Temat: Przejściowe schronienie Gwen Pią 13 Mar 2015 - 0:18
Jest to niewielkie pomieszczenie do którego prowadzi dwumetrowy otwór - rura służąca kiedyś za szyb wentylacyjny. Jego wejścia strzeże teraz blacha przykryta liśćmi i krzakami. W środku znajduje się jedno pomieszczenie z dołkiem po środku. Urządzone po spartańsku, na ścianach widniały różnego rodzaju rysunki, symbole. Z dawnego świata pozostało jedynie wyblakłe, zniszczone zdjęcie uśmiechniętej rodziny.
Przybyli do tego miejsca zaraz po tym jak zapadła noc. Max dzielnie wytrzymywał niełatwą wędrówkę z małomówną Ziemianką, która szła na przodzie bacznie rozglądając się dookoła. Zaprosiła go gestem głowy do środka, dbając o to aby zamaskować wejście do kryjówki. Przez chwile musieli iść pochyleni, ale w końcu stanęli prosto na nogach. Gwen od razu przystąpiła do przygotowywania kolacji. Wzięła od chłopaka rybę i nabiła na rożen. - Gwenever kom ice trigedakru. - odezwała się w swoim ojczystym języku. Przedstawiła się, pokazując mu aby usiadł na stołku. - Co tu robisz? - Te tu oznaczało Ziemię, a nie bunkier.
Maximilian Deegan
Temat: Re: Przejściowe schronienie Gwen Sob 14 Mar 2015 - 13:13
Prowadziła go gdzieś, nie wiedział gdzie. Zapadła noc, choć wędrówki nie było końca, ale jednak dotarli do miejsca docelowego. No w każdym razie tak mu się wydawało, gdyż zaprosiła go do środka. Nie podobało mu się, że musiał się schylać początkowo, ale ostatecznie to przebolał. Potem można było już normalnie stanąć, co przyjął z radością. Ziemianka wzięła od niego rybę i zaczęła przygotowywać posiłek. Aż dziw bierze, że jeszcze go nie zabiła, albo nie zrobiła tego zamiast tej gigantycznej ryby. - Przepraszam, ale nic nie rozumiem z tego co mówisz. – powiedział wzruszając ramionami i będąc jednocześnie trochę zmieszany w tym momencie. Nie znał jej języka, a na Arce nie uczył się żadnego. - Poszedłem sobie na spacer. Chciałem zobaczyć czy w okolicy jest coś do jedzenia. – odpowiedział jej Maximilian. Uznał, że jeśli okazałoby się iż ma złe zamiary wobec niego to lepiej będzie jak nie wkopie pozostałych i zostawi część informacji tylko i wyłącznie dla swojej wiadomości. Nigdy nie wiadomo co jej może strzelić do głowy. - To Twój dom? – powiedział rozglądając się po całym pomieszczeniu. - Wyjawisz mi jak Cię zwą? – zapytał raz jeszcze spoglądając na nią.
Zaczynała mieć wrażenie, że rozmawia z opóźnionym umysłowo dzieckiem. Może powinna przestać być miłą i pokazać mu prawdziwe oblicze Ziemian? Uzbrój się w cierpliwość - powtarzała sobie nie spuszczając wzroku z postaci Maxa. - Gwenevere - rzuciła krótko, nie mając pojęcia, że jej imię występowało kiedyś w legendach arturiańskich. Niestety nigdy na oczy nie widziała książki, a co za tym idzie nie potrafiła czytać literek jakie znał Deegan. Może uraczy ją jakąś opowiastką? - Spacer? Niebezpiecznie na spacer i daleko do tego co spadło z nieba. - starannie dobierała odpowiednie słówka. - Tu jest bezpiecznie. Możesz zostać. - dodała starając się wyglądać mile i przyjaźnie. W myślach za to widziała sto sposobów na pozbawienie chłopaczka życia. Niestety był na razie bezpieczny. O ile nie zacznie mu odwalać. - Jedz.
Na szczęście jego prośby i modły zostały wysłuchane. Dziewczyna wypowiedziała swoje imię. Maximilian bez problemu je rozpoznał. Gwenevere… Tak, na pewno skojarzył to imię. - Gwenevere.. To brzmi jak Ginewra. Wiesz, że kiedyś czytałem o tym imieniu w jednej z książek? – starał się zainteresować tym swoją rozmówczynię. – Ginevra to postać z legend arturiańskich, olśniewająco piękna żona króla Artura, w niemal wszystkich wersjach legendy bezdzietna. Królowa Ginevra… – pomyślał sobie przez chwilę Maximilian i właściwie przez chwilę zorientował się, że może rozmawiać z kimś ważnym z tej planety. - Jesteś królową? Władcą tej ziemi? – zapytał nagle zaciekawiony i jednocześnie przestraszony. Mogła go tam zabić nad wodą, a mimo tego nie dokonała czynu zabójstwa. Trzymała go przy życiu dla określonego celu. Dlaczego? - To co spadło z nieba, to statek. Przybyliśmy z kosmosu, gdzie mieszkaliśmy w.. wśród gwiazd. – rozsądnie nie wspomniał jej, że mieszkał przez ostatnie kilka miesięcy w odosobnieniu, czy jak kto woli we więzieniu. Mogłaby różnie na to zareagować, a w konsekwencji zabić i to bez pardonu. - Dziękuję. Jesteś miła. – powiedział i zaczął jeść przygotowany przez nią posiłek. O dziwo smakowało mu to, co przyrządziła Gwenevere, choć smak to dziwny miało. Takiego czegoś na Arce nigdy nie jadł. No w każdym razie sobie nie przypominał. - Masz rodzinę? – zapytał z ciekawości Max patrząc na nią wzrokiem rasowego obserwatora. Chciał się trochę dowiedzieć o swojej wybawicielce.
Prowizoryczne schronienie młodej kobiety było jedną z najlepszych kryjówek jakie można było sobie wymarzyć. Z zewnątrz bardzo trudno było dostrzec wejście zarówno przez człowieka jak i zwierzę. Trujące opary śmiercionośnej mgły były bezsilne. Czyżby Max znajdował się w pułapce, a może zyskał przewagę nad innymi z setki? Co jeszcze zaoferuje mu Ziemianka? Kiedy usłyszała jak mówi o jakiejś książce, legendach i tak dalej, spojrzała na niego z dziwnym wyrazem twarzy. Nigdy nie widziała książki... Nie słyszała również niczego o swojej imienniczce z dawnych, zamierzchłych czasów. - Królowa Ginevra? - powtórzyła za nim, po raz pierwszy wzbudził w niej ciekawość. Chciała wiedzieć więcej. Lubiła historie o tym jak świat wyglądał wcześniej. - Nie - odparła - Ja jestem córką hedy. Góry są nasze. Ukroiła plaster ryby i wsadziła do ust. Kiedy przeżuła i przełknęła kontynuowała. - Nie można mieszkać wśród gwiazd - rzekła z niemalże dziecinną prostotą. - Czemu spadliście? Skończyła jeść i sięgnęła bo drewniany kubek w którym znajdowała się źródlana woda. - Mam. Braci i siostry, cały klan. Wszyscy jesteśmy rodziną - powiedziała upijając łyk. - Opowiedz mi więcej o królowej Ginewrze. - poprosiła.
- Tak, królowa Ginevra. Nie słyszałaś? – zapytał dalej konsumując swoją porcję posiłku. O dziwo w obecnej sytuacji czuł się bezpiecznie, choć nie do końca komfortowo. - Hedy? Dziwne imię… – powtórzył dziwiąc się mocno. - W takim razie jesteście szczęściarzami. W kosmosie nie mieliśmy gór. – powiedział ze smutkiem. Tutaj na ziemi było tyle wspaniałych rzeczy… Aż kusiło go by namówić resztę „setki” aby nie powiadamiać ludzi z Arki by tutaj zlądowali. W końcu Max i reszta mogliby żyć w pełni na wolności, a nie jako więźniowie, którzy zostali wysłani na niebezpieczną misję. Bo szczerze powiedziawszy powątpiewał, że gdy Arka tu przyleci to „setka” będzie równoprawnie traktowana. - Można. – wzruszył ramionami Max jakby to nie było w tym nic dziwnego. - Mieszkaliśmy tam od 97 lat, więc jakoś można. A czemu spadliśmy? – zapytał się i zastanawiał co na szybko odpowiedzieć by jednocześnie nie uznała go za zagrożenie, ale też mu uwierzyła. - Chcieliśmy sprawdzić czy Ziemia jest zdatna do ponownego zamieszkania. Jak widać była niemalże od zawsze, tyle że nie wszyscy przetrwali wielką wojnę nuklearną. – powiedział i westchnął. Świat przed 97 lat musiał być straszny i było tam nerwowo skoro dochodziło do tego typu spięć. Wojna była najgorszym możliwym tego wszystkiego skutkiem. - Ale takiej rodziny jak mama, tata.. rodzeństwo… Nie masz? Tylko jakiś.. klan? – zapytał z zaciekawieniem. Czyli musiało być znacznie więcej takich osób jak Gwenevere. No innej opcji nie było. Klany z reguły kojarzyły mu się z wielkimi społecznościami. Można powiedzieć, że na Arce było podobnie. Były rożne stacje, które pełniły swego rodzaju rolę „klanów.” Max odchrząknął i odstawił resztkę jedzenia. - To postać z legend arturiańskich, olśniewająco piękna żona króla Artura, w niemal wszystkich wersjach legendy bezdzietna. Była córką jego przyjaciela i sojusznika Leodegrance'a. Miała siostrę o imieniu Gwenhwyfach. – zaczął swoją opowieść na temat królowej Ginewry. W sumie nigdy nie lubił specjalnie tego typu opowiastek, ale o dziwo najłatwiej wpadały mu w ucho. - Artur ożenił się z Ginewrą w wieku 13 lat, wraz ze wstąpieniem na tron, w imię sojuszu z jej ojcem Leodegrance'm - bądź też, gdy spotkawszy ją w czasie jednej ze swych misji, zakochał się w niej bez pamięci. – kontynuował swoją przypowiastkę. Ziemianka słuchała uważnie, co też uznał za dobry znak. Widać w jakimś małym procencie wkupił się w jej łaski. - Ukochanym Ginewry był przyjaciel króla Artura, Lancelot z Jeziora, który obrał ją za damę swego serca, dokonywał w jej imię bohaterskich czynów i zaprzysiągł bronić z mieczem w ręce jej czci i sławy. - wziął głęboki oddech. - Ginewra wygnała Lancelota z zamku, gdy ten zdradził ją z Elaine z Corbenic, która dzięki czarom przybrała postać żony Artura i zwabiła tym sposobem jej ukochanego do swego łoża. – ciekawe jak zareaguje na tę część opowieści. Wzbudził zainteresowanie, to fakt. Ale czy uda mu się to utrzymać przez dłuższy czas? - Ujawnienie romansu Ginewry i Lancelota przez synów króla Lota, było przyczyną rozłamu wśród Rycerzy Okrągłego Stołu. Lancelot w obronie ukochanej zabił kilku swoich byłych przyjaciół, potem walczył z samym królem Arturem. Kiedy Artur walczył z Lancelotem, zostawił Ginewrę pod opieką swojego syna - Mordreda, a ten postanowił zająć miejsce ojca na tronie i u boku Ginewry. Ostatecznie w bitwie pod Camlann Mordred zabił Artura, ale najpierw sam otrzymał śmiertelną ranę. Razem ze śmiercią Artura upadł Camelot. Po tych wszystkich wydarzeniach Ginewra złożyła śluby zakonne. – i tym ostatnim zdaniem zakończył swoją wypowiedź. Wziął głęboki oddech ponownie i wypuścił powoli powietrze. - To wszystko co wiem na temat królowej Ginvery. To tylko postać z legend sprzed około 1500 lat jeśli dobrze liczę. – powiedział i wpatrywał się w Ziemiankę.
Forum stworzone na podstawie serialu The 100. Styl, ogłoszenie, wszystkie kody oraz grafika znajdujące się na forum zostały stworzone przez administrację.