Temat: Re: Polana na zachód od obozu Wto 14 Kwi 2015 - 23:18
Auć. Laurel zapewne nie miała pojęcia, że swoimi słowami trafiła w słaby punkt Claire. Była ona kolejną osobą, która uznała ją za niewystarczającą. Claire nienawidziła tego określenia, bo taka właśnie zawsze była. Za mało dobra, za słaba. To właśnie powtarzali jej rodzice. Sądziła, że tu się to zmieni, ale cóż, nadzieja matką głupich. W sumie to nawet nie była jakoś specjalnie zdziwiona, gdy tamta dziewczyna, której imienia wciąż nie znała, wspięła się na drzewo dużo szybciej i uzbierała prawie dwa razy więcej orzechów. Taaak, Claire często użalała się nad sobą, jeśli ktoś tego jeszcze nie zauważył. Sama chętnie by to w sobie zmieniła, ale po prostu nie potrafiła. Dopiero po chwili usłyszała pytającą odpowiedź Laurel. Problem w tym, że ona sama nie wiedziała co ma na myśli, ale postanowiła jakoś delikatnie to wyjaśnić, by Lau nie uznała jej za wariatkę. - Chodzi mi o to, czy... no wiesz. Ktoś jeszcze mógł przetrwać. Sama dziwiła się słysząc słowa wypadające szeptem do ucha Laurel. Skoro ludzie w Mount Weather mogli przeżyć najwyżej trzysta lat, to co dopiero wszyscy ci, którzy nie schronili się przed promieniowaniem? Chociaż z drugiej strony, oni także byli odporni na promieniowanie. Czy to coś znaczyło? Być może, ale tego na razie nie wiedział chyba nikt, a już na pewno nie Claire.
Laurel Mason
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 18 Kwi 2015 - 17:20
Możliwość, którą podsuwała jej Claire, nawet nie przeszła jej przez myśl, ale gdy już została poruszona, mimowolnie zaczęła się nad nią zastanawiać. Arka twierdziła, że na Ziemi nikt nie przetrwał, ale jeżeli prawda okazałaby się inna, to nie byłoby to pierwsze kłamstwo, którym karmiono ich na pokładzie stacji. Z drugiej strony - czy istniały jakiekolwiek podstawy, żeby je podważyć? Znajdowali się na lądzie już ponad dwadzieścia cztery godziny i przez cały ten czas Laurel nie zauważyła nawet królika, nie mówiąc już o innych ludziach; jeśli jednak promieniowanie faktycznie było zabójcze, to jakim cudem oni chodzili po Ziemi cali i zdrowi? A przynajmniej - większość była cała i zdrowa, bo bezimienna, półnaga teraz szatynka, raczej nie potwierdziłaby tej teorii. Wzruszyła w końcu ramionami, powoli kręcąc głową. - Nie wiem. Chyba nie. To znaczy - podobno wszystko spaliło się w promieniowaniu - powiedziała niepewnie, bezwiednie powtarzając to, czego uczono ich przez lata. Mogła nienawidzić Arki ile jej się podobało, ale wpływ, jaki wywarła na nią tamtejsza edukacja, był trudny do wyparcia. Działania Phoenix obserwowała z lekkim niepokojem, ledwie powstrzymując się przed wytrąceniem jej orzechów z ręki, zanim ta zdążyła włożyć jednego z nich do ust. Nie poruszyła się jednak; nie miała w zwyczaju matkować komukolwiek i nigdy w życiu by nie przyznała, że wizja dziewczyny, padającej trupem w zarośla po zjedzeniu trującej (hipotetycznie) rośliny, dosyć mocno ją przerażała. Nie to, żeby uważała, że nie powinni niczego dotykać, ale osobiście wolała, żeby za królika doświadczalnego robił ktoś inny. Osoby wśród Setki, które znała, mogłaby policzyć na palcach jednej ręki i nie czuła się dobrze z myślą, że tej grupie - już i tak mikroskopijnej - groził kolejny spadek liczebności. Wyglądało jednak na to, że Pho znała się na roślinach dużo lepiej niż Laurel (jakby to nie było oczywiste), bo zamiast paść bez życia, uśmiechnęła się szeroko, wywołując u panny Mason pełen ulgi uśmiech. Który natychmiast zamaskowała, zaciskając usta w wąską linię. - Super - powiedziała, zachowując umiarkowany entuzjazm. Nadal nie uśmiechał jej się powrót do obozu, bo wracanie z garścią orzechów za bardzo kojarzyło jej się z wracaniem z pustymi rękami, nie miała jednak zamiaru przeciwstawiać się woli większości. W najgorszym wypadku planowała wybrać się na poszukiwania wody sama, już po załatwieniu sprawy z orzechami i ukrytymi w paprociach zwłokami. - To co robimy? - zapytała jeszcze dla pewności, wkładając ręce do kieszeni i tym razem zrzucając odpowiedzialność za podjęcie decyzji na swoje współtowarzyszki.
Mistrz Gry
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 19 Kwi 2015 - 18:26
Podczas kiedy to dziewczęta były zajęte rozbieraniem zwłok, a także zbieraniem orzechów, na polanę zaczęły zlatywać się motyle. Nie były to jednak zwyczajne stworzenia, które Setka mogła podziwiać w książkach, które znajdowały się na Arce, tylko były to... fluorescencyjne motyle. Wszystkie były niebieskie i, mimo że mogły wydawać się podejrzane, to jednak były zwyczajnymi motylami (o ile pominie się to, że potrafiły świecić w ciemności). Z każdą sekundą pojawiało się ich coraz więcej i wszystkie zasiadały na otaczających polankę drzewach. Dlaczego akurat tutaj? Ciężko stwierdzić. Jednak widok był naprawdę zapierający dech w piersiach. Jeżeli dziewczyny znajdą chwilę czasu, to powinny chociaż chwilę poświęcić na spojrzenie na motyle, bo kto wie, kiedy będzie im dane zobaczyć coś takiego raz jeszcze.
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 25 Kwi 2015 - 0:15
Claire rzadko nie miała co powiedzieć. Zdarzało się to w trudnych dla niej, zazwyczaj smutnych momentach życia. Tym razem jednak było inaczej. Nic nie mówiła, bo po prostu całą swoją duszą pochłaniała piękno tego małego widoku, który miała przed sobą. Widziała motyle, chyba najpiękniejsze jakie istnieją. Aż sama zdziwiła się, że to zrobiło na niej aż takie wrażenie, zazwyczaj nie była zbyt wrażliwa na piękno natury. Jednak w tych małych owadach było coś niezwykłego. Coś, co sprawiało, że trudno było oderwać wzrok od ich barwnych skrzydełek powoli trzepoczących w powietrzu. Dopiero po chwili Claire niechętnie wróciła myślami do naszej "misji". Najwyraźniej jednak nie ona jedna zwróciła uwagę na te motyle, jej towarzyszki też stały w osłupieniu. Niestety dziewczyna wiedziała, że nie mogą tak długo stać bezczynnie i muszą iść dalej w poszukiwaniu wody lub jakiegoś innego jedzenia niż orzeszki o średnicy około dwóch centymetrów. - Może chodźmy bardziej w głąb lasu, tam powinno być więcej owoców lub jakaś zwierzyna. - zaproponowała Claire jednocześnie spoglądając na pozostałe dziewczyny z nadzieją na aprobatę. Jej pomysł był w sumie aktualnie najlepszy, bo jedyny jaki miały. Oby tylko nie poprowadził ich on do śmierci.
Laurel Mason
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 25 Kwi 2015 - 12:13
Najpierw poczuła lekkie muśnięcie na odsłoniętej skórze nadgarstka. Sekundę później w zasięgu wzroku mignęło jej coś niebieskiego i jakby migoczącego. Jedno skrzydło, drugie, trzecie - cofnęła się o krok, prawie bezwiednie, w pierwszej chwili nie rozumiejąc, na co tak naprawdę patrzyła. W klatce piersiowej zakiełkował strach czy obawa, szybko zastąpione przez trudny do wypowiedzenia zachwyt, gdy polana zaczęła wypełniać się najdziwniejszymi motylami, jakie Laurel widziała w życiu. Motylami, które nie tylko były żywe - nie spoglądające milcząco z kartek książki, nie zamrożone na zawsze w przejrzystej formalinie - ale też tak oderwane od rzeczywistości, że aż trudno było jej uwierzyć, że nie istniały jedynie w jej wyobraźni. Uśmiechnęła się lekko, delikatnie; na tyle, na ile pozwalały jej przyzwyczajone do obojętnego zaciskania usta. Nie zapomniała o naglącej misji, ale na kilka minut pozwoliła dryfować jej gdzieś na krawędzi świadomości, nie myśląc o ukrytych w zaroślach zwłokach ani ukradzionych butach, zwisających z jej plecaka. Podeszła do najbliższego krzewu, przed chwilą zielonego, teraz - pokrytego żyjącym błękitem. Wyciągnęła rękę, popychana nieodpartą chęcią dotknięcia niebieskiego cudu. Nieodpowiedzialną; w końcu nic nie wiedziała o tych stworzeniach. Piękno potrafiło być zabójcze, namacalny dowód na to leżał zaledwie kilka metrów od niej, ale coś jej mówiło, że to nie chmara motyli była odpowiedzialna za śmierć dziewczyny. A jeśli coś mogła stwierdzić na pewno, to to, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć ufanie intuicji wychodziło jej na dobre. Zbliżyła dłoń do krzewu; niewielka grupa owadów poderwała się do góry, uciekając przed nieznanym, ale Laurel nie zdążyła spróbować raz jeszcze, bo z chwilowego zapomnienia wyrwał ją głos Claire. Spojrzała na dziewczynę, w pierwszym momencie nieco nieprzytomnie, dopiero po kilku sekundach orientując się, że tak naprawdę odpowiadała na jej własne pytanie. A w dodatku odpowiadała sensownie i całkiem rozsądnie, powodując w Laurel kłujące zażenowanie nad własnym rozkojarzeniem. Wciągnęła powietrze, natychmiast wracając na ziemię, chociaż majaczące dookoła, niebieskie cienie, nadal wywoływały w niej ten sam rodzaj zachwytu. - Chodźmy - potwierdziła, kiwając głową i poprawiając paski plecaka. - Ale niedaleko, robi się późno - dodała po chwili. Tak naprawdę nie miała pojęcia, ile czasu mogło upłynąć, ale wydawało jej się, że słońce znajdowało się znacznie niżej niż w chwili, w której opuszczały obóz. Odwróciła się w stronę Phoenix. - Zawiadomisz resztę, że mają sporą orzechową spiżarnię zaraz pod nosem?* - zapytała, z jednej strony nie chcąc się rozdzielać, ale z drugiej - myśl, że ktoś inny zajmie się martwą dziewczyną, podnosiła ją na duchu.
*Nie wiem, czy Pho odpowie, bo znów ją wywiało, ale uznajmy, że odpowiedziała. :D
Wells Jaha
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 26 Kwi 2015 - 20:56
/ rozdziewiczam Wellsa! i przepraszam, że tak się porządziłam i wlazłam Wam w temat, ale Abi tu leży! i orzechy trzeba zebrać!
Wells nie należał do grupy, która ruszyła na poszukiwania zaginionych oraz jedzenia i wody. Pozostał w obozie, wykonując co prawda mniejsze, ale w gruncie rzeczy - przynajmniej według niego - również ważne zadania. Nazbierał więcej drewna, bo to, które ktoś naznosił dnia poprzedniego nie wystarczyłoby im na zbyt długo. Jeszcze raz przeszukał Exodus, mając nadzieję, że jego ojciec nie zostawił ich z aż tak marną wyprawką (okazało się, że jednak tak). Porozmontowywał też część siedzeń na pierwszym i drugim poziomie statku i przeniósł je pod ściany, robiąc dzięki temu więcej miejsca w centrum - czy to na wygodniejsze przechodzenie, czy na więcej miejsc do spania wewnątrz zamiast na dworzu. Z obicia jednego z krzeseł, taśmy izolacyjnej i pasów bezpieczeństwa stworzył sobie plecak, a z kawałka metalu - nożyk. Jeden z pasów wykorzystał również do tego, by wygodniej przetransportowywać w jedno miejsce drzewa powalone podczas lądowania. Miał parę pomysłów, do czego mogliby je wykorzystać, ale bez niczyjej pomocy było to raczej niewykonalne. A pomóc niestety nie chciał mu nikt. Ci, którzy pozostali w obozie woleli leżeć plackiem na słońcu, zacieśniać między sobą więzy (niekiedy dość dogłębnie) i wyklinać jego ojca za każdym razem, gdy Jaha próbował ich wciągnąć do którejś ze swoich prac. Również Clarke nie udało mu się przekonać do tego, by do niego dołączyła. Początkowo, gdy proponował jej jedno, ona wykręcała się koniecznością zrobienia czegoś innego, aż w końcu zupełnie zniknęła mu z jakiegokolwiek pola widzenia. Nie miał przez to okazji z nią porozmawiać. Ani zapytać, dlaczego tak łatwo dała się namówić poprzedniego wieczora na zdjęcie bransolety. Wiedziała przecież, jak działała i co każda z nich znaczyła dla mieszkańców Arki. Nie chciał jednak z góry jej oceniać, dopóki nie dowie się dokładnie, co ją do tego skłoniło. On sam i - ku jego uldze - jeszcze spora grupa z Setki nie zdecydowała się na taki krok. I nie zamierzał się na niego zdecydować nigdy. Nawet, jeżeli miałby zostać ostatnim z działającą bransoletą na ręce. Mijało coraz więcej czasu, a żadna z posłanych w las grup nie wracała. Dlatego też Wells postanowił wyruszyć za jedną z nich. Zabrał ze sobą swój nożyk oraz plecak i ruszył na zachód od obozu (sam, bo znów nikt nie chciał go słuchać). Na szczęście polana, na której zatrzymały się dziewczyny nie znajdowała się tak daleko od miejsca, w którym wylądował Exodus. Na pierwszy rzut oka wszystkie trzy wyglądały na całe i zdrowe, więc odetchnął cicho z ulgą. - Hej, minęło sporo czasu i jeszcze nikt nie wrócił z poszukiwań, więc pomyślałem... - zaczął, rzucając tym razem nieco uważniejszym spojrzeniem po otoczeniu. I nagle przerwał, gdy jego wzrok padł na przykryte paprociami i gałęziami ciało. Na pewno ciało? Nie kończąc zdania, podszedł od razu do niego i przykucnął, podnosząc jedną z paproci, by móc się upewnić. Zdawać by się mogło, że powinien przywyknąć do śmierci... Będąc synem Kanclerza (nawet jeśli ojciec próbował go jednak trzymać od egzekucji na dystans), wiedział o tak wielu. Część z tych wielu również widział na własne oczy. Śmierć nie jest jednak czymś, do czego powinno się przyzwyczajać. Szczególnie taka, jaka spotkała tę dziewczynę. Wells westchnął ciężko, mimowolnie zaciskając mocniej rękę na paproci i przypatrując się chwilę jej twarzy. Próbował sobie ją jakoś skojarzyć. Jej ciało pokrywały okropne bąble, oczy miała zamknięte i tego akurat Jaha zmieniać nie chciał... Równie dobrze też mógł jej nigdy na Arce nie widzieć, a przynajmniej nie zwrócić na nią uwagi. Zirytowało go jednak to, że za nic nie był w stanie przypomnieć sobie chociaż jej imienia. Dopiero po chwili zauważył, że zza innych paproci i gałęzi, jakimi była przykryta dziewczyna, zauważyć można było to, że ktoś zdążył już ją rozebrać i zdjąć jej buty. Nie uznał tego za jakkolwiek niepokojące. Jakkolwiek zimno by to nie brzmiało, jej rzeczy przydadzą się jeszcze reszcie grupy. Milcząco kiwnął więc tylko głową, gdzieś w duchu odczuwając ulgę, że to nie on musiał to robić. Zakrył z powrotem twarz zmarłej, póki co zostawiając ją w spokoju, jednak obiecując sobie, że zajmie się pochówkiem jej ciała (bo nie zamierzał jej zostawić ot tak, na widoku) później. Podniósł się z kucek i w końcu spojrzał ponownie na dziewczyny. - Wam nic nie jest? - zapytał też. W końcu nie miał pojęcia, co zabiło tą czwartą. Nawet nie potrafił sobie przypomnieć, czy była jedną z tych, które też wyruszyły na poszukiwania... I niestety nie potrafił teraz myśleć o czymkolwiek innym.
Ostatnio zmieniony przez Wells Jaha dnia Nie 26 Kwi 2015 - 22:46, w całości zmieniany 1 raz
Phoenix Bicchieri
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 26 Kwi 2015 - 22:06
Pho była zadowolona z odkrycia drugiego drzewa. Znaczyło to więcej pożywienia dla całej setki. Nie chciała się bawić w racje żywieniowe, jednak dopóki nie odkryją ich więcej niż dwa drzewa, i czegoś innego, co nadawałoby się do spożycia nie widziała innej opcji niż to. Nie uśmiechało jej się, gdy jej umysł zaczął obrazować jak cała ta sytuacja mogłaby wyglądać. Gdyby miała przy tym pomoc Bellamy’ego…to może jej plan mógłby się udać. Właśnie…Bellamy, to był osobny temat do rozmyślań, na Arce zostawiła przeszłość za sobą, bo nie miała innego wyboru, tu teraz wszystko się otworzyło na nowo a wolałaby trzymać wszystko pod kluczem, zamknięte tam gdzie powinno być, zamiast zawracać jej głowę w nowej rzeczywistości, w której nie była już 17 letnią dziewczyną, która żyła na Arce. Teraz była odpowiedzialną za siebie w nieznanym jej świecie gdzie wszystko jest możliwe i nieznane. Jak to, czego teraz byli świadkami. Motyle. Niezwykłe, bo niebieskie i świecące niczym mini latające latarki rozświetlające otoczenie, w którym się znajdowały. Phoenix nie była wyjątkiem, który oparł się magii motyli. W czasie, gdy obserwowała kilka z nich latając tuż obok drzewa, przy którym nadal stała, jeden z nich usiadł na jej dłoni, którą trzymała cały czas nieruchomo z orzechem jeszcze w skorupie. To było najbardziej niezwykłe zdarzenie, jakie wydarzyło się do tej pory. Przynajmniej licząc te dobre. Nie chciała myśleć o Abigail. To cokolwiek ja zabiło nie było ich sprzymierzeńcem. Jej chemiczna ciekawość kazała się jej dowiedzieć, co to było i jak to zneutralizować lub nauczyć się unikać. Oczywiście, to narażało ją na niebezpieczeństwo, i wiedziała jakby się do tego wszystkiego odniosła jej matka,…której Pho obecnie nie mogłaby nienawidzić bardziej. Mimo wszystko zachowywała się jak ona…połączenie umiejętności i wiedzy chemicznej ojca z upartością i ciekawością matki do wiercenia dziury w całym. Phoenix Bicchieri wypisz wymaluj. Dopiero, gdy usłyszała nowy głos ocknęła się wracając do rzeczywistości, zostawiając swoje przemyślenia odnośnie motyli jak i przyczyny, która mogła zabić jedną z nich na później. Spojrzała na Jahę. Oczywiście, że go kojarzyła. Kto na Arce by go nie znał choćby z różnych uroczystości czy innych tych typu rzeczy. Gdzie Kanclerz tam i jego syn. Który teraz nie był specjalnie za popularny. Na pytanie chłopaka czy nic im nie jest jedynie kiwnęła głową kierując swoją głowę w stronę Laurel. - Lepiej będzie, jeśli sprawdzę jak z tym drugim drzewem. To ma 100% jadalne orzechy, nie wiemy jak z drugim. Nie wiem jak ty, ale ja wolałabym sprawdzić..Wells może iść - odpowiedziała przyjaciółce zerkając na chłopaka zostawiając decyzję do jego dyspozycji i bez dalszego wyjaśniania ruszyła w kierunku drugiego drzewa, które nie było aż tak bardzo oddalone od pierwszego. Może tylko kawałek. Nie chciała iść i wołać innych zanim nie sprawdzi wszystkiego. Taka już była. Obeszła je dookoła sprawdzając korę, po czym zaczęła się wspinać w górę by dotrzeć do najlepszych orzechów.
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Pią 1 Maj 2015 - 20:50
Claire przewróciła oczami. Wells jeszcze miał czelność nimi kierować, po tym jak jego ojciec zabił ogromne ilości rodzin i pojedynczych osób. Co prawda zazwyczaj udawała, że nie ma nic przeciwko Kanclerzowi i jego rodzinie, ale to było na Arce, gdzie nikt nie mógł być sobą. Ale teraz już mogła wyrażać własne zdanie i nikt jej za to nie wywali w kosmos. - Dzięki za troskę i tak dalej, szanowny panie Jaha, ale raczej nie jesteś tu potrzebny, bo jak widzisz, żyjemy. Tak jak mówiła Pho, możesz stąd iść do obozu, czy gdzie tam chcesz. - Dziewczyna machnęła lekceważąco ręką, po czym poszła pomóc Phoenix, która była już wysoko na drzewie. Tym razem Claire nie miała tylu problemów z wejściem na drzewo co za ostatnim razem; teraz poszło w miarę szybko. Było tu sporo orzechów, ale dziewczyna nie była pewna, czy wystarczy to dla całej setki nastolatków. Ach, poprawka, dla dziewięćdziesiątki dziewiątki. Biedna Abi. Po pozbieraniu większości orzechów Claire zeszła na dół i podeszła do Laurel stojącej nieopodal. Z doświadczenia wiedziała, że najwyraźniej Lau nie lubi, kiedy ktoś nagle szepcze jej coś koło ucha, najpierw krzyknęła - Hej! a dopiero potem zapytała cicho: - Co teraz robimy? Nie chcę słuchać tego typka, ale z drugiej strony nie mam pojęcia co teraz. Z jednej strony Claire miała świadomość, że być może postąpiła zbyt śmiało, konsultując się z Laurel. Dziewczyna wyglądała raczej na typ samotnika, ale zawsze warto spróbować.
Laurel Mason
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 2 Maj 2015 - 0:18
Mimo że zazwyczaj była przeciwna ustalaniu jakichkolwiek zasad, to musiała przyznać, że panująca w grupie dezorganizacja zaczynała ją męczyć. Mówiły jedno, robiły drugie, w rzeczywistości po prostu marnując czas na bezcelowym kręceniu się w kółko, a Laurel - ku swojej wewnętrznej, milczącej złości - nie była w tej kwestii wyjątkiem. Nieistotne, jak bardzo nie chciała przyznać tego na głos, brakowało im kogoś, kto wyraźnie powiedziałby im, co mają robić, a decyzyjność najwidoczniej nie należała do ich mocnych stron. Co nie oznaczało, że przywitała nadejście syna kanclerza z radością, chociaż rzucać mu się do gardła też nie zamierzała. Choć oczywiście zdawała sobie sprawę z jego wątpliwej popularności wśród Setki, to osobiście nigdy nie zdarzyło jej zamienić z nim słowa i jedynym uczuciem, jakie wyłaniało się z jej spojrzenia, gdy przeniosła wzrok na jego wyłaniającą się zza drzew sylwetkę, była chłodna obojętność. Ta sama, którą przywitałaby każdą inną osobę, i ta sama, którą zazwyczaj broniła się przed światem; nie należała do ideałów, jej charakter pozostawiał wiele do życzenia, a szlachetność z pewnością nie była jednym z jej przymiotów, ale bezpodstawnego oskarżania też nienawidziła, przez lata słuchając komentarzy ojca, który niesprawiedliwie obarczał ją winą na śmierć matki. Gardziła co prawda kanclerzem, ale pogarda ta w żaden sposób nie transponowała się na jego syna; był dla niej czystą kartą. Być może dlatego nie zignorowała go kompletnie, podchodząc bliżej, gdy zatrzymał się nad nieruchomym ciałem bezimiennej dziewczyny. - Tak ją znalazłyśmy - wyjaśniła, odpowiadając na niezadane pytanie i jednocześnie dając mu do zrozumienia, że również nie wiedziały, co takiego ją spotkało. - To znaczy, była ubrana - dodała po chwili, nie pozostawiając już miejsca na niedopowiedzenia. Jej głos wydawał się pewny i stabilny, chociaż uważny słuchacz bez problemu dopatrzyłby się w nim nuty usprawiedliwienia; jakkolwiek logicznie nie tłumaczyłaby sobie swoich działań, zwisające obok plecaka buty pojawiały się w polu jej widzenia stanowczo zbyt często, wywołując dziwne i kłujące uczucie gdzieś na poziomie klatki piersiowej. Całkiem zabawne, biorąc pod uwagę, że przez większą część życia zarabiała na złodziejstwie, bez wyrzutów sumienia okradając mechaników i inżynierów z nadprogramowych części. Jej kodeks moralny zawsze działał na własnych zasadach, poza tym - istniała jakaś niepisana różnica między zwinięciem kilku poprodukcyjnych odpadów, a pozbawieniem martwej nastolatki resztek godności i prywatności. Nie, po namyśle to też nie miało sensu. Na słowa Pho kiwnęła jedynie głową, nie mając ochoty ani na podejmowanie prób dyskusji (osobiście była całkiem pewna, że skoro orzechy z jednego drzewa okazały się jadalne, to te z tego rosnącego kilka metrów dalej będą dokładnie takie same), ani na pomaganie dziewczynom w zbiorach. Nie przepadała za wysokościami, znacznie bezpieczniej i pewniej czuła się stąpając po twardej ziemi, pozostała więc na miejscu. Bezczynność i towarzystwo Wellsa szybko sprawiły jednak, że poczuła się niezręcznie, przykucnęła więc, pozornie zajmując się lepszym ułożeniem ekwipunku w plecaku, a w rzeczywistości szukając po prostu wymówki do zajęcia czymś rąk. - Jak widać, jesteśmy całe, zdrowe i całkiem skoczne - odpowiedziała chłopakowi, zerkając na zajęte strącaniem orzechów towarzyszki. Podniosła się dopiero, gdy wróciła Claire, a słysząc jej pytanie, ledwo powstrzymała się od zniecierpliwionego prychnięcia. Nie cierpiała podejmowania decyzji, ale dłuższe koczowanie na polance też jej się nie uśmiechało, więc po chwili milczenia, westchnęła cicho. - Wracajmy - powiedziała z delikatnie zarysowaną kapitulacją w głosie. - Zrobiło się późno i przed nocą i tak nie zajdziemy daleko. Zabierzmy ją - wskazała głową w kierunku martwej dziewczyny - zabierzmy orzechy, zaznaczmy jakoś drogę tutaj, będziemy mogli wrócić i rozejrzeć się dokładniej jutro. - Rozejrzała się po reszcie, jakby szukając wśród nich potwierdzenia. - Chyba że macie inne pomysły - dodała po chwili, wzruszając ramionami, chociaż nie mogła powiedzieć, żeby było jej wszystko jedno. Stanowczo za dużo socjalizowania się jak na jeden dzień.
Wells Jaha
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 3 Maj 2015 - 1:06
Wells nie spodziewał się oczywiście, że dziewczyny skoczą mu do szyi z wdzięcznością, że do nich wyszedł... nie sądził też jednak, że tak po prostu odeślą go z kwitkiem z powrotem do obozu. Mimo wszystko nie zamierzał ich zostawiać i po prostu wrócić. Nie, kiedy musieli przecież jakoś zająć się ciałem zmarłej dziewczyny. Nie, kiedy mieli trochę orzechów do przetransportowania (które swoją drogą zauważył dopiero wtedy, gdy o nich wspomniały; wcześniej za bardzo zaaferowany zwłokami). Starając się więc zignorować uszczypliwości i nie okazując lekkiej irytacji (która w końcu musiała się pojawić po słuchaniu już drugi dzień z rzędu podobnych, a nawet gorszych docinek), zwrócił się w ich stronę: - Nie napracowałyście się chyba na darmo, więc zabierzmy trochę tych orzechów do obozu - mówiąc to, ściągnął z ramienia swój plecak i dość sugestywnie wskazał go dziewczynom. Nie wiedział, w jaki sposób planowały wcześniej przeprowadzić cały ich transport, ale widział wśród nich tylko jedną posiadającą podobny do niego ekwipunek. Nie musiały go słuchać. Nie musiały z nim rozmawiać. Mogły go nawet zupełnie ignorować. Mimo to mogły mu jednak pozwolić na to, by im trochę pomógł. Szczególnie w czymś, w czym rzeczywiście mógł pomóc. Nie czekając na wyraźną zgodę lub niezgodę z ich strony, podszedł do drzewa, z którego orzechy były już pozrzucane i przykucając pod nim, zaczął wrzucać do plecaka kolejne garście. Czując podświadomie, że mimo wszystko wciąż nie jest tu mile widziany, nie podnosił nawet wzroku. Przynajmniej dopóki nie usłyszał nagłego "Hej!" (jak sądził) najmłodszej z grupy. Zerknął tylko w tamtą stronę, a widząc ją szepczącą coś do ucha drugiej i poglądającą w jego stronę, szybko odwrócił spojrzenie. Westchnął cicho, z dwojga złego sam nie wiedząc, czy wolał, kiedy reszta Setki wprost mówiła mu, co myśli o nim i o jego ojcu - tak, jak to miało miejsce od dnia wczorajszego... czy jednak wolałby, gdyby właśnie tak szeptali tylko między sobą i gdy nie musiał tego wszystkiego słyszeć... Bo - czy to przez podświadomość, czy przez swędzące nagle ucho - miał wrażenie, że to o nim coś mówiła. A może zupełnie niepotrzebnie dorabiał sobie do tego własne, niepotrzebne teorie? Paranoja była ostatnim, czego teraz potrzebował, więc postarał się to nieprzyjemne uczucie od siebie oddalić. Słysząc odpowiedź drugiej dziewczyny - Laurel, jeśli dobrze pamiętał (a raczej ciężko było zapomnieć przez te parę słów, które wygrawerowała na ścianie w jednym z korytarzy Arki i które przez pewien czas widoczne były dla ogółu, nim w końcu udało się je w pełni zamaskować) - pokiwał głową, tym samym przyznając jej rację. Zaraz też wstał i podniósł do góry plecak, chcąc sprawdzić, czy ten wytrzyma wrzucone do niego obciążenie. Wytrzymał, więc Jaha znów zwrócił się do dziewczyn. - Weźmiemy tyle orzechów, ile zdołamy, a jutro zbierzemy więcej osób i może uda się znaleźć więcej takich drzew - patrząc na to, jak chętnie nikt nie chciał mu pomóc jeszcze wcześniej, w obozie, Wells nie sądził, by teraz ktokolwiek ruszyłby się, by cokolwiek dźwigać. Za to jutro, kiedy już się najedzą, może jak najdzie ich ochota na więcej takich smakołyków... Miał wrażenie, że dopiero wtedy będą mieli większe szanse na zebranie takiej grupy, dlatego taki układ wydał mu się najlepszy. - Co do niej... - tu zerknął na przykryte paprociami i gałązkami ciało. Nie chciał jej tu zostawiać na pastwę losu i zwierząt nawet na chwilę, ale nie sądził też, by było dobrym pomysłem przenosić ją taką pół nagą przez obóz. Raz, że nie chciał nawet już zmarłej dziewczyny pozbawiać resztek godności. Dwa, że nie chciał wzbudzić jakiejś paniki. Szczerze mówiąc, nie był jeszcze pewien, czy powinni powiedzieć o jej śmierci całej Setce. - Wrócę tu zaraz z jakimś kawałkiem materiału... może spadochronu Exodusa... i sam się nią zajmę - dokończył w końcu. Nie chciał, by to one musiały gdzieś zmarłą przenosić, zakopywać jej ciało. Zresztą miał wrażenie, że nawet same wolałyby tego nie musieć robić. Miał tylko nadzieję, że jego propozycja i chęć pomocy znów nie zostaną odebrane jako próby rządzenia się wszystkimi...
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 24 Maj 2015 - 15:19
Claire miała już wszystkiego dość. Dość patrzenia na martwą Abi, dość gadania z Laurel zachowującą jakby najchętniej zaraz stąd zwiała, dość rozsądnego głosu Wellsa. Dość Phoenix hasającej ochoczo po drzewach. Nawet na jedzenie straciła już całkiem ochotę. To było zbyt wiele jak na jeden dzień z dosyć spokojnego życia dziewczyny. Teraz najchętniej zawinęłaby się w kuleczkę i poszła spać, z dala od wszystkich, w samotności, tak jak zawsze robiła to w celi. Choć Claire nie przyznałaby tego za żadne skarby, ale tęskniła za mieszkaniem w celi. Nie musiała tam z nikim rozmawiać, mogła tylko leżeć i myśleć. Oczywiście zdarzały się chwile, kiedy dostawała histerii: krzyczała, kopała w ściany, przeklinała cały świat, a Arkę i rodziców w szczególności. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że to mogła być jej wina. To prawda, uczestniczyła w spotkaniach tajnej organizacji, ale nie chciała przecież nikogo skrzywdzić. Ale koniec. Miała już przecież nie myśleć o przeszłości, a tu znowu to samo. Trzeba się skupić przecież na tym, co jest teraz, a sytuacja nie wyglądała zbyt zachęcająco: gadanie o trupach, chowaniu ich, kreśleniu drogi i innych podobnych dziwnycj rzeczach. Claire nie miała zamiaru uczestniczyć w obradach ich ekipy sprzątająco-zbierająco orzechy-ponure miny rzucająco- na drzeaa wchodzącej. I tak jej zdanie niewiele znaczyłoby wśród dwóch dwóch dosyć dominujących charakterów, choć były one mocne na inny sposób. Od Wellsa emanował rozsądek i potrzeba dobra - rządził się trochę, bo wierzył, że to pomoże. Natomiast Laurel tak jakby nie miała na to wpływu - po prostu reszta chciała znać jej zdanie. Claire zawsze pozostawała w tyle, ale w takich sytuacjach jak ta, kiedy nie wiedziała co zrobić, odpowiadało jej to. Mogła zrobić po prostu to, co chciała najbardziej: iść sobie. - To ja może wrócę do obozu. Faktycznie już się ściemnia. Przyjdzcie przed nocą. - rzuciła dziewczyna i nie zwracając uwagi na skonsternowane spojrzenia swoich towarzyszy po prostu poszła w stronę obozu.
Forum stworzone na podstawie serialu The 100. Styl, ogłoszenie, wszystkie kody oraz grafika znajdujące się na forum zostały stworzone przez administrację.