyprostował się; nie spodziewał się z jej strony zagrożenia większego niż butnego słowa, a on sam nie miał przecież najmniejszego zamiaru siać mordu wśród swoich towarzyszy. Domyślił się, że ciemnowłosa nie była zmutowanym przez nadmierne działanie promieniowania jeleniem, a zagubioną nastolatką, która jakiś czas temu oskarżona została – słusznie albo nie – o popełnienie większego lub mniejszego przestępstwa na Arce. Uśmiechnął się lekko, może nieco pobłażliwie, ale miał nadzieję, że w ten sposób pozbędzie się zbędnego napięcia. Bo przecież groził jej nożem zupełnie przez przypadek - nie chciał, broń Boże, wyrządzić tej istotce najmniejszej krzywdy. - Seryjnym mordercą kryjącym się po krzakach. A jak myślisz? Dokładnie tym, kim i ty – odpowiedział, wciąż utrzymując podniesione kąciki ust. - No, chyba że tylko udajesz młodocianą przestępczynię zesłaną przez Arkę, a tak naprawdę to ty jesteś seryjną morderczynią. W takim wypadku powinienem chyba rozpocząć ewakuację. Uparcie wierzył, że dziewczyna nie weźmie jego słów na poważnie, ale na wszelki wypadek wyszczerzył się w jeszcze szerszym uśmiechu, aby pokazać, że nie miał złych intencji. - Jestem Alex.
Claire Meminger
Temat: Re: Korzenie Wto 5 Maj 2015 - 14:59
Claire uniosła lekko brwi, uśmiechając się. Nie miała pojęcia, że wśród tej setki złodziejaszków, bandytów i wandali, znajdzie kogoś z poczuciem humoru. - Och, z tym zabójstwem to wolę nie mówić, czy powinieneś się ewakuować. No wiesz, im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. - odpowiedziała, śmiejąc się lekko. Usta chłopaka też wygięły się w lekki łuk, na który opadały blond włosy. Znikło jego srogie spojrzenie. Imię chłopaka było dosyć zwyczajne, ale ładne. Dziewczyna stwierdziła, że też chyba wypada się przedstawić. - Claire. Następnie znów zapadła głucha cisza, przerywana tylko szelestem liści spowodowanym przestępowaniem z nogi na nogę. Claire próbowała odszukać w pamięci twarz chłopaka, ale nie kojarzyła go zupełnie. - Och, opcja z seryjnym ziemskim mordercą robi się coraz bardziej prawdopodobna; bo widzisz, ja zupełnie nie pamiętam cię z Arki. Dziewczyna wolała nie przyznawać się, że prawdopodobnie nie pamięta go, bo ostatnie dwa lata spędziła w celi, z dala od wszystkich. Nastoletnia przestępczyni brzmi słabo, ale trzynastoletnia przestępczyni jeszcze gorzej. - A więc, gdzie się ukrywałeś?
Alexander Calae
Temat: Re: Korzenie Wto 5 Maj 2015 - 15:54
Już chciał rzucić rozkoszną uwagę w stylu „och, uważaj lepiej, bo to ja mam nóż i w dodatku jedno życie ludzkie na sumieniu!”, ale coś powstrzymało go w ostatniej chwili i najpewniej był to zdrowy rozsądek. Żarty żartami, ale bezwstydne zatracanie się na granicy dowcipu oraz brzydkiej prawdy należało raczej do rzeczy niebezpiecznych. Bo chociaż Alexa nie ciągnęło w żaden sposób do dalszego zabijania, to Claire o tym nie wiedziała, a bojaźliwa wyobraźnia mogła zwieść ją na manowce. Co wtedy? Krzyczałaby, że goni ją seryjny morderca i gwałciciel, a cała setka popatrzyłaby na niego tym niekoniecznie pochlebiającym wzrokiem, a on sam skazany by został tym samym na wieczną, samotną tułaczkę po powierzchni Ziemi? Schował natrętne i niekoniecznie pozytywne myśli do kieszeni. Nieszczególnie wiedział, co powiedzieć, bo nie chciał mijać się z prawdą, a ta nie była zbyt zachęcająca. Mógł przecież po prostu rzucić od niechcenia uwagę, że nigdy nie przepadał za towarzystwem rówieśników i przez całe życie szedł wpatrzony w swoją najlepszą przyjaciółkę, która – swoją drogą, całkowicie z jego winy – dryfowała teraz gdzieś w przestrzeni kosmicznej, chociaż bardziej prawdopodobne, że ciśnienie zamieniło ją w niezidentyfikowaną ciapkę wraz z momentem wykonania egzekucji. - Może po prostu nie byłem godny zapamiętania – odrzucił więc tylko, wzruszając ledwo zauważalnie ramionami. Jego uśmiech osłabł lekko, ale nie zniknął całkowicie. W gruncie rzeczy Alex był dość przystępnym i radosnym człowiekiem, chociaż częściej wykrzywiał twarz w wyrazie sarkastycznego „róbta co chceta, i tak wiem lepiej”. Obdarzył dziewczynę długim, uważnym i (nieświadomie, nie chciał tego robić) przeszywającym spojrzeniem jasnych oczu. - Hm, ciebie za to skądś kojarzę, tylko nie potrafię sobie jeszcze przypomnieć, skąd. Kojarzył jakąś aferę z udziałem dziewczynki niemal bliźniaczo podobnej do Claire, ale o co chodziło? Morderstwo, kradzież, jakiś bunt na Arce? Zmrużył oczy, wyraźnie się zastanawiając, ale myśli chaotycznie kołatały się po jego głowie i nie potrafił złapać tej prawidłowej.
Claire Meminger
Temat: Re: Korzenie Sro 6 Maj 2015 - 19:05
Alexander nieco spoważniał słysząc jej żart. Cóż, każdy ma inne poczucie humoru. Nawiasem mówiąc, humor Claire rzadko był upodobniony do himoru reszty. Podobno jej żarty były dziwne. Ogólnie sporo osób uważało ją za dziwaczkę, nawet ci z LA-LP. Spoglądali na nią jak na jakąś psychopatkę, a ona tylko chciała lepiej żyć na Arce, tak jak oni. Dodatkowo przypomniała się jej organizacja, kiedy Alex stwierdził, że skądś ją kojarzy. No tak, zwalczenie ich zgrupowania to była dosyć głośna sprawa. Wyrzucono wtedy w kosmos mnóstwo ludzi, oprócz Claire uchowało się pięcioro rebeliantów, ale oni naprawdopodobniej też zostali zabici jakiś czas temu. Ona była ostatnia w kolejce. - Och, może kojarzysz mnie stąd, że brałam udział w minibuncie jakieś dwa lata temu, który zakończył się po tym, jak moi rodzice nas wydali i zesłali wszystkich członków na pewną śmierć. Choć Claire starała się to ukryć, łzy napłynęły jej do oczu. Wszystkie wspomnienia wróciły. Wzrok rodziców pytających gdzie znowu się włóczyła i że wszyscy inni trzynastolatkowie nie wymykają się na noc z domu. Dezaprobata we wzroku ojca kręcącego głową, mówiącego: "Weźcie ją do celi. Ona też brała w tym udział"... Dziewczyna lekko pociągnęła nosem i wytarła rękawem kilka łez, które zdążyły spłynąć na policzki. - Przepraszam. - wyszeptała, po czym chwilowe załamanie zamaskowała szerokim uśmiechem. Co prawda miała już nie oszukiwać ludzi co do swoich emocji, ale zrobiła to już w swoim życiu tyle razy, że teraz nie mogła się odzwyczaić. Cóż, kłamała swoją mimiką tyle razy, że nie zaszkodzi zrobić to raz jeszcze. - Nie mów, że nie byłeś godny zapamiętania. Każdego złoczyńcę na Arce się pamięta. - rzuciła głosem przepełnionym sarkazmem. To co powiedziała oczywiście było kłamstwem. Nikt nie pamiętał imion ani twarzy osób, które odeszły; było ich zbyt wiele. - Co więc zrobiłeś, jeśli nie było to godne zapamiętania?
Alexander Calae
Temat: Re: Korzenie Sro 6 Maj 2015 - 21:49
No tak, nagle wszystko stało się jasne; oczywiście, że kojarzył tę głośną akcję sprzed paru lat, która zakończyła się masowymi egzekucjami i wtrąceniem paru nieletnich do celi. Na Arce od zawsze tępiono wszelakie przejawy buntu oraz rewolucyjne ugrupowania (alias sekty). Trudno było im się dziwić; jakikolwiek atak terrorystycznopodobny zakończyłby się nie tylko śmiercią zdecydowanie zbyt wielu ludzi, ale także wysadzeniem całej Arki, a to raczej nie było nigdy pożądanym rezultatem. Alex poniekąd popierał radykalne rozwiązania. Wierzył w tak zwane mniejsze zło i poświęcenia dla dobra ogółu. Prawie zdążył się pogodzić z wydarzeniami sprzed roku, a im więcej o tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że dobrze zrobił – kto wie, do czego doprowadziłyby w końcu przekręty jego ojca, a być może życie dwóch osób (w dodatku bardzo mu bliskich) było dość adekwatną ceną, jaką zapłacił za spokój. - No tak, rzeczywiście była taka sprawa – rzucił w końcu dość obojętnym głosem. Cóż, przynajmniej Claire nie okazała się złodziejką albo psychopatką, którą zaaresztowano za podcinanie gardeł Bogu ducha winnym dziesięciolatkom. I dopiero wtedy zauważył, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie zaczęła płakać. Patrzył, jak do jej oczu napływały łzy i niemal natychmiast jego mózg się wyłączył; zupełnie jak każdy inny chłopak tracił kompletnie rozsądek, kiedy w jego pobliżu przedstawicielka płci piękniejszej bezceremonialnie łkała. Stał się kamiennym posągiem; nie umiał znaleźć odpowiednich słów, nie wiedział, czy powinien ją przytulić, poklepać po plecach, rzucić chociaż jakieś jakże pokrzepiające i dyplomatyczne zdanie w stylu „no hej, nie ma co się martwić, oni wszyscy nie żyją, ale ty masz się dobrze”? Burknął więc pod nosem coś elokwentnego, trudno stwierdzić, czy przypominało to bardziej "uhm", "yhm" czy "ech", zamaskował to jednak krótkim kaszlnięciem i patrzył bezsilnie, jak dziewczyna zbiera się ponownie do kupy. W końcu przełamał swój strach przed płaczącymi dziewczynami i zmusił się do lekkiego, pokrzepiającego oraz serdecznego uśmiechu. - Nie przepraszaj – powiedział cicho. - Ale jesteśmy na Ziemi. Dostaliśmy szansę, żeby zacząć kompletnie nowe życie, nie możemy zmarnować jej na rozpamiętywanie przeszłości. W porządku? – Popatrzył na dziewczynę, upewniając się, czy dotarły do niej jego słowa; nigdy nie był dobry w pocieszaniu innych, a wymyślne formułki typu „będzie dobrze” nie chciały przejść mu przez gardło; były to bowiem wyjątkowo okrutne kłamstwa. Bo wiadomo, że nie będzie dobrze. Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien powiedzieć prawdę – obawiał się jednak, że przestraszy dziewczynę... oraz prawdopodobnie pozostałą część Setki; bo chociaż nie żałował tego, co zrobił, w oczach innych mógł prezentować się jako podręcznikowy przykład mordercy. Nie wiedział, czy powinien wykorzystać niewiedzę Claire i gładko skłamać, czy może zmierzyć się z demonami własnej przeszłości. - To długa historia – rzucił tylko, patrząc dość uważnie na reakcję dziewczyny. Pomogłem ojcu zejść z tego świata. – Nikt nie słucha wersji dzieci, kiedy dochodzi do konfliktów rodzinnych. W sumie to nieszczególnie lubię o tym mówić.
Claire Meminger
Temat: Re: Korzenie Pią 8 Maj 2015 - 23:31
Claire doskonale wiedziała co Alex ma na myśli. Jej też nikt nie chciał słuchać, kiedy krzyczała, że to co mówi o niej ojciec to bzdury. Och, właściwie to nie do końca były bzdury, w końcu naprawdę wpadła w "szemrane towarzystwo", jak to on określił. Ale i tak gdyby nie on, nikt z organizacji nie poszedłby do więzienia ani nie zginął. Dziewczyna jeszcze przez chwilę zastanawiała się za co dokładnie mógł zostać wysłany na Ziemię Alexander. Może tak jak jej ktoś wmawiał dzień w dzień bzdurę, że zrobił rzecz. Może jemu też ktoś powiedział to tyle razy, że zaczął w końcu w to wierzyć. W końcu po dłuższej chwili dziwnych spojrzeń przesyłanych sobie nawzajem, Claire stwierdziła, że warto byłoby jakoś podtrzymać rozmowę. Bała się, że jeśli tego nie zrobi, Alex sobie pójdzie, a nie mogła tak szybko stracić z oczu jak na razie jedynej osoby z Setki, która miała chociaż jakieś śladowe ilości poczucia humoru. - Masz kogoś? - zapytała w końcu i po chwili zarumieniła się, kiedy zdała sobie sprawę jak zabrzmiało jej pytanie, mimo, iż nie o to jej chodziło. - Och, przepraszam. Mam na myśli: czy z kimś się tu trzymasz. Masz jakiegoś kumpla? W sumie Claire sama nie wiedziała czemu o to zapytała. Zazwyczaj nie zawierała zbyt wielu znajomości, między innymi dlatego, że nie miała z kim. Natomiast tutaj w ciągu dwóch dni zdążyła poznać sześć osób. Yay, to chyba nowy rekord. Bardzo jej się to podobało. W końcu kiedyś musiała nadrobić te piętnaście lat. A teraz był chyba odpowiedni moment.
Alexander Calae
Temat: Re: Korzenie Sob 9 Maj 2015 - 21:48
Nie wiedział, dlaczego, ale przy Claire nawet przyjemnie mu się milczało; towarzystwo dziewczyny wywołało niepowstrzymaną lawinę wspomnień w jego głowie i wykorzystał chwilę ciszy, aby z rozkoszą się w niej pławić. Imię Daisy znowu zapiekło, tak, jakby nawet najbardziej błaha myśl o jego dawnej przyjaciółce otworzyła wyjątkowo paskudną ranę bryzgającą obrzydliwą ropą oraz strumieniem rubinowej krwi. Dostaliśmy szansę, żeby zacząć kompletnie nowe życie, nie możemy zmarnować jej na rozpamiętywanie przeszłości. W porządku? Jego własne słowa brzmiały jakoś obco; rozpamiętywanie przyszłości należało przecież do szerokiego grona jego ulubionych zajęć; zajmowało ono myśli Alexa przez przeszło rok, który zmarnował, gnijąc w celi. Głos Claire wyrwał go brutalnie z rozmyślań, sprowadził szybko na Ziemię. Nie mógł powstrzymać rozbawienia i wyszczerzył się w głupkowatym uśmiechu, kiedy patrzył, jak dziewczyna gubi się we własnym zakłopotaniu i uroczy rumieniec wpływa na jej twarz. - Nie – powiedział z gigantycznym uśmiechem i niepowstrzymaną radością tańczącą beztrosko makarenę w głosie. I znowu nadeszła chwila nostalgii, w której ponownie rozpamiętywał swoją przyjaciółkę, jej niefrasobliwy, śpiewny ton i niesforne burze ciemnych loków. Jej roześmianą, idealnie proporcjonalną twarz, wielkie, sarnie oczy, w których czaiło się coś nieujarzmionego. Wiecznie chłodne dłonie, jakim nie pomagały najbardziej puchate rękawiczki czy kubki najgorętszego, najwspanialej pachnącego napoju. Z twarzy nie zszedł mu jednak uśmiech, bo chociaż te wspomnienia były jak rozdrapywanie starych ran, to nie bolały już tak mocno, jak rok temu. - Nie mam nikogo. I raczej z nikim się nie trzymam – dokończył i obdarzył Claire najsympatyczniejszym spojrzeniem, na jakie mógł się w danej chwili zdobyć. Była taka… sam nie wiedział, jaka. Przypominała mu małego, zagubionego kotka, który miał czasem problemy ze skoordynowaniem ruchów własnych łapek i był tak rozkosznie niezdarny. - A ty? Zdążyłaś już zawrzeć nowe przyjaźnie z innymi młodocianymi kryminalistami?
Mistrz Gry
Temat: Re: Korzenie Pon 11 Maj 2015 - 22:40
Wszyscy cieszyli się z "odzyskanej" wolności, a każdy robił to na swój sposób. Byli tacy, których to wszystko wciąż przerażało i totalnie nie mieli pojęcia jak odnaleźć się w tej nowej, zupełnie nieprzewidywalnej rzeczywistości. Spora część był po prostu zafascynowana miejscem w którym się znaleźli i nie chciała tracić ani chwili czasu na zamartwianie się przyszłością, chcąc poznać każdy zakątek lasu. Można też było spotkać taką grupkę osób, z której każdy miał zamiar czerpać pełnymi garściami z tego, że po prostu może robić to, na co ma ochotę. Do tej właśnie grupy zaliczała się Serafina, której całe dotychczasowe życie było kontrolowane przez nadopiekuńczych rodziców. Oczywiście to, nie uchroniło dziewczyny przed trafieniem do sky boxa, ale przynajmniej skutecznie odstraszali od niej zarówno potencjalnych chłopaków, jak i nawet przyjaciół. Sam fakt, że tutaj, na Ziemi nie ma nikogo, kto mógłby jej powiedzieć co ma robić, z kim rozmawiać, gdzie spędzać czas, przyprawiał dziewczynę o szybsze bicie serca. W końcu mogła robić to, co tylko chciała i nie było nikogo, zupełnie nikogo, kto mógłby ją powstrzymać. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko spotkała na swojej drodze chłopaka, nie miała zamiaru tracić czasu. Od słowa do słowa, od uśmiechu do uśmiechu, w końcu ta dwójka - która nawet nie znała swoich imion - zaczęła obdarowywać się namiętnymi pocałunkami. Być może te ogromne pokłady pożądania były wynikiem zachłyśnięcia się wolnością i bardzo możliwe, że już niedługo oboje będą tego żałować, jednak teraz nikt, ani nic się nie liczyło. Zaczęli się do siebie kleić, niczym dwie przylep, zasysając swe twarze jak jakieś przyssawki. Niezbyt atrakcyjny widok, chyba że jest się jakimś pedofilem, albo erotomanem. Chłopak szybko zaczął mocować się z bluzką Serafiny i właściwie wszystko byłoby dobrze i fajnie, bo wiadomo - robimy to co chcemy i te sprawy, gdyby nie to, że znajdowali się w obozie, przy korzeniach, gdzie kręciło się mnóstwo osób. Właściwie to już na sobie leżeli, więc jak ktoś nie chce podziwiać porno na żywo, to chyba lepiej dla niego i jego psychiki żeby się po prostu ulotnił, bo nic nie wskazuje na to, że ta dwójka da sobie spokój i pójdzie w inną stronę.
Forum stworzone na podstawie serialu The 100. Styl, ogłoszenie, wszystkie kody oraz grafika znajdujące się na forum zostały stworzone przez administrację.