Po wylądowaniu statku Exodus spora część terenu w okół niego została zniszczona, a drzewa połamane. Dodatkowo na ziemi obecnie znajdują się oderwane części samego statku. Posprzątanie tego to ciężka robota, dla tych, którzy będą chcieli się za to zabrać.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Czw 5 Mar 2015 - 22:25
Gdy tylko Conley zdecydował się na podróż poszła przodem, chociaż z należytą ostrożnością obserwowała okolice. W końcu lepiej pozostać czujnym na nowym terenie, a jeszcze mieli szukać czegoś pożytecznego typu jedzenie, woda, chociaż na razie sprowadzić mieli tylko drewno. Co jakiś czas odwracała się w stronę chłopaka, patrząc czy jeszcze jest, czy gdzieś nie poszedł, nic się nie stało. Za każdym razem oczywiście posyłała mu uśmiech, ażeby nie było, że z obojętnością się odwraca. Większość drzew wokół była powalona, a znaleźć można było nawet części Exodusa. - Nie widzę tu nic wartego uwagi. - stwierdziła, kucając i podnosząc kawałek pękniętego metalu. - Prócz drzew i metalu oczywiście. - westchnęła.
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Czw 5 Mar 2015 - 23:08
Okolice po wylądowaniu Exodusa nie były najpiękniejsze. Wszędzie walały się resztki rozbitej kapsuły, leżały powalone drzewa i trzeba było nieźle lawirować wokół tego wszystkiego, żeby jakoś iść. Ale kto by się spodziewał czegoś innego? Ich lądowanie do najprzyjemniejszych nie należało. Szedł spokojnie za Penelope. Z dłońmi w kieszeni rozglądał się w milczeniu. Po mimo tego całego złomowiska, które powstało po lądowaniu i tak napawał się tym co widział. Nigdy nie miał możliwości pójścia na spacer gdziekolwiek chciał. Na Arce mógł wybrać ten lub tamten korytarz… więc sami rozumiecie. Kiedy Penny się odwracała na chwilę dłużej zatrzymywał na niej wzrok, aż w końcu za rugim lub trzecim razem odwzajemnił jej uśmiech, bo odrobinę go to rozbawiło. Te jej upewnianie się czy idzie za nią czy może już zniknął. - Nie da się ukryć, że narobiliśmy trochę szkód. – Przystanął obok niej i wyciągnął ręce z kieszeni. Przez chwilę na nią patrzył, ale zaraz podniósł wzrok na drzewa przed nimi. – Ale za tą zniszczoną warstwą może być lepiej. – Dodał nad wyraz optymistycznie jak na niego. Westchnął i potargał włosy dłońmi. – Uważaj tylko, nie pokalecz się. Umiem robić jedzenie, niekoniecznie opatrywać czyjeś rany. – Mruknął, ale po chwili uśmiechnął się dla pewności, że nie zrozumie go opacznie. Czasem mówił tonem jakby nic go nie obchodziło, ale nie było tak.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Pią 6 Mar 2015 - 13:23
Cóż, lepiej się upewnić czy jeszcze jest czy już go nie ma, niż skapnąć się w połowie drogi, że gdzieś uciekł. Samej na pewno byłoby trudniej jej wrócić! Bo przecież to drugiego dna nie ma, wcale nie chciała czasem popatrzeć na ładnego chłopaka, to wcale nie o to chodziło. () - I zapewne tych szkód nie naprawimy. - powiedziała cicho. Bo kto by się spodziewał, że banda przestępców zechce coś naprawić bądź sprzątnąć? Raczej nikt. Właściwie, to nawet nie wiedziała czemu Conley, Murphy i Olivia chcieli pomóc. Mogli mieć wszystko głęboko w... jelicie grubym i sobie odpoczywać, jak to Bellamy stwierdził. Spojrzała w miejsce, które opisał chłopak, uśmiechając się delikatnie. Całkiem możliwe, że mogło tam coś być. Zresztą, z górki zaraz obok mogliby się rozejrzeć. Cóż, drewno znaleźli, powalone drzewa na pewno wystarczą, ale co z resztą? Jak na razie nic nie zauważyli, co było dość uciążliwą myślą. - Wbrew pozorom nie jestem aż taką niedojdą. - uśmiechnęła się do niego, nie biorąc tych słów aż tak znów do siebie. Nawet jeśli uważała, że każdy ją ocenia, to potrafiła odróżnić żart od szczerych słów. Chociaż zaczęła zauważać, że powoli otwiera się na ludzi, co o dziwo przychodziło jej łatwo i co najważniejsze, coraz łatwiej.
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Pią 6 Mar 2015 - 16:16
W sumie co prawda to prawda. Zwłaszcza przy tak dziwnej sytuacji w jakiej się znaleźli, bo – przynajmniej spośród tej niedużej grupki – nikt się nie znał. Poza tym jakie drugie dno? Ja nic nie pisałam, a Conley nie myślał o żadnym drugim dnie. No way… - Z takim tempem z jakim rozeszliśmy się żeby poszukać jedzenia i drewna… Gdybyśmy nawet zebrali grupę nie dogadalibyśmy się kto podnosi jaką część Exodusa. – Skomentował i wzruszył ramionami. Zresztą nie było się czemu dziwić. On sam nie miałby nic przeciwko odpoczywaniu gdyby nie to, że nie miał ochoty siedzieć w jednym miejscu kiedy w końcu byli na ziemi. Bez przesady, siedzieć przy statku kiedy po raz pierwszy mogli z niego wyjść? Poza tym krzyki, radosne tańce, wrzaski… To chyba nie do końca były jego klimaty. - No nie, nie uważam cię za niedojdę. Po prostu chce żebyś była ostrożna. – Powiedział i na chwilę kucnął tuż obok niej i rozejrzał się po podłożu. Wciąż nie wyglądało to najciekawiej. Przez dłuższą chwilę milczenia podczas której wstał i odszedł jakieś dwa kroki na bok zaczął zastanawiać się nad tym co mieli dookoła. – Ciekawe czy są tu jakieś zwierzęta…
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Sob 7 Mar 2015 - 0:27
Nikt nic nie pisał, ale ona sama musiała sobie tłumaczyć, że to wcale nie dlatego. A było w końcu wręcz przeciwnie! Ale przecież ONA by się do tego nie przyznała, ba, nawet nie pomyślałaby o tym. - Właściwie to jest całkiem prawdopodobny scenariusz. - odpowiedziała, uśmiechając się sama do siebie. Więcej czasu zmarnowali na kłótnie i ustalanie niż to było warte. Mogli się od razu rozejść i ktoś coś na pewno by zrobił. Zresztą, czego można spodziewać się po tzw. przestępcach. Nic ino im kłótnie i szaleństwa w głowach. Chociaż z drugiej strony miała szczęście, za towarzysza trafił się jej całkiem spokojny mężczyzna, ot co. Całkiem jak ona, raczej wycofany typ, możliwe, że trochę zamknięty w sobie. W końcu o sobie jeszcze nic nie powiedział. Wolała jednak spędzić dzień z nim zbierając patyki niż słuchać hulaj dusz. - To słodkie, ale powinnam dać sobie radę. - uśmiechnęła się do niego, oczywiście słowa jej nie miały go w jakikolwiek sposób urazić! Były raczej takimi na rozluźnienie atmosfery, która trochę ją stresowała. Nie często miała bowiem styczność z chłopcami, a mimo wszystko była dziewczyną. Przyglądała się przez jakiś czas chłopakowi, który pierw podszedł do niej, potem znów odszedł. - Wątpię, żeby nic nie było. I szczerze wierzę, że jakieś tu są. Wolałabym jednak ich na razie nie spotkać. - stwierdziła, wyobrażając sobie czarne scenariusze. - Najlepiej chyba by było, jakbyśmy poszli jeszcze dalej.
Mistrz Gry
Temat: Re: Powalone drzewa Sob 7 Mar 2015 - 13:25
Być może Pénélope nie uważała się za niedojdę i bardzo możliwe, że nią nie było. Nie zmienia to jednak faktu, że kawałek metalu, który postanowiła podnieść, nie był najbezpieczniejszą rzeczą do zabawy. Dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy skóra jej dłoni została rozcięta. Nie było to jakieś wielkie, niebezpieczne rozcięcie, w które może wdać się zakażenie i Penny umrze, ale trochę pewnie zapiekło. Następnym razem niech panna de Guise patrzy na to, co podnosi z ziemi.
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Sob 7 Mar 2015 - 14:14
Conley już czuł jak to wszystko zacznie za chwilę wyglądać. Ktoś będzie chciał rządzić, ktoś inny będzie miał duszę anarchisty i obruszy się, że nie po to jest na ziemi, żeby dawać sobą rządzić. Ktoś podejmie decyzję, ktoś inny ją zakwestionuje. Tylko czekać aż stworzy się burza i zdania się podzielą. Taka była naturalna kolej rzeczy. No chyba, że powstaną jakieś „różne obozy” gdzie każdy będzie rządził po swojemu. Taki chwilowy spokój i radość była chwilowa, a Conny nie sądził żeby ziemia przyjęła ich ot tak z otwartymi rękoma. Co jak co, ale nie byli przywykli do życia w takich warunkach. - No zobaczymy jak to się wszystko rozwinie. – Skwitował to w końcu i pochylił się by odrzucić gdzieś na ok kawał metalowej skorupy Exodusa. Jednocześnie wciąż zerkał na Penny żeby jednak mieć pewność, że jednak się nie pokiereszuje. – Ja też nie. – Zaśmiał się krótko w temacie zwierząt, który poruszył. Z jednej strony chciałby zobaczyć jakieś inne niż człowiek stworzenie, z drugiej – niestety zależnie od jego rozmiarów i nastawienia mogliby mieć kłopoty. Chwilę później jednak spoważniał i odetchnął. - Tylko wiesz. Jeśli przeżyły jakieś zwierzęta to kto wie czy jesteśmy tu sami… - Oczywiście było to odniesienie do ludzi. Logicznie, skoro zwierzęta przetrwały, zmutowały się i rozmnażały to silniejsi ludzie, którym nie udało się uciec też mogli przetrwać. Chwilę się nad tym zastanawiał gdy nagle zauważył, że jego ostrzeżenia na nic się nie zdały. - Mówiłaś, że dasz sobie radę. – Zauważył z uśmiechem i podał jej rękę żeby wstała i przeszła z nim w jakieś mniej zawalone metalem miejsce. – Lepiej już niczego nie ruszaj. Może ktoś po wielu kłótniach i awanturach się tym zajmie. – Zaciągnął ją kawałek dalej i poprosił żeby usiadła na jakimś zawalonym drzewie. Nie był specem, ale mógł zobaczyć i jakoś prowizorycznie opatrzyć jej ranę.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Sob 7 Mar 2015 - 22:08
I zapewne w niedługim czasie tak się stanie. Dużo osób zechce rządzić, kolejni nie będą chcieli by ktokolwiek miał nad nimi władzę, sielanka na pewno nie potrwa długo, a potem będzie jeszcze gorzej, ot co. Chociaż trzeba wierzyć w ludzi i mieć nadzieję, że uda im się żyć w pokoju i harmonii, przynajmniej na razie. - Byleby mnie to nie dotyczyło. - bo właściwie nie miała ochoty na kolejne kłótnie, bezsensowne kłótnie zresztą. Nie były one do niczego potrzebne a jeszcze czas marnowały. To ciągłe zerkanie na nią przyprawiało ją o stres. Niezależnie od tego, czy próbowała to ignorować. - Nie wiadomo co się skrywa w lasach, niekoniecznie to może być grzeczna, domowa świnka morska, co nie? - zaśmiała się, chociaż ta myśl ją przerażała. Co jeśli zwierzęta zmutowały się do jakiegoś niewyobrażalnego stopnia, który na myśl im nie przyszedł? Mogłoby być nie za ciekawie. - Lepiej dla nas, jakbyśmy byli. - kto wie, jakie relacje by łączyły setkę z jakimiś... innymi? ludźmi. Prawda jest taka, że między sobą nie potrafią się dogadać, a co dopiero z innymi. Zresztą jeśli by jacyś byli, ciekawe, czy mówiliby w ich języku. A przynajmniej zrozumiałym dla nich. Rozmyślając tak przyglądała się Conleyowi, który definitywnie ją peszył. Ze stresu zaczęła obracać metalem w ręku, którego po chwili momentalnie wypuściła z głośnym sykiem. - Ałć. - pisnęła, zaś na słowa chłopaka zareagowała oburzoną miną. - To nie moja wina, że mnie peszysz i rozpraszasz! - powiedziała z wyrzutem, jednak nie mówiła nic gdy tak władczo ją zaciągnął dalej. siadła na tym zawalonym drzewie, z lekko obrażoną miną, która łagodniała z każdą chwilą rzekomej troski Conleya.
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Sob 7 Mar 2015 - 22:34
Albo po chaosie nastanie pokój kiedy wszyscy zorientują się, że nie da się tu przeżyć ciągle się kłócąc i sprzeczając. Zresztą – po co wyprzedzać sytuację. Na razie było jak było i musieli to przyjąć. Zobaczyć jak będzie później kiedy wszyscy ochłoną i ogólne szaleństwo związane z powrotem na ziemię po stu latach opadnie. - Najprawdopodobniej będzie dotyczyć nas wszystkich niestety. – Skwitował nieco pesymistycznie, ale nie było co się oszukiwać. Jeśli zacznie się jakaś rewolucja to wszyscy będą w to jakoś wmieszani. Albo dołączą, albo skrytykują, bierność była niemalże niemożliwa nawet jeśli ktoś bardzo chciał zachować bezstronność. Usmiechnął się półgębkiem kiedy powiedziała o śwince i pokiwał lekko głową żeby zaraz skomentował jej zdanie na temat teorii przetrwania ludzi. – To by ułatwiło sprawę. Nie musielibyśmy się wykłócać z nikim innym o nic. Kiedy przecięła rękę i oskarżyła go o to na początku nie zareagował w żaden sposób. Uniósł tylko lekko brwi kiedy prowadził ją w stronę pnia. – Peszę? Powiedz mi co robię nie tak to może przestanę. – Uśmiechnął się i spojrzał na nią na chwilę kiedy usiadła. – No pokaż tę dłoń. Zobaczymy co dam radę zrobić. – Poprosił i wyciągnął w jej stronę rękę.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Sob 7 Mar 2015 - 22:49
Przez chwilę przyglądała mu się z lekko rozchylonymi wargami, wnikliwie obserwowała jego twarz, doszukując się jakiejś głębi. Omijała jednak starannie oczy, nie potrafiła nikomu "obcemu" w nie spojrzeć nie robiąc się przy okazji czerwona jak piwonia. - Wystarczy, że jesteś obok i na mnie patrzysz. - i tu był pies pogrzebany, od razu się zarumieniła. Niby przy każdym by się zapewne tak zachowała, jednak jej gesty mogły być odebrane sprzecznie, ot co. Podała mu dłoń, odwracając twarz w inną stronę, byleby na niego nie patrzeć. - To tylko draśnięcie, nic mi nie będzie. - powiedziała cicho, mimo że z rany sączyła się powoli krew.
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Sob 7 Mar 2015 - 23:37
- W takim razie nic nie damy rady zrobić. – Skoro to sama obecność wywoływała jej speszenie to nie miał żadnej możliwości ruchu. On faktycznie był odrobine podobnym typem, przy czym.. no nie wstydził się ludzi, ani nie peszył ich obecnością, po prostu wolał być w bardziej kameralnych okolicznościach. Tak dla przykłady – teraz czuł się bardziej komfortowo niż w podczas kiedy się rozdzielali chwilę wcześniej i dookoła zaczynali złazić się ludzie. Opuścił głowę kiedy się zarumieniła i wziął w rękę jej dłoń. Może faktycznie nie było to nic wielkiego i w normalnych okolicznościach można było zbagatelizować sprawę, ale tu było po prostu brudno, a kawałek metalu na pewno nie był najczystszym przedmiotem. Mogło wdać się zakażenie, a przy ich warunkach i zdolnościach… ciężko było o dobrą opiekę, albo chociaż opinię medyczną. - Oczywiście, że nic ci nie będzie. Ale wolałbym raczej żeby się później nie okazało, że masz jakieś zakażenie, a nikt nie wie co wtedy zrobić… - Przekręcił głowę i na chwilę na nią spojrzał. Kiedy chciał to potrafił zarzucić sarkazm i być towarzyski. Ot co. – Poczekasz chwilę? Zobaczę, może w pobliżu uda mi się znaleźć jakąś wodę. – Podniósł się i odszedł kawałek żeby sprawdzić czy w pobliżu nie ma chociaż jakiegoś strumyka. Woda musiała być czysta.
Mistrz Gry
Temat: Re: Powalone drzewa Nie 8 Mar 2015 - 13:57
Nie było co liczyć, że w pobliżu da radę znaleźć wielkie źródło wody. W tym konkretnym miejscu nie było ani rzeki, ani żadnego z jej dopływów, czy też jezior, albo stawów wypełnionych źródlaną wodą. Trochę smutne, ale niestety prawdziwe. Jednak nie oznaczało to, że teren ten jest całkowicie pozbawiony wody! Nieopodal miejsca, w którym znajdowali się Pénélope oraz Conley, było malutkie źródełko. Naprawdę malutkie, a do tego naprawdę zarośnięte. Jeżeli Conley poszuka dokładnie, to na pewno je znajdzie i zdobędzie trochę wody. Na ucztę i picie do syta nie ma co jednak liczyć.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Pon 9 Mar 2015 - 16:23
Skrzywiła się. No właściwie nie dadzą rady nic z tym zrobić, chociaż Pénélope starała się zbytnio nie rozpraszać, po prostu ograniczając myślenie o tym, że on tutaj jest, chociaż wiecznie się tak oczywiście nie dało. - Niestety, muszę się przyzwyczaić. - szepnęła, przyglądając się niby nic nie znaczącej ranie, o którą tak panikował Conley. Teoretycznie mógł by zignorować to i mogliby iść dalej, a on wolał jednak zając się nią niż szukać czegokolwiek. Była to dla niej nowa sytuacja, jednak trzeba przyznać, że robiło jej się cieplutko na sercu, gdy tak w okół niej chodził. Nie miał jej totalnie gdzieś. -Prędzej czy później i tak pewnie większość z nas umrze. - stwierdziła pesymistycznie. Szczególnie przy takim zainteresowaniu czymkolwiek. Uśmiechnęła się do niego delikatnie. - Poczekam, nie spieszy mi się. - pospieszyła za nim wzrokiem, dopóki go nie zgubiła.
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Pią 13 Mar 2015 - 10:46
- W porządku. – Przytaknął kiedy rzuciła swój pesymistyczny komentarz. Odwrócił się w jej stronę. – Ale na razie chcemy jednak pobyć tu jak najdłużej. A zresztą potem i tak nie może być najgorzej, będziemy leżać tu, na ziemi, a nie dryfować gdzieś w przestrzeni kosmicznej. – Wzruszył ramionami i pokiwał głową jakby to co powiedział było niezwykle istotne, ale… Nie no, możliwe, że było. Sam cieszył się, że nie będzie kolejnym człowiekiem który, martwy lub żywy zostanie kopniakiem wyrzucony z Arki. – Zaraz wracam. Najwyżej cofniemy się do tej zgrai. Conley rozglądał się po okolicach przez kilka chwil. Niestety razem z każdą kolejną z rezygnacją zauważał, ze znalezienie tu wody jest raczej mało możliwe. Nie było żadnego szemrzącego odgłosu, ani nic innego co mogłoby go naprowadzić. Jakby ni patrzeć przez całe życie zdobywał wodę w jedyny możliwy na arce sposób – poprzez odkręcenie kranu. - Chyba nic z tego! – Krzyknął w którymś momencie do Penny i kiedy zamierzał wrócić usłyszał plaśniecie pod butem (wow – finezja. Nie bądźcie źli za jakość tego postu. Yay ~ Basia). Przykucnął i zaczął rozgarniać kępę trawy.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Sro 18 Mar 2015 - 20:34
Czekała więc na swojego rycerza w lśniącej zbroi, który z czasem zaczynał przypominać jej słodkiego szczeniaczka z opowiadań, który był najcudowniejszym stworzonkiem na ziemi! Każdemu chciał pomóc, jednak ciągle był samotny i niezwykle markotny, a jednak pałał miłością do każdego. - Naprawdę, nie musisz szukać. Przeżyję bez tej wody. - krzyknęła w jego stronę, jednak mimo to uśmiech cisnął się jej na usta. No naprawdę, chłopak był do rany przyłóż! (A ja mam humorek, więc zmieniam styl pisania na wesoły xd)
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Czw 19 Mar 2015 - 21:56
Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy – nie znalazł tej wody. Kucał przez chwilę i miał wrażenie, że coś znalazł, ale miał tylko wilgotne ręce – nic ponadto. To mogła być chociażby rosa. Ale co on mógł tak na serio wiedzieć? W końcu po kilku niedługich chwilach z dłońmi w kieszeniach wrócił do Pene kiedy usłyszał jej wołanie. Będą musieli poradzić sobie bez wody. - Niestety zawiodłem. – Powiedział z przekorą w głosie kiedy był już obok niej. Przez chwilę sobie postał, ale zaraz usiadł obok niej na pieńku, bo przecież… dalej szukają jakiegoś jedzenia? Nawet przez moment przeszło mu przez myśl, że Bellamy miał racje. Trzeba było leżeć do góry brzuchem, albo latać jak potłuczony dookoła i zachwycać się ziemią.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Czw 19 Mar 2015 - 22:04
Oczywiście, że sobie poradzą bez niej. Już dawno wyssała z ręki jad, a jak wiadomo ślina ma substancje znacznie przyspieszające gojenie. Nie no, a tak serio, to raczej tego chyba nie zrobiła, ale kto ją tam wie. Nie mogąc patrzeć na ten jawny smutek na jego twarzy, wstała wesoło, zarzucając mu ręce na szyję. Nadal była od niego niższa, ale co z tego! Zrobiła jakże słodki dziubek. - Mój ty bohaterze, już się nie smuć, ok? - no i jakby się ktoś pytał, nie dała mu usiąść na pieńku, o nie. Wisiała sobie tak na nim, bo lubiła, a co. Uśmiechnęła się wesoło. - To co robimy? - rozejrzała się po okolicy, nic ciekawego tu raczej nie było.
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Pią 20 Mar 2015 - 21:13
Zrozumcie mnie dobrze – Conley nigdy nie był nieśmiały. Nie chował się po kątach, nie unikał rozmów, albo towarzystwa. Po prostu nie lubił tłumów, a stanie na uboczu było od zawsze jego własnym wyborem w myśl „mowa jest srebrem, a milczenie złotem”. Wolał słuchać, obserwować, wyciągać wnioski, nie przeć do przodu na siłę. Taka z niego szara eminencja. Ale kiedy usłyszał Penny i w momencie w którym rzuciła mu się na szyję poczuł się kompletnie onieśmielony i całkowicie oszołomiony, bo z jego wstępnej obserwacji – nie tego się spodziewał (co też nie oznaczało, że miał coś przeciwko… dajcie mu się tylko oswoić z sytuacją). - Nie, nie. Ja nigdy nie jestem smutny. – Stwierdził spokojnie kiedy pierwsze oszołomienie minęło. – Jestem poważny. To powaga. – Machnął rękę w stronę swojej twarzy i lekko się uśmiechnął. Jednocześnie zaczął się zastanawiać czy przypadkiem w jej rankę nie wdała się jakaś substancja psychoaktywna. Chociaż… teraz już i tak nie mógł nic na to poradzić. W końcu więc objął ją w pasie, bo do tej pory było to trochę niezręczne. On sobie stał, a ona wisiała… - Chcesz zobaczyć ziemię? Bo ja chętnie poszedł bym dalej niż złomowisko z Exodusa. – Zaproponował kiedy zapytała o to co będą robić dalej. W sumie może powinien skierować się w drugą stronę. Tak w razie czego… ale dajcie spokój. Byli na ziemi. Ludzie z Arki na ziemi po raz pierwszy od 97 lat.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Pią 20 Mar 2015 - 22:07
Ona właściwie też była zdziwiona swoją postawą, a raczej brakiem jakichś zahamowań. Chyba za dobrze się poczuła w towarzystwie chłopaka i stwierdziła, że nie każdy jej ruch jest negatywnie oceniany. A może po prostu zmieniała się z zamkniętej w sobie na otwartą na świat? A kto ją tam wie, kobiety nie odgadniesz. - To powaga, oczywiście, nie zaprzeczę. - uśmiechnęła się niczym małe dziecko, które dostało lizaka i przekrzywiła głowę, pozwalając włosom swobodnie zwisać. Wyglądała właściwie jak mały szczeniaczek przekrzywiający łepek, taaak. To jest odpowiednie porównanie. Czując jego ręce obejmujące ją w pasie zrobiło jej się niebywale ciepło. Spojrzała na niego swoimi czujnymi oczami, które wnikliwie obserwowały jego twarz. Byli tak blisko, że czuła kształty malujące się pod odzieniem. Och, niedobrze! - Możemy się przejść. - stwierdziła entuzjastycznie, jednak nawet na moment się od niego nie oderwała. Trochę głupiutka była, ale chyba polubiła się patrzeć na jego twarz, nawet jeśli poprzez kontakt tak bliski nabrała całkiem malinowych rumieńców.
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Sro 25 Mar 2015 - 1:05
Może to ziemia tak na nią wpłynęła? Nowe otoczenie, nowi – nieco na siłę – znajomi. Zupełnie inna sytuacja niż w górze, na Arce. Taki Conley na przykład. Zdaje się, że od miesięcy nie był w tak bliskich relacjach jakie nawiązały się tutaj po tak krótkim czasie. Magia wolności. - Mam nadzieję. – Nawet się uśmiechnął i zamilkł kiedy z uwagą zaczęła mu się przyglądać. Już mu minęło to oszołomienie i pozwalał na tę jawną obserwację bez cienia skrępowania. Tylko trochę zmarszczył brwi. Potem zrobił jeszcze jakaś głupią minę zupełnie bez powodu. - Okej, czyli idziemy na spacer. – Przytaknął i z premedytacją nie ruszył się ani w jedną, ani w drugą stronę wciąż patrząc na tę nagle niezwykle przemienioną dziewczynę. Nawet jeśli była trochę głupiutka – choć wcale tak nie myślał – to nie miał nic przeciwko jej obecności. Tolerował, a nawet mógł powiedzieć, że polubił. W końcu jednak uśmiechnął się kiedy jej twarz zaczęła nabierać rumieńców i odetchnął. – W porządku, jeśli idziemy zwiedzać to idziemy zwiedzać. – Stwierdził dość stanowczo i przez chwilkę jeszcze spoglądał w jej oczy po czym najzwyczajniej w świecie przerzucił ja sobie przez ramię. – Dokąd sobie panienka życzy? – Zapytał nieco odychlając głowę do tyłu, choć to niewiele dało bo i tak nie widział jej twarzy. Poz tym spokojnie. Zaraz ją postawi. Albo weźmie na barana czy coś.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Pią 27 Mar 2015 - 16:05
Całkiem możliwe, że ziemia zmieniła ją w przesłodkiego człowieka zmieszanego z kucykiem pony w kolorach tęczy o smako waty cukrowej. Całkiem, ale to całkiem możliwe! Zostanie superową landryneczką, której każdy będzie chciał posmakować bo sypie cukiereczkami zamiast kwiatkami dookoła. Wait, what? Ten scenariusz jest słaby jak mysz w walce z panterą! Uśmiechnęła się, żeby nie powiedzieć, że zaśmiała, kiedy to zrobił głupią minę. Wyglądał niezwykle atrakcyjnie z tą głupią miną! Naprawdę! Zbeształa się jednak w myślach, nie powinna się teraz zastanawiać nad walorami chłopaka tylko skupić na chłopaku. Z drugiej jednak strony... tyle czasu spędziła w celi! Ominęły ją wszystkie miłostki, zakochania i inne takie fanaberie. Próbowała usprawiedliwić swoje myśli, chociaż nie wychodziło jej to za dobrze. Po chwili napiętej ciszy, w której obserwowała jego oczy rozmyślając nad każdym za i przeciw, została przerzucona przez ramię jak ten worek ziemniaków! Chwilę była całkowicie oszołomiona i zdezorientowana, kurczowo się go łapiąc gdzie tylko popadło - tak, kompletnie nie zwracała uwagi gdzie go łapie i dotyka, byleby się przytrzymać i nie spaść. Taka pierwsza reakcja na tą niespodziewaną sytuację, ot co! Po chwili się dopiero zorientowała, że przecież nie wyrzucił jej na szczyt drzewa tylko przerzucił przez ramię. Gdyby tylko mogła strzeliłaby solidnego facepalma! No cóż, miała lekki lęk wysokości i każde niespodziewane oderwanie od ziemi było niewielkim strachem dla niej. Zaszczebiotała zębami. - Na ziemię, życzę sobie na ziemię, proszę...! - powiedziała to najsłodziej jak potrafiła, próbując zatuszować swoje zachowanie przed chwilą. Muhaha, kobieto, takie faila nie da się zatuszować!
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Sob 28 Mar 2015 - 13:34
Zupełnie nie spodziewał się, że ktoś kto całe życie mieszkał w kosmosie (kosmosie - podkreślę) może mieć lęk wysokości. Chociaż tak na dobrą sprawę w sumie poza mechanikami nikt nie wychodził na kosmiczne spacery, więc stała podstawa pod nogami była… W każdym razie roześmiał się na tę krótką chwilę paniki, która spowodowała konkretnie obicie jego pleców. Zanim się odezwał musiał się uspokoić, więc dopiero kiedy śmiech ustał Conley lekko się wyprostował. Oczywiście, ze nic by się jej nie stało. Miał mocny uścisk i nie było mowy, żeby ją upuścił, co pewnie było głównym powodem strachu związanego z lękiem wysokości. Tak myślał. - Spokojnie, już cię stawiam. – Odparł na jej prośbę wciąż będąc wyraźnie rozbawionym sytuacją. No ale nic. Po chwili ostrożnie przykucnął i kiedy postawił jej stopy na ziemi wyprostował się i spojrzał na nią. – Nie wiem czy wiesz, ale mieszkaliśmy cały czas na wysokości… Nawet nie jestem w stanie powiedzieć jakiej. Nasz statek podpalił się od prędkości spadania… - Zauważył chcąc trochę zagadać ciszę, albo i nie ciszę. W każdym razie był gotów osłonić się przed ewentualnym atakiem złości. – Żyjesz?
Pénélope de Guise
Temat: Re: Powalone drzewa Sob 28 Mar 2015 - 21:37
Mimo przebywania w kosmosie nigdy jednak za specjalnie nie wychylała się do okien i nie myślała o tym jak wysoko są. Ot, miała grunt pod nogami to było wtedy najwaniejsze. Gorzej było ze schodami, przez które "prześwitywał" owy grunt. Każdy ma jakąś swoją fobię a u Penki niestety, a właściwie ironicznie, był to lęk przed wysokością. Zmieszała się gdy zaczął się z niej śmiać. Ej, kolego, to nie ładnie tak nabijać się z koleżanki! Odstawiona na ziemię złapała się za ramię, które zaczęła pocierać. Tak, deifinitywnie zbłaźniła się teraz i było jej niebywale głupio. Wlepiła więc wzrok w ziemię przez chwilę zupełnie się nie odzywając. - Nie chodziłam na spacery ani też nie przyglądałam sie ziemi z okien, więc nie pokonywałam tych lęków a je pogłębiałam. Nie wiem nawet skąd się to wzięło. - powiedziała cicho, jednak na pytanie czy żyje parsknęła śmiechem. Serio? - Chyba żyję, choć pewna nie jestem. - uśmiechnęła się, podchodząc do niego na niezwykle małą odległość, wręcz zerową i położyła mu rękę na tors patrząc przez chwilę prosto w oczy. Magnetajzing!
Conley Bicchieri
Temat: Re: Powalone drzewa Sob 28 Mar 2015 - 23:11
Wracając do wspomnień z Arki Conley doskonale pamiętał te chwile, które spędzał razem ze swoją mamą. Wciął mocno tkwiły w nim te pamiętne dni gdy wszyscy mieszkańcy zbierali się przy mniejszych i większych oknach stacji żeby obejrzeć mijającą ich kometę. Przygotowania trwały całe dnie, dzieciaki wykorzystywały te rozproszenia po to żeby pójść później spać, a dorośli wydwali się być chrobliwie podekscytowani wydarzeniem, które mogło oderwać ich od ich szarej rzeczywistości zamkniętej w tych blaszanych ścianach zawieszonych gdzieś w przestrzeni kosmicznej. Conley nie lubił tych dni kiedy był smarkaczem. Widok wielkiej ognistej plamy kierującej się w ich strone przyprawiała go o dojmujący ból brzucha, który starał się ukryć za kamienną miną kiedy stał razem z innymi przy okienku. Młodszy po prostu wtulał się w swoją rodzicielkę, starszy – udawał, że w ogóle go to nie przejmuje. Z założonymi rękoma stał razem z grupą kolegów i udawał, że to zjawisko zachwyca go w takim samym stopniu jak innych. Tymczasem kompletnie go to przerażało. Miał wrażenie, że cała ta zbieranina gazów i ognia uderzy w ich stację i zakończy ich życia. Nawet później kiedy zaczął buntować się systemowi, wymykać po godzinie policyjnej, grzebać po zakamarkach i marzyć o wolności – nawet wtedy myśl o tym, że wielka kometa mogłaby zniszczyć jedną ze ścian i sprawić, że ludzie zaczęli by puchnąć i w końcu by umarli – napełniała go niekomfortowym uczuciem. Nie był nieczuły, zupełnie nie chciał, żeby jego śmiech wywołał u niej wstyd, albo inne negatywne emocje. Podniósł ją w górę, bo się nie spodziewał i śmiał się nie z niej… choć to głupie usprawiedliwienie – śmiał się z samej sytuacji i faktu. - Przepraszam. – Mruknął kiedy zauważył, że faktycznie ją to uraziło. Nie śmiał się już, choć nie przestawał się uśmiechać. – Po prostu się nie spodziewałem. – Spoglądał na nią jak stała tak z opuszczoną głową i mówiła cicho o lęku i potarł delikatnie ręką jej ramię. – Bałem się komet. Tego, że uderzą w stację i wszyscy popuchną jak bańki. – Powiedział jej w końcu mając nadzieję, że to jakoś jej pomoże i przekona, że na serio nie chciał. Oczywiście nie przyznał się, że nawet ostatni przelot komety tuż przed jego Odosobnieniem wywołał u niego strach. Niech myśli, że bał się tylko jako dziecko. No, w końcu kiedy zapytał czy żyje Penny zaśmiała się co sprawiło, że i on się rozluźnił. Poza tym zauważył, że już dawno na tak długo nie pozostawał tak rozluźniony i bez swojej kompletnie obojętnej maski wlepionej na twarz. Nie odezwał się ani słowem kiedy uniosła głowę i się przysunęła. - Jestem niemal pewny, że jednak żyjesz… - Powiedział spokojnie tuż po tym jak go dotknęła, jakby komentując jednocześnie to co zrobiła. Uśmiechnął się nieznacznie, tylko kątem ust i pomyślał, że Penny wygląda ślicznie. Naprawdę uroczo i jakoś go to chwytało. Przesunął wzrokiem po jej twarzy i coś go tknęło, przez jedną sekundę przeszło mu przez myśl, że wystarczyło tylko się pochylić, odrobinę… Jedyne co zrobił to uniósł swoją rękę i chwycił między palce kosmyk jej włosów i założył go jej za ucho. Nie omieszkał przy tym lekko dotknąć jej policzka.
Forum stworzone na podstawie serialu The 100. Styl, ogłoszenie, wszystkie kody oraz grafika znajdujące się na forum zostały stworzone przez administrację.