Wystarczyły niespełna dwa dni, żeby Laertesa na powrót przygnało w okolicę Exodusa. Tym razem jednak zachował większą odległość od obozu i nie kręcił się w żadnym z miejsc, gdzie potencjalnie mógł się na kogokolwiek z Ludzi Nieba natknąć. Nie dlatego, że na spotkanie z nimi nie miał ochoty, bo miał i to wielką! W końcu ostatnim razem było całkiem ciekawie i choć chłopak zapierał się przed tym rękoma i nogami, trochę za rudowłosym dziewczęciem zatęsknił. Rozmawiali co prawda krótko, ale przez te parę minut zdążyła sobie zaskarbić jego sympatię. Była niewinna i bezbronna, a to automatycznie zaowocowało włączeniem się trybu starszego brata u Lae. Wiadomo, trzeba o nią dbać i pilnować, żeby nikt jej krzywdy nie zrobił! Stety niestety wylewny szczególnie w kwestii nie był, więc na chwilę obecną nie zapowiadało się na to, żeby poza nożem miał panience (dla niego nadal bezimiennej, bo trochę za szybko się z miejsca zdarzenia ulotnił) cokolwiek w najbliższej przyszłości zaoferować. Warto zaznaczyć, że wpadnięcie na tą, a nie inną przedstawicielkę Setki miał trochę inne wyobrażenie o całości, niż powinien. Z góry założył, że wszyscy pasażerowie statku to takie stado niewinnych baranków, które się wszystkiego boją, co wyjątkowo dalekie od prawdy było i pewnie niedługo miał się o tym przekonać.
Kiedy dotarł do urwiska usiadł na jego skraju, wpatrując się w ziejącą przed nim pustą, pogrążoną w ciemności przestrzeń. Doskonale wiedział, że jeden nieuważny ruch i spadnie, ładnie się o jakieś odstające gałęzie czy kamienie poobija, po czym połamie sobie wszystkie kości, jak tylko dotrze na dół. Albo jego zwłoki dotrą, ciężko mu było powiedzieć, jak taki lot dokładnie wyglądał. Westchnął zirytowany, głównie z powodu braku towarzystwa ale i ciekawości, której zaspokoić nie mógł - nie był aż tak głupi, żeby skoczyć w dół tylko dlatego, że chciał wiedzieć, jakie to uczucie. Chyba. Chociaż kto go tam wie?