Temat: Drzewa niedaleko obozu Sob 21 Lut 2015 - 14:43
Drzewa rosnące na północ od obozowiska. Ścieżka, która znajduje się między nimi prowadzi na polanę.
Lincoln
Temat: Re: Drzewa niedaleko obozu Nie 8 Mar 2015 - 19:43
Lincoln wiedział, że powinien w tym momencie stawić się w TonDC. Że w ogóle nie powinien ruszać gdziekolwiek w pobliże Tego, co spadło z Nieba. Szczególnie bez jakiejkolwiek zgody czy rozkazu ze strony hedy. Chciał jednak sprawdzić wszystko na własną rękę. Czy to rzeczywiście byli skaikru, jak pomyślał w pierwszym odruchu, widząc spadającą blaszaną maszynę? Jeśli tak, to czy ktokolwiek przeżył? A może ktoś był ranny, jak ten mężczyzna, którego spotkał w czasach, gdy był jeszcze dzieckiem? Wiedział tylko jedno - z pewnością nie zrobi tego samego, co tamtemu bezbronnemu człowiekowi przed laty. Oczywiście nie mógł być pewien, czy Ludzie Nieba będą do nich, trigedakru, nastawieni pozytywnie. Nie wiedział, czy nie zaatakują, gdy tylko dowiedzą się o ich istnieniu. Ale nie wiedział też, czy to zrobią. Spodziewał się za to, co działo się w tej chwili w TonDC. Jego ludzie gotowali się do ewentualnego ataku i wysyłali zwiadowców do sprawdzenia miejsca, w którym coś spadło z Nieba. Do ocenienia, z czym będą musieli się zmierzyć... A co, jeśli wcale nie było powodu do jakiegokolwiek mierzenia...? Lincoln nie był pewien, czy ktokolwiek z Ziemian poparłby go, gdyby podsunął taką możliwość na spotkaniu wojowników i dowódcy. Ludzie Nieba pojawiali się w legendach jako "ci źli" od tak dawna, że nie sposób byłoby przekonać ich do chociaż wzięcia innej możliwości pod rozwagę. Sam nie odrzucał wcale tego, co mówiły podania. Nie wykluczał, że mężczyzna, którego spotkał kilkanaście lat temu w podobnym, chociaż mniejszym statku, mógł go zabić bez mrugnięcia okiem, gdyby tylko nie był tak ranny. Zamierzał więc zachować pełną ostrożność, ale nie zakładał z góry najgorszego. Matka dobrze wpoiła mu, że wyjątki zdarzają się w każdym świecie. Że nie każdy piękny kwiat również pięknie pachnie, smakuje i działa, a pozornie niebezpieczny grzyb może zdziałać cuda. Podobna zasada dotyczyła ludzi - nie tylko Ziemian. Robiło się już dość późno, kiedy gotowy opuszczał swoją jaskinie. Ubrany na ciemno, zamaskowany na tyle, na ile zamaskować się był w stanie - resztę miała załatwić jego zdolność do ukrywania się i - przede wszystkim - pozostania w swojej kryjówce niezauważonym. Ze sobą zabrał tylko swój podstawowy ekwipunek - dwa noże, w tym jeden z zatrutym ostrzem, kasetkę z paroma odtrutkami i lekami, a także swój kajecik i kawałek węgla, którym w nim zwykle szkicował. Nie zapomniał też o rogu, który służył do ostrzegania innych przed zatrutą mgłą. W drodze na wschód, w stronę miejsca, w którym Ludzie Nieba mogli spaść, uważał nie tylko na to, by nie natknąć się na któregoś z nich. Starał się również pozostać w ukryciu przed własnym ludem. Zmierzał tam na własną rękę i chciał, żeby tak pozostało. Poza tym jeszcze większe narażanie się Lexie byłoby tylko stratą czasu i energii - i to stratą dla nich oboje. Mimo wszystko przecież wcale nie chciał zaszkodzić swoim ludziom. Wręcz przeciwnie. Problem tylko w tym - jak już było wspomniane - że nie spotkałby się ze zrozumieniem. Kiedy dotarł w okolice statku, zdążyło zrobić się już ciemniej - wieczór zbliżał się sporymi krokami, ale Lincolnowi to ani trochę nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - dzięki temu łatwiej mu było znaleźć odpowiednią kryjówkę i w niej pozostać bez żadnych obaw o wykrycie. Zresztą specjalnie nie zbliżał się za bardzo. Ryzyko było tu zdecydowanie niewskazane.
Octavia Blake
Temat: Re: Drzewa niedaleko obozu Pon 9 Mar 2015 - 2:48
Octavia z pewnością nie powinna oddalać się od obozu. Na pewno nie sama, bez poinformowania kogokolwiek, nawet swojego brata. Oczywiście wiedziała, że będzie wściekły, wiedziała, że go to rozjuszy i że takiego zachowanie było z jej strony nieodpowiedzialne. Tylko Octavia to była Octavia, prawie całe życie spędziła pod podłogą, a ostatnio nawet miała ten luksus do podziwiania czterech ścian, ale znowu poszła za motylami. Powinna zostać i przeszukiwać razem z innymi Exodusa albo robić jakąkolwiek inną pożyteczną rzecz. Znowu niebieski, świecący się jak jarzeniówka motyl mignął jej przed oczami między pniami drzew, a O. niewiele myśląc udała się za nim. Wszystko było dla niej nowe, ale jedyne na czym mogła się skupić to malutki motyl w kolorze chabrowym. Podążała za nim, próbowała go złapać, ale ciągle jej umykał. Nawet się nie zorientowała, że oddaliła się od obozu. Cichy głos w jej głowie powtarzał ciągle, głos rozsądku i sumienia, że powinna przecież wracać, nie narażać własnego życia, a co ważniejsze - przecież dopiero co odzyskała Bella, więc nie mogła pozwolić na to, by znowu go stracić. Powinna zawrócić, a nie latać za jakimś głupimi stworzeniami. Octavia nie znała tego miejsca i nie wiedziała czy ktoś lub coś czai się za rogiem, ale o dziwo była pewna, że po tylu latach nie spotka na Ziemi ani żywej duszy. Mimo to cierpła jej skóra na sam dźwięk wiatru, który wprawiał liście i gałęzie drzew w ruch, każdej połamanej pod stopą gałązki, aż bicie serce niemal rozrywało jej klatkę piersiową, ale to nie sprawiło, że wycofała się i uciekła. Szła dalej. Zaczęło się robić coraz ciemnej, nagle jej Przewodnik po Ziemi zniknął, nie było żadnego światła, tylko ciemność, która okryła niebo jak kocem, które teraz wyglądało zupełnie tak samo jak w kosmosie i różne nieznane dźwięki wokół. Zgubiła się, chociaż wcale tak naprawdę nie odeszła zbyt daleko, ale gdzie nie spojrzała wszystko wydawało się jej takie samo. Nie wiedziała skąd przyszła, nie wiedziała jak miała stamtąd wrócić do obozu, nie wiedziała zupełnie nic. Wszystko wokół wydawało się jej takie samo, niedaleko słyszała szum wody, więc zawróciła, by znaleźć się od niej jak najdalej. Już sobie wyobrażała jaki Bell będzie wściekły, kiedy już wróci (o ile w ogóle uda się jej wrócić), więc to był niezbyt dobry początek dla Blake'ów, którzy dopiero co się spotkali po tym jak złapali ją na balu maskowym w Dzień Jedności i wylądowali w celi. Powoli traciła nadzieję, że uda się jej znaleźć drogę powrotną, prawie na oślep brnęła przed siebie, aż końcem końców zobaczyła jak w oddali zamajaczyła między drzewami potężna sylwetka czegoś, a raczej kogoś, kogo z pewnością nie powinna zobaczyć, powinna wziąć nogi za pas i zacząć uciekać, ale zamiast tego schowała z jednym z pni drzew, licząc na to, że obcy przybysz nie zdążył jej zobaczyć, bo na ucieczkę nawet nie miałaby szansy. Dopiero teraz się przeraziła nie na żarty; to była Ziemia, miejsce gdzie nie wszystko się pięknie świeciło i było niewinne jak niebieskie motyle Tutaj było miejsce gdzie koszmary mówiły dobranoc.
Lincoln
Temat: Re: Drzewa niedaleko obozu Wto 10 Mar 2015 - 1:24
Zauważył ją na długo przed tym, nim ona zauważyła jego. Na pozór zwykła dziewczyna, chociaż tak bardzo różna od tych, które znał. Może to dlatego tak bardzo przykuła jego uwagę? Pierwszy raz widział, by ktoś z takim zainteresowaniem i zawzięciem próbował złapać zwyczajnego motyla (bo dla niego samego ten nie różnił się jednak od wszystkich innych, które dotąd w swoim życiu napotkał). Ciężko powiedzieć, czy w tamtej chwili zrezygnował z obserwowania statku i Ludzi Nieba dla niej... jako jednej z Nich, czy dla niej... niej. Nie sposób stwiedzić, czy podążał za nią i obserwował, wciąż pozostawając w ukryciu, tylko po to, by poznać trochę bliżej Ich... czy również ją. Z jakiegoś powodu jednak wiedział już, że jej wizerunek, jej twarz, jej zaskoczone, ale radosne spojrzenie, kiedy tak goniła motyla, zamierzał później uwiecznić w swoim kajecie. I pewnie zrobiłby to już teraz, gdyby tylko nie robiło się już tak ciemno, a ona nie przemieszczała się na tyle szybko, że nie bałby się jej zgubić. W którymś momencie się zapomniał. Na chwilę przestał być tak czujny, jak do tej pory. Pozwolił sobie na opuszczenie aktualnej kryjówki, by jakimś cudem nie stracić jej z oczu. I właśnie wtedy - mógłby przysiąc, chociaż w tych ciemnościach wcale nie widział tak dużo, nawet jeśli trochę więcej niż ona - ich spojrzenia się skrzyżowały. O dziwo, to ona zareagowała szybciej, niż on... Nie tam!, chciał krzyknąć za nią, gdy w mgnieniu oka znalazła się za jednym ze stojących najbliżej niej drzew - akurat za tym, gdzie (jak dobrze pamiętał) znajdowało się co najmniej jedno gniazdo mrówek... co prawda nie aż tak niebezpiecznych, ale z pewnością nieprzyjemnych i mało gościnnych. Lincoln powstrzymał się jednak przed wydaniem z siebie jakiegokolwiek głosu i tylko powrócił do swojej kryjówki, nasłuchując uważnie tego, co wydarzy się dalej. Mógł oczywiście zawrócić. Cofnąć się, ukryć się znów gdzieś bliżej statku skaikru albo zadecydować, że dość się już na dziś naoglądał i po prostu wrócić do siebie. Pozostał jednak na miejscu. Był ciekaw tego, co jeszcze mógł zobaczyć. Był ciekaw, jak Człowiek Nieba zachowuje się w mniej sprzyjających dla niego warunkach. Mimo wszystko to mogła być jedna z ważniejszych obserwacji dzisiejszego wieczora. Czy po prostu ucieknie? Czy w jakiś sposób będzie próbować walczyć? Czy spanikuje? A może spróbuje rozwiązać problem w nieco inny sposób? Gdyby był na jej miejscu, najpewniej ruszyłby prosto do strumyka, znajdującego się nie tak daleko od nich i którego szum oboje słyszeli jeszcze nie tak dawno temu, zanim dziewczyna postanowiła zawrócić. Chociaż drepczące po ciele nieduże żyjątka nie były tak denerwujące, złe mrówki jednak potrafiły nieprzyjemnie ugryźć... on wiedział, że woda je skutecznie odstraszała. Skaikru jednak takiej wiedzy nie posiadali... a przynajmniej Lincoln nie sądził, by tam, na górze mieli z taką wiedzą jakąkolwiek styczność. Co więc zamierzała zrobić?
Octavia Blake
Temat: Re: Drzewa niedaleko obozu Sro 11 Mar 2015 - 2:42
Octavia była zbyt zajęta ganianiem za motylami by zorientować się i zauważyć, że jest obserwowana. Nawet do głowy by jej to nie przyszło, ale jak tylko wylądowała na Ziemi jej uroki przyciągnęły najbardziej jej uwagę, a reszta myśli i rozsądku całkiem wyparowała. Nie wzięła pod uwagę tego, że prócz nich ktoś jeszcze tu mógłby być. Miała wrażenie, że każde stworzenie było tak urocze i sympatyczne jak motyle, a nie wzięła pod uwagę tego, że ktoś mógł na nią i na jej pobratymców polować. Gdyby o tym wiedziała to by nosa nie wystawiła spoza obozu, a tak to poczuła się na tyle bezpiecznie, że poszła daleko w las. A to nie było zbyt dobrym posunięciem zważając na jej aktualne położenie. Nie widziała dokładnie twarzy swojego podglądacza, ale mimo to bacząc na samą jego posturę mogła być pewna, że nie udałoby się jej wykaraskać. Nawet nie wiedziała, czy ją widział, bo przecież było ciemno, ale aż takiej nadziei aż nie miała. Pozostawało tylko zostać w ukryciu, czekać i nasłuchiwać. A to było trudne, zważając na to, że serce waliło jej jak młotem, tłukło się jej mocno o żebra i szumiało jej w uszach. Starała się nawet uspokoić swój oddech, a nawet próbować nie oddychać zbyt głośno, żeby przypadkiem się nie zdradzić. Raz posmakowała wolności i już udało się jej popełnić taki błąd. Nagle poczuła jak coś zaczęło chodzić po jej nodze. Nie był to dreszcz ani żadne mrowienie, ale coś o wiele gorszego, ale Octavia nawet nie miała do czego porównać tego uczucia, bo przecież na statku nie mieli takich żyjątek, tym bardziej, że nikt o tym w książkach nie pisał, a nawet jeśli, to Octavia nie miała tej sposobności, by o tym przeczytać. Spojrzała w dół i wytężyła wzrok i zobaczyła jak kilka, kilkanaście dziwnie wyglądających stworzeń wędrowało po jej nodze. Mimo problemu starała się być dzielna i nie poruszyć nawet o milimetr, zignorować to, bo przecież ceną było jej życie, ale w pewnym momencie poczuła ból, jakby rzeczywiście coś ją ugryzło i wtedy nie wytrzymała. Nagle zaczęła piszczeć, biec w nieznanym dla siebie kierunku, byle jak najdalej od tamtego miejsca. Na jej czoło wstąpiły smużki potu. Nawet już zapomniała o tym podglądaczu, którego widziała chwilę temu i którego się tak bała. Mógł ją zobaczyć, złapać, ale ona miała to w nosie; jedyne czego chciała to pozbyć się tego cholerstwa, które ją ukąsiło, ale skąd mogła wiedzieć, że powinna pobiec w kierunku rzeki? Nie wiedziała, ile biegła, może kręciła się w kółko, może trwało to chwilę, minutę, pięć, dziesięć - nawet nie patrzyła, gdzie tak naprawdę biegła, aż końcem końców nie zauważyła delikatnego wzniesienia obrośniętego trawą i obsypanego kawałkami skał. Potknęła się o jedną z nich i sturlała w dół zbocza, uderzając finalnie głową o kamienną bryłę.
Lincoln
Temat: Re: Drzewa niedaleko obozu Czw 12 Mar 2015 - 5:02
I see what you did there... ; >
Przedłużajacy się czas, w którym brak było jakiejkolwiek reakcji ze strony nieznajomej, zaniepokoił Lincolna. Może sie pomylił? Może Ludzie Nieba jednak mieli szerszą wiedzę o tym, co ziemskie, niż do tej pory sądził? A może Niebo oferowało jednak coś wiecej poza morzem gwiazd? Korciło go, by wyjrzeć. Miał ochotę sprawdzić na własne oczy, co działo sie w w tej chwili z dziewczyną. Pozostał jednak cierpliwie na miejscu. Nasłuchując i tylko kątem oka wyglądając ze swojej kryjówki i próbując wychwycić w ciemnościach jakikolwiek ruch. Zanim ten nastąpił jednak, do jego uszu dobiegł głośny pisk, który jak do tej pory słyszał raczej z ust małych dzieci, a potem... a potem dziewczyna zerwała się do biegu. Z początku Lincoln, który oczywiście ruszył za nią, zachowując jednak pewien dystans, założył, że rzeczywiście postanowiła wykorzystać znajdujący się niedaleko strumyk... ale ta w pewnym momencie zupełnie zmieniła kierunek, dalej biegnąc już właściwie chyba bez żadnego planu. Nie zbliżyła się do własnych ludzi, a od wody oddaliła... Spanikowała. Lincoln nie wydawał się tym jednak zaskoczony. Jakby na to nie patrzeć - on też w pierwszej chwili spanikował, gdy natknął się na to, co było mu najbardziej nieznane - na Mężczyznę Nieba, te kilkanaście lat temu. Wydłużające się obserwowanie przestraszonej dziewczyny go jednak nie bawiło. Już miał nawet obmyślić plan, jak jednocześnie się znów nie wydać, nie pokazać i pokierować ją jakoś spowrotem do swoich, gdy... nagle stracił ją z oczu. Z oddali zobaczył tylko, jak śledzony przez niego cień nieporadnie zsuwa się w dół niedużego wzniesienia. Zamarł w pół kroku. Cisza... Tym razem długo nie czekał na większe reakcje. Podkradł się do szczytu wzniesienia, a następnie ostrożnie po nim zszedł, zbliżając się do - z tego co mógł określić - nie dającego znaku życia ciała dziewczyny. Czy on właśnie mógł poniekąd doprowadzić do jej śmierci? Chyba sam nie wierzył we własne szczęście, a raczej jego zupełny brak. On. Lincoln. Ten, który wcale nie chciał na razie rozpoczynać żadnych waśni z Ludźmi Nieba. Właśnie mógł zabić jednego z nich... być może jako pierwszy z Ludzi Lasu. A jednak... obrażenia nieznajomej wcale nie wyglądały aż tak źle, chociaż ta wciąż nie była przytomna. Może to i lepiej? Obudzona, mogłaby z nim walczyć. Patrząc na jej początkową reakcje na niego, a potem również na mrówki, mógł spokojnie założyć, że tak by było. I że próbowałaby uciekać, po drodze być może robiąc sobie jeszcze więcej krzywdy, co o tej porze, w tych ciemnościach nie byłoby znów takie trudne. A w takiej sytuacji mógł po prostu... Bez większego namysłu wziął ją na ręce i ruszył prosto w stronę swojej jaskini.
Forum stworzone na podstawie serialu The 100. Styl, ogłoszenie, wszystkie kody oraz grafika znajdujące się na forum zostały stworzone przez administrację.