Temat: Re: Polana na zachód od obozu Wto 7 Kwi 2015 - 23:47
W trakcie ustalania szczegółów wyprawy oraz dzielenia na grupy kręciła się zniecierpliwiona, sama nie biorąc jednak udziału w dyskusjach. Zarówno kierunek, jak i to, kim będą towarzyszące jej osoby, były jej obojętne; protestowałaby jedynie w wypadku, gdyby przydzielono jej dziewczynę, z którą wdała się w sprzeczkę przy ognisku, ale na szczęście nie było to konieczne. Widząc Pho obok siebie, uśmiechnęła się blado, ale nieznajomą szatynkę pozdrowiła jedynie skinieniem głowy, nie czując potrzeby ani chęci do szerzej zakrojonej integracji. Gdyby miała wybór, pewnie wybrałaby się na poszukiwania pożywienia samotnie, choć z drugiej strony musiała przyznać, że w obecnych okolicznościach (trójka nastolatków nie rozpłynęła się przecież w powietrzu) podróżowanie w grupie, nawet trzyosobowej, znajdowało logiczne uzasadnienie. Kiedy w końcu ruszyły w wyznaczonym kierunku, odetchnęła z ulgą. Zostawienie obozu za sobą, choćby na kilka godzin, wydawało jej się szczytem marzeń, poza tym - nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć więcej. Wiedziała, czy może raczej podejrzewała, że Ziemia ma do zaoferowania rzeczy, o których jej się nie śniło, więc pozostawanie w miejscu lądowania dłużej niż było to konieczne uważała za niewybaczalne marnotrawstwo. Postawa lekkomyślna i nie mająca wiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, ale trudno było spodziewać się po niej czegoś innego; jej wyobraźnia, przez szesnaście lat ograniczana szczelnymi ścianami Arki, nie miała szans rozwinąć się na tyle, żeby ostrzec ją przed ewentualnymi niebezpieczeństwami. Procesy myślowe rzadko kiedy nadążały u niej za działaniem, a wnioski wyciągała jedynie na podstawie tego, co widziała na własne oczy. W las ruszyła więc raźno, niemal optymistycznie, być może nawet gubiąc po drodze charakterystyczny dla siebie sarkazm i wieczne niezadowolenie. Te same przestrzenie, które dzień wcześniej ją przerażały, dzisiaj sprawiały, że zaczynała czuć się jak królowa świata i ani przez chwilę nie przypuszczała, że cokolwiek może stanąć jej na drodze. Cóż, a przynajmniej nie spodziewała się, że zaledwie kilkaset metrów od startu, nieomal potknie się o trupa. Zatrzymała się w ostatniej chwili, zauważając wystającą zza zarośli rękę jedynie dzięki ślepemu przypadkowi i odruchowo łapiąc za łokieć idącą obok niej Claire. Serce podeszło jej do gardła zanim jeszcze zrozumiała, na co tak naprawdę patrzy, ale im dłużej spoglądała w dół - a oderwanie wzroku od ciała dziewczyny leżało poza zasięgiem jej silnej woli - tym więcej makabrycznych szczegółów dostrzegała. Wyglądało na to, że co najmniej jedna osoba z setki mimo wszystko rozpłynęła się w powietrzu, bo stan, w jakim znajdowały się odsłonięte fragmenty skóry, przypominał efekty długiej kąpieli w kwasie. Najgorsze były jednak oczy szatynki: szeroko otwarte, przekrwione, wytrzeszczone w niemym przerażeniu. Jeżeli na lekcjach dotyczących umiejętności ziemskich kiedykolwiek poruszono kwestię zachowania się w wypadku odnalezienia zwłok, to Laurel musiała opuścić te zajęcia, bo nie miała zielonego pojęcia, co powinna teraz zrobić. Puste spojrzenie dziewczyny w ułamku sekundy wycisnęło z jej płuc całą pewność siebie, odbierając jej jednocześnie zdolność mówienia, choć i tak jedynym komentarzem, który przychodził jej do głowy, było mało błyskotliwe o, kurwa. Błyskotliwość również padła zresztą ofiarą pierwszego szoku, a myśli wędrowały chyba w tylko sobie znanych kierunkach, bo zamiast rozważać ewentualne przyczyny zgonu, przez dobrych kilka sekund zastanawiała się, jak smakuje bakłażan. O tym, że z całej siły ściska rękę Claire też zupełnie zapomniała. Wciągnęła powietrze w płuca, mając zamiar powiedzieć w końcu coś sensownego, ale unoszący się dookoła kwaśny zapach wywołał u niej natychmiastowy odruch wymiotny, więc jedynym dźwiękiem, który udało się jej wydobyć, był przeciągły jęk. Oto dzielna i odważna Laurel Mason, klękajcie narody!
Ostatnio zmieniony przez Laurel Mason dnia Sob 18 Kwi 2015 - 16:48, w całości zmieniany 1 raz
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sro 8 Kwi 2015 - 0:14
Claire naprawdę bardzo chciała miło spędzić to popołudnie. No, chciała. Chciała, ale zamiast tego wybrała się na poszukiwania trojga jakichś nastolatków, którzy najwyraźniej uważali się za łowców dżungli, a stali się parą okularów lub długopisem lub jakąkolwiek inną rzeczą, która jest na wyciągnięcie ręki, a jednak nie możesz jej znaleźć. No chyba, że oni naprawdę zostali nowymi Tarzanami i teraz szkolą swoją armię dzikich małp. Wszystko jest możliwe, a zwłaszcza tutaj, czyli w miejscu, gdzie aktualnie szła Claire obok jakichś dwóch milczących dziewczyn. Trudno, nie odzywają się, więc ona też nie będzie. W końcu może sobie poradzić sama, bez niepotrzebnych słów. Nie no, po co w ogóle się odzywać. Lepiej iść tak w ciemnym lesie w nieznane, aż w końcu nikt nie usłyszy twojego ostatniego krzyku w agonii przed twoją śmiercią. Jak widać, tego dnia Claire była w wyśmienitym humorze. Och, czy mogło być gorzej? Mogło. Przekonała się o tym jakieś pięć minut później, kiedy prawie dosłownie wlazła w ciało dziewczyny. Ale nie byle jakie ciało. R o z p u s z c z o n e. Claire chciałaby powiedzieć, że w tamtym momencie zachowała zimną krew, sprawdziła czy dziewczyna na pewno nie żyje i delikatnie poprosiła, by dziewczyna wbijająca jej paznokcie w łokieć uspokoiła się. Ale nie. Claire wolała zwymiotować. No tak, mogła się tego spodziewać. Zawsze wielce opanowana, jednak zawodzi w najważniejszych momentach. Cała ona. Oprzytomniała dopiero po dziesięciu minutach wpatrywania się w martwą dziewczynę. Najpierw postanowiła jakoś pomóc tej dziewczynie z długimi paznokciami. - Ogólnie to niefajna sprawa, ale nie przejmuj się jest okej. W sumie to jest ciemno i trochę mrocznie, ale jest okej. Kiedyś na Arce nie było prądu i było gorzej. Tak przy okazji, jestem Claire. - Meminger wpadła w słowotok, jednak tamta dziewczyna wyglądała mimo wszystko na nieco spokojniejszą. Na jej twarzy pojawił się nawet blady uśmiech. No, pocieszycielko świata. Nazywasz się Claire Meminger.
Laurel Mason
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sro 8 Kwi 2015 - 0:57
Nie zwymiotuj, przykazała sobie w myślach stanowczo, odnajdując w tych dwóch wyrazach swego rodzaju punkt zaczepienia. Kiepski to materiał na mantrę, ale lepszy taki niż żaden, a przekaz w sumie był szczytny. Albo przynajmniej logiczny. Nie zwymiotuj. Nie zwymiotuj. Nie zw... Och. Oderwała wzrok od nienaturalnie rozszerzonych białek nieznajomej dziewczyny, przenosząc spojrzenie na jej towarzyszkę niedoli, na którą najwidoczniej jej milczące zaklęcia nie działały, bo pochylała się właśnie nad nietkniętą od nuklearnej wojny roślinnością, nawożąc ją resztkami wczorajszej kolacji i powodując, że żołądek Laurel podchodził jej do gardła. Bardziej nawet niż przed sekundą, co wydawało jej się niemożliwe, ale wyglądało na to, że Ziemia rządziła się swoimi własnymi prawami. Wstrzymała oddech, wracając do swojej nowej modlitwy i na moment zapominając nawet o jej pierwotnym powodzie. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek zatęskni za obozową bezczynnością, ale w tamtej chwili niczego nie pragnęła bardziej niż pobiec z powrotem do exodusa i wcisnąć się w któryś z ciemnych kątów. Właściwie w jakikolwiek, byle nie było w nim wpatrzonych w nią trupów. Do rzeczywistości ponownie przywróciła ją jej towarzyszka, mówiąc coś o... prądzie. I Arce. Otworzyła oczy, chociaż nie zarejestrowała nawet momentu, w którym je zamknęła i spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na twarz dziewczyny. Tej żywej. I mówiącej. Chociaż chwilami różnice jej się zacierały i zamiast Claire widziała tamtą. Stopioną jak wosk świeczki, pokrytą wielkimi bąblami, wypełnionymi jakąś cieczą. - Claire - powtórzyła za nią jak echo. Kręciło jej się w głowie, ale zdrowy rozsądek powoli wracał, rozjaśniając poplątane myśli i pomagając jej zebrać je do kupy. Wdech. Wypadałoby się odezwać. Wydech. - Jestem Laurel - odpowiedziała głucho. Coś jej mówiło, że nie powinna wdawać się w wesołe pogawędki, ale nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego. Zresztą przypomnienie sobie własnego imienia również nie należało do najłatwiejszych rzeczy. Spojrzenie znów uciekło jej w kierunku zarośli. Być może miała nadzieję, że zwłok już tam nie będzie, ale nic z tego - nie miały zamiaru znikać. W palcach lewej ręki poczuła lekkie mrowienie i dopiero wtedy zorientowała się ze zdziwieniem, że zacisnęła je na ramieniu dziewczyny. - Och. - Zwolniła uścisk, cofając dłoń. - Przepraszam - wymamrotała niewyraźnie, cofając się o krok. - Powinnyśmy coś z tym zrobić? - rzuciła w przestrzeń, wskazując na trupa. Zdolności myślowe co prawda już wróciły na swoje miejsce, ale te odpowiadające za podejmowanie decyzji wciąż gubiły się gdzieś na wysokości leśnych zarośli.
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Czw 9 Kwi 2015 - 0:20
Claire nie mogła powiedzieć, że przyglądanie się napotkanym trupom należało do jej ulubionych czynności zaraz po jedzeniu i spaniu, więc od razu odparła: - Tak, chyba powinniśmy je gdzieś przenieść, czy coś. Mimo, że sama to zaproponowała to na myśl o dotknięciu tego ciała żołądek znów podchodził jej do gardła. Tamtej dziewczynie najwyraźniej też, ale Meminger mogłaby się założyć, że aktualnie prezentuje się dużo gorzej od tej nieco już opanowanej partnerki tej okropnej wyprawy. A propo gardeł i żołądków, Claire naprawdę była już głodna i osłabiona. Najchętniej wróciłaby do obozu, ale wiedziała, że muszą coś zrobić z tym trupem. Nie chciała myśleć w ten sposób o tej biednej martwej dziewczynie, ale to skojarzenie nasuwało się same, zwłaszcza gdy spoglądała kątem oka na białe gałki oczne wywrócone do góry i na wpół roztopioną, na wpół poparzoną skórę. - Możemy zanieść ją do obozu. - rzucam od niechcenia. Z braku laku, każdy pomysł jest dobry, a tych Claire miała naprawdę niewiele. W dodatku przed oczami pojawiały się jej jakieś dziwne plamki. Tamte dwie dziewczęta nie wyglądały na przekonane, ale też najwyraźniej nie miały innych pomysłów, więc ostatecznie mogłyby przenieść to ciało bliżej Exodusa, czy gdzieś. W każdym razie trzeba je zakopać zanim zaczną zlatywać się tu okoliczne zmutowane muchy na Eat Meat Party Festival. - Pomożesz mi? - zapytała tej, której przed chwilą gadała jakieś pierdoły o prądzie. Dziewczyna powoli kiwnęła głową i podeszła z Meminger do ciała. - Złapię za ręce, a ty za nogi. Będzie dobrze. - Swoimi słowami Claire chciała dodać otuchy, ale nie była pewna, czy nie osiągnęła odwrotnego skutku. Mimo wszystko tamta dziewczyna nie uciekła z krzykiem, więc jak na razie ich relację możnaby uznać za pozytywną. Nagle zanim złapała za kościste ramiona tej martwej biedulki, coś sobie przypomniała. - Nie znam twojego imienia. - wyszeptała powoli. Słysząc odpowiedź dziewczyny uśmiechnęła się lekko, ale po chwili na jej twarzy pojawił się dziwny grymas. Przed oczami już tańczyły jej tylko kolorowe plamki i traciła czucie w nogach. No nie, cholera, nie teraz. Przecież nie może teraz zemdleć! Cóż, a jednak mogła, bo po chwili ogarnęła ją czerń i po prostu straciła świadomość. Co za miłe ukoronowanie miłego wieczoru.
Mistrz Gry
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Pią 10 Kwi 2015 - 17:20
Dziewczyny były tak bardzo zajęte zwłokami, które się przed nimi znajdowały, że prawdopodobnie nie zajmowały się zbyt dokładnym przyglądaniem się polanie. Wielką szkodą byłoby jednak, jakby tak przegapiły wielki orzech, który znajdował się jakieś dwadzieścia metrów od ich obecnego położenia. Drzewo to było o tyle interesujące, ponieważ było na nim naprawdę pełno orzechów! Znajdowały się nie tylko na gałęziach, ale też leżały pod samym drzewem, jakby tylko czekał aż ktoś je pozbiera, wyłupie ze skorupki i skonsumuje. Może więc dziewczyny powinny przestać panikować, bo Abi to już i tak nie uratuje i skupiły się na swoim zdaniu, skoro miały pożywienie na wyciągnięcie ręki?
Laurel Mason
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Pią 10 Kwi 2015 - 22:27
Przepraszamprzepraszamprzepraszam! Studia mnie przygniotły, ale już się ogarniam i piszę ładnie! c:
Mijały kolejne minuty i komórki mózgowe Laurel zaczynały - na szczęście - odzyskiwać pierwotną sprawność. Przewody łączące ośrodki zadaniowe z obszarem oznaczonym migającą lampką zdrowy rozsądek, przepalone przez pierwszy szok, ponownie działały, rozjaśniając obraz sytuacji i pozwalając właścicielce myśleć o czymś więcej niż bezładnym zlepku przypadkowych informacji. Dlaczego właściwie zareagowała tak głupio? Patrzyła tylko na ciało; zbiór komórek, teraz już obumierających, pozbawionych życia i niezdolnych do zrobienia jej jakiejkolwiek krzywdy. To, co właściwie je uśmierciło, stanowiło co prawda temat do przemyśleń, ale nie na teraz - teraz miały przed sobą konkretne zadanie i nie polegało ono bynajmniej na przenoszeniu i zakopywaniu trupów. Co więc robiły jej współtowarzyszki? Nie ruszyła się z miejsca, przez chwilę po prostu obserwując ich wysiłki. Obóz faktycznie był niedaleko, ale czy utrata energii na pochówek, który nie mógł w tamtej chwili pomóc już nikomu, rzeczywiście była logiczna? - Nie, nie, czekajcie - powiedziała głośno, budząc się z chwilowego otępienia i machając rękami, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nie czuła się najlepiej jako samozwańczy lider grupy, a tym bardziej jako ktoś, kto mówi innym, co mają robić, ale jej żołądek znów zaczął upominać się o swoje, w niezbyt przyjemny sposób przypominając jej o prawdziwym celu wyprawy. Podeszła szybkim krokiem do niosących zwłoki dziewczyn (z cichą ulgą przyjmując fakt, że nie rozpadły im się w rękach, co na pierwszy rzut oka stanowiło dosyć realny scenariusz) i chwytając za Phoenix za ramię. - Nie pomożemy jej teraz, powinnyśmy ją przeszukać, sprawdzić, czy ma przy sobie coś wartościowego i iść dalej. Możemy zabrać ją do obozu w drodze powrotnej. - Za dużo słów, za dużo słów, Laurel. Przewróciła oczami. - Po prostu ją zost... - zaczęła. Ale urwała, bo oto górna część trupa poleciała w stronę ziemi. Rozległo się nieprzyjemne łupnięcie, kiedy czaszka martwej dziewczyny uderzyła o korzeń, kamień, czy cokolwiek innego. Przeniosła spojrzenie w tamtym kierunku, w pierwszym momencie myśląc, że Claire po prostu upuściła zwłoki, ale jak się okazało, sama zainteresowana leżała na trawie, znajdując się w stanie... cóż, nieprzytomności. Laurel wciągnęła gwałtownie powietrze, z trudem powstrzymując się od uderzenia głową o pień najbliższego drzewa. Całe szczęście, że nikt ich nie obserwował, bo przestawiały sobą widok co najmniej żałosny. - Szlag by to - mruknęła z kapitulacją, pochodząc do jedynej pozostałej w świecie żywych jednostki w promieniu kilkuset metrów. - Zostaw to - rzuciła, wyciągając nogi martwej dziewczyny spomiędzy palców tej całkiem żywej, tak że ciało z powrotem znalazło się w pozycji horyzontalnej na ziemi. Z plecaka wyciągnęła świeżo napełnioną manierkę i podała ją towarzyszce. - Spróbuj ją ocucić i daj jej się napić - poleciła, uznając, że precyzowanie, o kogo dokładnie jej chodzi, jest zbędne. Sama odeszła kawałek dalej, szukając czegokolwiek, czym mogłaby tymczasowo zakryć zwłoki - gałęzi, paproci, liści. Pochylając się nisko i przeszukując podszycie, natknęła się na... orzechy. A przynajmniej tak jej się wydawało, jako że wcześniej widziała je jedynie na rysunkach w podręcznikach. Wzięła do ręki jedną z twardych kuleczek i podrzuciła ją do góry, uśmiechając się pod nosem. Będą mogły nazbierać tego sporo, jak już uporają się z... problemami natury technicznej. Wróciła do ciała z naręczem paproci i gałęzi, ale zanim zabrała się za robienie z nich użytku, nachyliła się nad dziewczyną i, starając się oddychać przez usta, sprawdziła, co miała przy sobie.* - Co ze Śpiącą Królewną? - rzuciła w stronę swoich współtowarzyszek, mając szczerą nadzieję, że Claire nie postanowiła uciąć sobie długiej drzemki. Ani tym bardziej - zapaść w sen wieczny. *Nie chcę czynić samowolki, więc mam pytanie do Mistrza - w co ubrana jest Abi? Czy ma coś w kieszeniach?
Ostatnio zmieniony przez Laurel Mason dnia Sob 18 Kwi 2015 - 16:51, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 11 Kwi 2015 - 19:53
Abigail nie posiadała przy sobie zbyt wielu wartościowych rzeczy, a jedyne co mogło się komuś z wciąż żyjących setkowiczów przydać były jej buty, może nie nowe, ale za to naprawdę solidne, kurtka, spodnie i bluzka, a także niewielki kawałek metalu z Exodusa, który mógł służyć za nożyk.
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 11 Kwi 2015 - 20:22
- Co ze Śpiącą Królewną? To były pierwsze słowa, jakie Claire usłyszała po odzyskaniu przytomności. Chociaż średnio kontaktowała, zdołała domyślić się, że tamta dziewczyna, Laurel czy jak jej tam, mówiła o niej. Taki był z niej Sherlock Holmes. - Śpiąca Królewna wciąż żyje i wyobraź sobie, że leżąc na ziemii zauważyła ogromne drzewo z niezebranymi orzechami. - powiedziałam, wskazując spore owocowe drzewo niedaleko od miejsca, w którym stały. Postanowiła zignorować ripostę, którą właśnie mówiła tamta dziewczyna i od razu udać się do drzewa. Co jak co, ale orzechy aktualnie bardzo by się jej przydały, zanim z głodu zemdleje po raz drugi. Kiedy już dotarła do tamtego miejsca, zauważyła coś niepokojącego. Cholera, to drzewo jest naprawdę spore. - pomyślała. Ale w końcu co to dla nie. Była dosyć chuda i gibka, więc wejście na górę nie powinno jej sprawić większych problemów. No, nie powinno. Ale sprawiło. Już po minucie Claire odczuła to bardzo boleśnie, spadając z drzewa, prosto na orzechy leżące na ziemi. Z cichym jękiem pozbierała owoce na kupkę i rozpoczęła próbę numer dwa. Wszystko szło całkiem dobrze, mniej więcej do połowy wysokości drzewa. Później dziewczyna znów złapała się jednej słabszej gałązki i po raz drugi spadła na ziemię. Ten wypadek różnił się tylko tyle od pierwszego, że w locie Claire krzyknęła zrozpaczone "NIE!" Wtedy usłyszała stłumiony chichot za plecami. Nawet nie musiała odwracać się, by wiedzieć, że to Laurel. Wtedy już było tego za wiele. Meminger przysięgła sobie, że tym razem wlezie na to cholerne drzewo, choćby miała tam zostać do końca swojego życia. I ku własnemu zdziwieniu, jak pomyślała, tak zrobiła, bo już po chwili na ściółka leśna pokryła się większymi i mniejszymi orzechami. Kiedy już dziewczyna zrzuciła na ziemię większość dostępnych jej rękom owoców, postanowiła z góry rozejrzeć się trochę po okolicy. Na północy widziała ogromną górę, najprawdopodobniej Mount Weather, czyli miejsce, w którym teorytycznie już powinniśmy być. Na wschodzie spośród drzew wyłaniał się mini-obóz Setki. A na zachodzie... Nie. To niemożliwe. Claire zdawało się, że widzi ognisko, ale wiedziała też, że to nie może być prawda, chyba że któreś z ich ludzi tam zawędrowało, jednak było to mało prawdopodobne, zważywszy na przypuszczalną odległość ich obozu od miejsca ogniska. Cóż, może to po prostu smuga światła. Po zejściu z drzewa zauważyła, że buty i kurtkę tej zmarłej dziewczyny trzyma teraz Laurel. - Jej i tak już się nie przyda. - zauważyła Claire, zupełnie jakby nie było to oczywiste. - A teraz nie wiem jak wy, ale ja wracam do obozu. Mamy jedzenie, więc chyba możemy już stąd iść. No i jej widok mnie przeraża. - Wskazała na ciało. Po chwili podeszłam do Laurel i wyszeptałam jej jeszcze do ucha: - Laurel... Czy to możliwe, że na Ziemii jest ktoś oprócz nas? Doskonale zdawała sobie sprawę jak kretyńskie było to pytanie, ale zawsze warto zapytać, jeśli któregoś dnia nie chce się obudzić z nożem na gardle.
Laurel Mason
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 11 Kwi 2015 - 21:21
Wracała do siebie, wszelkie histeryczno - paniczne myśli spychając na bok i wysokim murem odseparowując emocje od działań. Jej osobisty sposób na przetrwanie, wypracowany przez lata mieszkania na Arce, świetnie sprawdzał się i tutaj, pozwalając jej myśleć w miarę logicznie. Nawet biorąc pod uwagę nietypowe okoliczności, jak po cichu nazywała ściąganie butów i kurtki martwej dziewczynie, która jeszcze dwadzieścia cztery godziny wcześniej była całkiem żywa i oddychająca. Nie użalała się nad sobą, doskonale zdając sobie sprawę, że tutaj nikt nie pogłaska jej po głowie i nie powie, że wszystko będzie dobrze. Plany na przyszłość ograniczyła czasowo do najbliższych kilku minut; sięganie dalej nie miało najmniejszego sensu, skoro nie wiedziała, co czaiło się za pobliskimi drzewami, ani czy za moment ziemskie powietrze nie zrobi z nią tego samego, co zrobiło z poprzednią posiadaczką jej nowej kurtki, którą mechanicznymi ruchami składała właśnie w kostkę i upychała do własnego plecaka. Wszystkie jej ruchy miały zresztą w sobie coś z tej mechaniczności; zachowywała się jak zaprogramowana maszyna, i tylko lekkie drżenie dłoni zdradzało, że w rzeczywistości była czymś więcej. - Brawo - mruknęła w reakcji na słowa Claire, która na szczęście zdecydowała się powstać z martwych i właśnie raźnym krokiem zmierzała w stronę drzewa, spod którego przed sekundą przyszła Laurel. Pokręciła głową, uśmiechając się pod nosem i decydując, że nie będzie niszczyć dziewczynie perspektywy dokonania tego odkrycia; wolała, żeby zajęła się zbieraniem orzechów niż wymiotowaniem czy mdleniem, zwłaszcza że sama toczyła właśnie wewnętrzną, cichą bitwę, zmagając się z moralnym dylematem. Kiedy już związała ze sobą sznurowadła butów bezimiennej dziewczyny i przymocowała je do własnego plecaka, jej wzrok mimowolnie powędrował w stronę koszulki i spodni, wciąż dobrych i nadających się do użytku, ale niestety - nadal tkwiących na bezwładnym ciele. Zawahała się na moment; dokładnie tyle, żeby usłyszeć głuche łupnięcie, kiedy Claire zleciała z drzewa, wpadając w szeleszczące podszycie. Spojrzała na nią, zamierając na ułamek sekundy i po chwili oddychając z ulgą, gdy jej towarzyszka podniosła się o własnych siłach, najwyraźniej pozbawiona złamań i krwotoków. Widząc, jak raźno zmierza z powrotem w stronę drzewa, nie mogła powstrzymać parsknięcia; ta dziewczyna musiała mieć jakieś skryte skłonności samobójcze. Czując się już nieco mniej spięta, wróciła do przerwanego zajęcia i już bez wahania zabrała się za pozbawianie zwłok reszty ubrań, pozostawiając ją w samej bieliźnie. Jej jasna, poznaczona oparzelinami niewiadomego pochodzenia skóra, wydawała się drastycznie wręcz odkryta, ale nie na tyle, żeby Laurel poczuła jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Na Ziemi nie było miejsca na niepotrzebny wstyd, ale przez chwilę wydawało jej się - irracjonalnie - że wciąż otwarte szeroko oczy dziewczyny wpatrują się w nią z wyrzutem. Wyciągnęła rękę, natychmiast zamykając jej rozwarte powieki; nie miała zamiaru obawiać się umarłych, wystarczyło, że żywi przerażali ją śmiertelnie. Kilka minut później ciało zostało przykryte przyniesionymi wcześniej gałęziami i paprociami, a koszulka i spodnie znalazły się w plecaku Laurel, złożone w schludną kostkę. Możliwość rozdzielenia ubrań na nie trzy jakoś nie przeszła jej przez myśl; nie czuła się w nastroju do działalności charytatywnej, poza tym - tylko ona miała plecak. Odwróciła się do Claire, kręcąc odruchowo głową w reakcji na jej słowa. - Kilka garści orzechów może co najwyżej robić za przekąskę. Niech jedna z nas wraca i weźmie kilka osób do pomocy przy zbieraniu, możemy zacząć gromadzić zapasy. Przy okazji może znajdą się chętni do zakopania tej tutaj. - Wskazała głową w stronę martwej dziewczyny, teraz prowizorycznie przykrytej. Nie miała pojęcia, w którym momencie zamieniła mogę na możemy i zaczęła myśleć zbiorowo, ale nie miała zamiaru rozważać tego w tamtej chwili. Przeniosła wzrok z Claire na Phoenix, jakby szukała u niej cichego potwierdzenia. - Reszta powinna iść dalej, takich drzew może być więcej w pobliżu - dodała, choć chyba było to zbędne. Słysząc przejęty szept w swoim uchu, wzdrygnęła się odruchowo, nie tyle ze względu na samą treść wypowiedzi, co przez nagłą bliskość drugiej istoty ludzkiej. Do której nie przywykła; ponieważ od zawsze trzymała wszystkich na dystans, naruszanie jej prywatnej przestrzeni wywoływało w niej uczucie dyskomfortu. Dlatego odsunęła się niemal natychmiast, rzucając dziewczynie zaskoczone spojrzenie. - Co masz na myśli? - zapytała, marszcząc brwi. Oczywiście, że na Ziemi nikogo nie było - a przynajmniej, jeśli setkę nastolatków można było określić w ten sposób.
Ostatnio zmieniony przez Laurel Mason dnia Sob 18 Kwi 2015 - 16:53, w całości zmieniany 1 raz
Phoenix Bicchieri
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 12 Kwi 2015 - 14:20
esej to nie będzie...ale zawsze coś...
Phoenix zgłosiła się sama, bo wiedziała, że może być użyteczna dla grupy. Nie mówiła wszystkim jak bardzo może być użyteczna, nie chciałaby wszyscy nagle zaczęliby ją zaciągać do lasu by pomogła im znaleźć jadalne pożywienie. Ziemia w tych rejonach była zalesiona, co oznaczać musiało dużo zielska, które mogło być jadalne, co i zabójcze. Część jej cieszyła się, że Laurel jest z nią. W końcu się znały nie od dziś. Pho uważała ją trochę jak za siostrę, której nigdy nie miała, co prawda był Conley. Jej jedyna rodzina poza rodzicami, i miała też jeszcze wujków. Mogłaby uważać się za szczęściarę, którą poniekąd była. Ale nie czuła się ponad innych. Drugiej dziewczyny nie znała w ogóle, wyglądała młodo. Pho milczała przez cały czas będąc bardziej zainteresowaną otoczeniem niżeli pogaduszkami do chwili, gdy natknęły się na coś przypominające trupa. Widząc, że to jedna z setki Pho jedynie przełknęła cicho ślinę nadal milcząc, pozwalając tym samym pozostałej dwójce na wymianę zdań. Sama przeszła się kawałek za trupa badając rośliny wokół martwej dziewczyny. Nie to żeby widok martwego ciała jej nie przerażał, Oh nie, to robiło swoje. Brunetka była przerażona widząc efekty czegokolwiek, co spowodowało jej śmierć. - To nie wina tych roślin. – Mruknęła do swoich towarzyszek nadal przypatrując się roślinom. Miała nadzieję, że się nie myliła. Te tu wyglądały na zwykłe paprocie, jakie widywała hodowane na Arce, jak i starych encyklopediach w bibliotece. Gdy dziewczyny nie reagowały zbyt długo na jej jakkolwiek nazwać ‘ekspertyzę’ sama podniosła głowę widząc, że Claire zemdlała a Laurel właśnie kończyła przywiązywać buty Abigail do swojego plecaka. Pho uśmiechnęła się, gdy najmłodsza z grupy odzyskała przytomność przy okazji zauważając drzewo z orzechami. - Dobra robota. – szepnęła do niej wspinając się na drzewo z drugiej strony, jednak w przeciwieństwie do Claire, Phoenix nie spadła tylko kontynuowała wspinanie się na górę. Kładąc ciężar swojego ciała na silne i stabilne gałęzie. - Widzę następne! Wcale nie mniejsze niż to! – zawołała do Laurel wskazując na swoje lewo. Nie widziało jej się powrót do obozu po resztę. Nie zanim ona sprawdzi, co to są za orzechy. Skorupa wygląda znajomo, jak ziemne. Fakt, że wygląda podobnie nie znaczy, że takie jest. - Najpierw wypadałoby sprawdzić czy są to orzechy, które my znamy. Z zewnątrz mogą wyglądać jak te z Arki, a co jeśli to tylko iluzja a w środku czeka na nas coś innego? - dodała strzepując jak najwięcej orzechów na ziemię ile była w stanie. Zerwała kilka z gałęzi chowając je w swojej chuście. Zawiązała przy pasie i zaczęła bezpieczne schodzenie na dół. Znalazła pobliski kamień i bez namysłu rozłupała skorupę orzecha. Powąchała go, nie chcąc jeszcze próbować. Tekstura wyglądała tak samo, zapach sugerował identycznie. Postanowiła zaryzykować i nagryzła minimalnie orzech w oczekiwaniu na najgorsze. - Teraz możemy wołać resztę. Te orzechy są 100% jadalne. – powiedziała z przekonaniem do reszty. Przynajmniej starała się tak brzmieć. Nie chciała uchodzić za eksperta, ale poniekąd właśnie takim była. Praca z roślinami, i tworzenie mutacji na Arce dawało jej jakąś przewagę w tej dziedzinie. Czy jej się to podobało czy nie. A że dzięki niej mają szanse na dłuższy pobyt na ziemi tym lepiej dla nich wszystkich prawda?
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Wto 14 Kwi 2015 - 23:18
Auć. Laurel zapewne nie miała pojęcia, że swoimi słowami trafiła w słaby punkt Claire. Była ona kolejną osobą, która uznała ją za niewystarczającą. Claire nienawidziła tego określenia, bo taka właśnie zawsze była. Za mało dobra, za słaba. To właśnie powtarzali jej rodzice. Sądziła, że tu się to zmieni, ale cóż, nadzieja matką głupich. W sumie to nawet nie była jakoś specjalnie zdziwiona, gdy tamta dziewczyna, której imienia wciąż nie znała, wspięła się na drzewo dużo szybciej i uzbierała prawie dwa razy więcej orzechów. Taaak, Claire często użalała się nad sobą, jeśli ktoś tego jeszcze nie zauważył. Sama chętnie by to w sobie zmieniła, ale po prostu nie potrafiła. Dopiero po chwili usłyszała pytającą odpowiedź Laurel. Problem w tym, że ona sama nie wiedziała co ma na myśli, ale postanowiła jakoś delikatnie to wyjaśnić, by Lau nie uznała jej za wariatkę. - Chodzi mi o to, czy... no wiesz. Ktoś jeszcze mógł przetrwać. Sama dziwiła się słysząc słowa wypadające szeptem do ucha Laurel. Skoro ludzie w Mount Weather mogli przeżyć najwyżej trzysta lat, to co dopiero wszyscy ci, którzy nie schronili się przed promieniowaniem? Chociaż z drugiej strony, oni także byli odporni na promieniowanie. Czy to coś znaczyło? Być może, ale tego na razie nie wiedział chyba nikt, a już na pewno nie Claire.
Laurel Mason
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 18 Kwi 2015 - 17:20
Możliwość, którą podsuwała jej Claire, nawet nie przeszła jej przez myśl, ale gdy już została poruszona, mimowolnie zaczęła się nad nią zastanawiać. Arka twierdziła, że na Ziemi nikt nie przetrwał, ale jeżeli prawda okazałaby się inna, to nie byłoby to pierwsze kłamstwo, którym karmiono ich na pokładzie stacji. Z drugiej strony - czy istniały jakiekolwiek podstawy, żeby je podważyć? Znajdowali się na lądzie już ponad dwadzieścia cztery godziny i przez cały ten czas Laurel nie zauważyła nawet królika, nie mówiąc już o innych ludziach; jeśli jednak promieniowanie faktycznie było zabójcze, to jakim cudem oni chodzili po Ziemi cali i zdrowi? A przynajmniej - większość była cała i zdrowa, bo bezimienna, półnaga teraz szatynka, raczej nie potwierdziłaby tej teorii. Wzruszyła w końcu ramionami, powoli kręcąc głową. - Nie wiem. Chyba nie. To znaczy - podobno wszystko spaliło się w promieniowaniu - powiedziała niepewnie, bezwiednie powtarzając to, czego uczono ich przez lata. Mogła nienawidzić Arki ile jej się podobało, ale wpływ, jaki wywarła na nią tamtejsza edukacja, był trudny do wyparcia. Działania Phoenix obserwowała z lekkim niepokojem, ledwie powstrzymując się przed wytrąceniem jej orzechów z ręki, zanim ta zdążyła włożyć jednego z nich do ust. Nie poruszyła się jednak; nie miała w zwyczaju matkować komukolwiek i nigdy w życiu by nie przyznała, że wizja dziewczyny, padającej trupem w zarośla po zjedzeniu trującej (hipotetycznie) rośliny, dosyć mocno ją przerażała. Nie to, żeby uważała, że nie powinni niczego dotykać, ale osobiście wolała, żeby za królika doświadczalnego robił ktoś inny. Osoby wśród Setki, które znała, mogłaby policzyć na palcach jednej ręki i nie czuła się dobrze z myślą, że tej grupie - już i tak mikroskopijnej - groził kolejny spadek liczebności. Wyglądało jednak na to, że Pho znała się na roślinach dużo lepiej niż Laurel (jakby to nie było oczywiste), bo zamiast paść bez życia, uśmiechnęła się szeroko, wywołując u panny Mason pełen ulgi uśmiech. Który natychmiast zamaskowała, zaciskając usta w wąską linię. - Super - powiedziała, zachowując umiarkowany entuzjazm. Nadal nie uśmiechał jej się powrót do obozu, bo wracanie z garścią orzechów za bardzo kojarzyło jej się z wracaniem z pustymi rękami, nie miała jednak zamiaru przeciwstawiać się woli większości. W najgorszym wypadku planowała wybrać się na poszukiwania wody sama, już po załatwieniu sprawy z orzechami i ukrytymi w paprociach zwłokami. - To co robimy? - zapytała jeszcze dla pewności, wkładając ręce do kieszeni i tym razem zrzucając odpowiedzialność za podjęcie decyzji na swoje współtowarzyszki.
Mistrz Gry
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 19 Kwi 2015 - 18:26
Podczas kiedy to dziewczęta były zajęte rozbieraniem zwłok, a także zbieraniem orzechów, na polanę zaczęły zlatywać się motyle. Nie były to jednak zwyczajne stworzenia, które Setka mogła podziwiać w książkach, które znajdowały się na Arce, tylko były to... fluorescencyjne motyle. Wszystkie były niebieskie i, mimo że mogły wydawać się podejrzane, to jednak były zwyczajnymi motylami (o ile pominie się to, że potrafiły świecić w ciemności). Z każdą sekundą pojawiało się ich coraz więcej i wszystkie zasiadały na otaczających polankę drzewach. Dlaczego akurat tutaj? Ciężko stwierdzić. Jednak widok był naprawdę zapierający dech w piersiach. Jeżeli dziewczyny znajdą chwilę czasu, to powinny chociaż chwilę poświęcić na spojrzenie na motyle, bo kto wie, kiedy będzie im dane zobaczyć coś takiego raz jeszcze.
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 25 Kwi 2015 - 0:15
Claire rzadko nie miała co powiedzieć. Zdarzało się to w trudnych dla niej, zazwyczaj smutnych momentach życia. Tym razem jednak było inaczej. Nic nie mówiła, bo po prostu całą swoją duszą pochłaniała piękno tego małego widoku, który miała przed sobą. Widziała motyle, chyba najpiękniejsze jakie istnieją. Aż sama zdziwiła się, że to zrobiło na niej aż takie wrażenie, zazwyczaj nie była zbyt wrażliwa na piękno natury. Jednak w tych małych owadach było coś niezwykłego. Coś, co sprawiało, że trudno było oderwać wzrok od ich barwnych skrzydełek powoli trzepoczących w powietrzu. Dopiero po chwili Claire niechętnie wróciła myślami do naszej "misji". Najwyraźniej jednak nie ona jedna zwróciła uwagę na te motyle, jej towarzyszki też stały w osłupieniu. Niestety dziewczyna wiedziała, że nie mogą tak długo stać bezczynnie i muszą iść dalej w poszukiwaniu wody lub jakiegoś innego jedzenia niż orzeszki o średnicy około dwóch centymetrów. - Może chodźmy bardziej w głąb lasu, tam powinno być więcej owoców lub jakaś zwierzyna. - zaproponowała Claire jednocześnie spoglądając na pozostałe dziewczyny z nadzieją na aprobatę. Jej pomysł był w sumie aktualnie najlepszy, bo jedyny jaki miały. Oby tylko nie poprowadził ich on do śmierci.
Laurel Mason
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 25 Kwi 2015 - 12:13
Najpierw poczuła lekkie muśnięcie na odsłoniętej skórze nadgarstka. Sekundę później w zasięgu wzroku mignęło jej coś niebieskiego i jakby migoczącego. Jedno skrzydło, drugie, trzecie - cofnęła się o krok, prawie bezwiednie, w pierwszej chwili nie rozumiejąc, na co tak naprawdę patrzyła. W klatce piersiowej zakiełkował strach czy obawa, szybko zastąpione przez trudny do wypowiedzenia zachwyt, gdy polana zaczęła wypełniać się najdziwniejszymi motylami, jakie Laurel widziała w życiu. Motylami, które nie tylko były żywe - nie spoglądające milcząco z kartek książki, nie zamrożone na zawsze w przejrzystej formalinie - ale też tak oderwane od rzeczywistości, że aż trudno było jej uwierzyć, że nie istniały jedynie w jej wyobraźni. Uśmiechnęła się lekko, delikatnie; na tyle, na ile pozwalały jej przyzwyczajone do obojętnego zaciskania usta. Nie zapomniała o naglącej misji, ale na kilka minut pozwoliła dryfować jej gdzieś na krawędzi świadomości, nie myśląc o ukrytych w zaroślach zwłokach ani ukradzionych butach, zwisających z jej plecaka. Podeszła do najbliższego krzewu, przed chwilą zielonego, teraz - pokrytego żyjącym błękitem. Wyciągnęła rękę, popychana nieodpartą chęcią dotknięcia niebieskiego cudu. Nieodpowiedzialną; w końcu nic nie wiedziała o tych stworzeniach. Piękno potrafiło być zabójcze, namacalny dowód na to leżał zaledwie kilka metrów od niej, ale coś jej mówiło, że to nie chmara motyli była odpowiedzialna za śmierć dziewczyny. A jeśli coś mogła stwierdzić na pewno, to to, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć ufanie intuicji wychodziło jej na dobre. Zbliżyła dłoń do krzewu; niewielka grupa owadów poderwała się do góry, uciekając przed nieznanym, ale Laurel nie zdążyła spróbować raz jeszcze, bo z chwilowego zapomnienia wyrwał ją głos Claire. Spojrzała na dziewczynę, w pierwszym momencie nieco nieprzytomnie, dopiero po kilku sekundach orientując się, że tak naprawdę odpowiadała na jej własne pytanie. A w dodatku odpowiadała sensownie i całkiem rozsądnie, powodując w Laurel kłujące zażenowanie nad własnym rozkojarzeniem. Wciągnęła powietrze, natychmiast wracając na ziemię, chociaż majaczące dookoła, niebieskie cienie, nadal wywoływały w niej ten sam rodzaj zachwytu. - Chodźmy - potwierdziła, kiwając głową i poprawiając paski plecaka. - Ale niedaleko, robi się późno - dodała po chwili. Tak naprawdę nie miała pojęcia, ile czasu mogło upłynąć, ale wydawało jej się, że słońce znajdowało się znacznie niżej niż w chwili, w której opuszczały obóz. Odwróciła się w stronę Phoenix. - Zawiadomisz resztę, że mają sporą orzechową spiżarnię zaraz pod nosem?* - zapytała, z jednej strony nie chcąc się rozdzielać, ale z drugiej - myśl, że ktoś inny zajmie się martwą dziewczyną, podnosiła ją na duchu.
*Nie wiem, czy Pho odpowie, bo znów ją wywiało, ale uznajmy, że odpowiedziała. :D
Wells Jaha
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 26 Kwi 2015 - 20:56
/ rozdziewiczam Wellsa! i przepraszam, że tak się porządziłam i wlazłam Wam w temat, ale Abi tu leży! i orzechy trzeba zebrać!
Wells nie należał do grupy, która ruszyła na poszukiwania zaginionych oraz jedzenia i wody. Pozostał w obozie, wykonując co prawda mniejsze, ale w gruncie rzeczy - przynajmniej według niego - również ważne zadania. Nazbierał więcej drewna, bo to, które ktoś naznosił dnia poprzedniego nie wystarczyłoby im na zbyt długo. Jeszcze raz przeszukał Exodus, mając nadzieję, że jego ojciec nie zostawił ich z aż tak marną wyprawką (okazało się, że jednak tak). Porozmontowywał też część siedzeń na pierwszym i drugim poziomie statku i przeniósł je pod ściany, robiąc dzięki temu więcej miejsca w centrum - czy to na wygodniejsze przechodzenie, czy na więcej miejsc do spania wewnątrz zamiast na dworzu. Z obicia jednego z krzeseł, taśmy izolacyjnej i pasów bezpieczeństwa stworzył sobie plecak, a z kawałka metalu - nożyk. Jeden z pasów wykorzystał również do tego, by wygodniej przetransportowywać w jedno miejsce drzewa powalone podczas lądowania. Miał parę pomysłów, do czego mogliby je wykorzystać, ale bez niczyjej pomocy było to raczej niewykonalne. A pomóc niestety nie chciał mu nikt. Ci, którzy pozostali w obozie woleli leżeć plackiem na słońcu, zacieśniać między sobą więzy (niekiedy dość dogłębnie) i wyklinać jego ojca za każdym razem, gdy Jaha próbował ich wciągnąć do którejś ze swoich prac. Również Clarke nie udało mu się przekonać do tego, by do niego dołączyła. Początkowo, gdy proponował jej jedno, ona wykręcała się koniecznością zrobienia czegoś innego, aż w końcu zupełnie zniknęła mu z jakiegokolwiek pola widzenia. Nie miał przez to okazji z nią porozmawiać. Ani zapytać, dlaczego tak łatwo dała się namówić poprzedniego wieczora na zdjęcie bransolety. Wiedziała przecież, jak działała i co każda z nich znaczyła dla mieszkańców Arki. Nie chciał jednak z góry jej oceniać, dopóki nie dowie się dokładnie, co ją do tego skłoniło. On sam i - ku jego uldze - jeszcze spora grupa z Setki nie zdecydowała się na taki krok. I nie zamierzał się na niego zdecydować nigdy. Nawet, jeżeli miałby zostać ostatnim z działającą bransoletą na ręce. Mijało coraz więcej czasu, a żadna z posłanych w las grup nie wracała. Dlatego też Wells postanowił wyruszyć za jedną z nich. Zabrał ze sobą swój nożyk oraz plecak i ruszył na zachód od obozu (sam, bo znów nikt nie chciał go słuchać). Na szczęście polana, na której zatrzymały się dziewczyny nie znajdowała się tak daleko od miejsca, w którym wylądował Exodus. Na pierwszy rzut oka wszystkie trzy wyglądały na całe i zdrowe, więc odetchnął cicho z ulgą. - Hej, minęło sporo czasu i jeszcze nikt nie wrócił z poszukiwań, więc pomyślałem... - zaczął, rzucając tym razem nieco uważniejszym spojrzeniem po otoczeniu. I nagle przerwał, gdy jego wzrok padł na przykryte paprociami i gałęziami ciało. Na pewno ciało? Nie kończąc zdania, podszedł od razu do niego i przykucnął, podnosząc jedną z paproci, by móc się upewnić. Zdawać by się mogło, że powinien przywyknąć do śmierci... Będąc synem Kanclerza (nawet jeśli ojciec próbował go jednak trzymać od egzekucji na dystans), wiedział o tak wielu. Część z tych wielu również widział na własne oczy. Śmierć nie jest jednak czymś, do czego powinno się przyzwyczajać. Szczególnie taka, jaka spotkała tę dziewczynę. Wells westchnął ciężko, mimowolnie zaciskając mocniej rękę na paproci i przypatrując się chwilę jej twarzy. Próbował sobie ją jakoś skojarzyć. Jej ciało pokrywały okropne bąble, oczy miała zamknięte i tego akurat Jaha zmieniać nie chciał... Równie dobrze też mógł jej nigdy na Arce nie widzieć, a przynajmniej nie zwrócić na nią uwagi. Zirytowało go jednak to, że za nic nie był w stanie przypomnieć sobie chociaż jej imienia. Dopiero po chwili zauważył, że zza innych paproci i gałęzi, jakimi była przykryta dziewczyna, zauważyć można było to, że ktoś zdążył już ją rozebrać i zdjąć jej buty. Nie uznał tego za jakkolwiek niepokojące. Jakkolwiek zimno by to nie brzmiało, jej rzeczy przydadzą się jeszcze reszcie grupy. Milcząco kiwnął więc tylko głową, gdzieś w duchu odczuwając ulgę, że to nie on musiał to robić. Zakrył z powrotem twarz zmarłej, póki co zostawiając ją w spokoju, jednak obiecując sobie, że zajmie się pochówkiem jej ciała (bo nie zamierzał jej zostawić ot tak, na widoku) później. Podniósł się z kucek i w końcu spojrzał ponownie na dziewczyny. - Wam nic nie jest? - zapytał też. W końcu nie miał pojęcia, co zabiło tą czwartą. Nawet nie potrafił sobie przypomnieć, czy była jedną z tych, które też wyruszyły na poszukiwania... I niestety nie potrafił teraz myśleć o czymkolwiek innym.
Ostatnio zmieniony przez Wells Jaha dnia Nie 26 Kwi 2015 - 22:46, w całości zmieniany 1 raz
Phoenix Bicchieri
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 26 Kwi 2015 - 22:06
Pho była zadowolona z odkrycia drugiego drzewa. Znaczyło to więcej pożywienia dla całej setki. Nie chciała się bawić w racje żywieniowe, jednak dopóki nie odkryją ich więcej niż dwa drzewa, i czegoś innego, co nadawałoby się do spożycia nie widziała innej opcji niż to. Nie uśmiechało jej się, gdy jej umysł zaczął obrazować jak cała ta sytuacja mogłaby wyglądać. Gdyby miała przy tym pomoc Bellamy’ego…to może jej plan mógłby się udać. Właśnie…Bellamy, to był osobny temat do rozmyślań, na Arce zostawiła przeszłość za sobą, bo nie miała innego wyboru, tu teraz wszystko się otworzyło na nowo a wolałaby trzymać wszystko pod kluczem, zamknięte tam gdzie powinno być, zamiast zawracać jej głowę w nowej rzeczywistości, w której nie była już 17 letnią dziewczyną, która żyła na Arce. Teraz była odpowiedzialną za siebie w nieznanym jej świecie gdzie wszystko jest możliwe i nieznane. Jak to, czego teraz byli świadkami. Motyle. Niezwykłe, bo niebieskie i świecące niczym mini latające latarki rozświetlające otoczenie, w którym się znajdowały. Phoenix nie była wyjątkiem, który oparł się magii motyli. W czasie, gdy obserwowała kilka z nich latając tuż obok drzewa, przy którym nadal stała, jeden z nich usiadł na jej dłoni, którą trzymała cały czas nieruchomo z orzechem jeszcze w skorupie. To było najbardziej niezwykłe zdarzenie, jakie wydarzyło się do tej pory. Przynajmniej licząc te dobre. Nie chciała myśleć o Abigail. To cokolwiek ja zabiło nie było ich sprzymierzeńcem. Jej chemiczna ciekawość kazała się jej dowiedzieć, co to było i jak to zneutralizować lub nauczyć się unikać. Oczywiście, to narażało ją na niebezpieczeństwo, i wiedziała jakby się do tego wszystkiego odniosła jej matka,…której Pho obecnie nie mogłaby nienawidzić bardziej. Mimo wszystko zachowywała się jak ona…połączenie umiejętności i wiedzy chemicznej ojca z upartością i ciekawością matki do wiercenia dziury w całym. Phoenix Bicchieri wypisz wymaluj. Dopiero, gdy usłyszała nowy głos ocknęła się wracając do rzeczywistości, zostawiając swoje przemyślenia odnośnie motyli jak i przyczyny, która mogła zabić jedną z nich na później. Spojrzała na Jahę. Oczywiście, że go kojarzyła. Kto na Arce by go nie znał choćby z różnych uroczystości czy innych tych typu rzeczy. Gdzie Kanclerz tam i jego syn. Który teraz nie był specjalnie za popularny. Na pytanie chłopaka czy nic im nie jest jedynie kiwnęła głową kierując swoją głowę w stronę Laurel. - Lepiej będzie, jeśli sprawdzę jak z tym drugim drzewem. To ma 100% jadalne orzechy, nie wiemy jak z drugim. Nie wiem jak ty, ale ja wolałabym sprawdzić..Wells może iść - odpowiedziała przyjaciółce zerkając na chłopaka zostawiając decyzję do jego dyspozycji i bez dalszego wyjaśniania ruszyła w kierunku drugiego drzewa, które nie było aż tak bardzo oddalone od pierwszego. Może tylko kawałek. Nie chciała iść i wołać innych zanim nie sprawdzi wszystkiego. Taka już była. Obeszła je dookoła sprawdzając korę, po czym zaczęła się wspinać w górę by dotrzeć do najlepszych orzechów.
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Pią 1 Maj 2015 - 20:50
Claire przewróciła oczami. Wells jeszcze miał czelność nimi kierować, po tym jak jego ojciec zabił ogromne ilości rodzin i pojedynczych osób. Co prawda zazwyczaj udawała, że nie ma nic przeciwko Kanclerzowi i jego rodzinie, ale to było na Arce, gdzie nikt nie mógł być sobą. Ale teraz już mogła wyrażać własne zdanie i nikt jej za to nie wywali w kosmos. - Dzięki za troskę i tak dalej, szanowny panie Jaha, ale raczej nie jesteś tu potrzebny, bo jak widzisz, żyjemy. Tak jak mówiła Pho, możesz stąd iść do obozu, czy gdzie tam chcesz. - Dziewczyna machnęła lekceważąco ręką, po czym poszła pomóc Phoenix, która była już wysoko na drzewie. Tym razem Claire nie miała tylu problemów z wejściem na drzewo co za ostatnim razem; teraz poszło w miarę szybko. Było tu sporo orzechów, ale dziewczyna nie była pewna, czy wystarczy to dla całej setki nastolatków. Ach, poprawka, dla dziewięćdziesiątki dziewiątki. Biedna Abi. Po pozbieraniu większości orzechów Claire zeszła na dół i podeszła do Laurel stojącej nieopodal. Z doświadczenia wiedziała, że najwyraźniej Lau nie lubi, kiedy ktoś nagle szepcze jej coś koło ucha, najpierw krzyknęła - Hej! a dopiero potem zapytała cicho: - Co teraz robimy? Nie chcę słuchać tego typka, ale z drugiej strony nie mam pojęcia co teraz. Z jednej strony Claire miała świadomość, że być może postąpiła zbyt śmiało, konsultując się z Laurel. Dziewczyna wyglądała raczej na typ samotnika, ale zawsze warto spróbować.
Laurel Mason
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Sob 2 Maj 2015 - 0:18
Mimo że zazwyczaj była przeciwna ustalaniu jakichkolwiek zasad, to musiała przyznać, że panująca w grupie dezorganizacja zaczynała ją męczyć. Mówiły jedno, robiły drugie, w rzeczywistości po prostu marnując czas na bezcelowym kręceniu się w kółko, a Laurel - ku swojej wewnętrznej, milczącej złości - nie była w tej kwestii wyjątkiem. Nieistotne, jak bardzo nie chciała przyznać tego na głos, brakowało im kogoś, kto wyraźnie powiedziałby im, co mają robić, a decyzyjność najwidoczniej nie należała do ich mocnych stron. Co nie oznaczało, że przywitała nadejście syna kanclerza z radością, chociaż rzucać mu się do gardła też nie zamierzała. Choć oczywiście zdawała sobie sprawę z jego wątpliwej popularności wśród Setki, to osobiście nigdy nie zdarzyło jej zamienić z nim słowa i jedynym uczuciem, jakie wyłaniało się z jej spojrzenia, gdy przeniosła wzrok na jego wyłaniającą się zza drzew sylwetkę, była chłodna obojętność. Ta sama, którą przywitałaby każdą inną osobę, i ta sama, którą zazwyczaj broniła się przed światem; nie należała do ideałów, jej charakter pozostawiał wiele do życzenia, a szlachetność z pewnością nie była jednym z jej przymiotów, ale bezpodstawnego oskarżania też nienawidziła, przez lata słuchając komentarzy ojca, który niesprawiedliwie obarczał ją winą na śmierć matki. Gardziła co prawda kanclerzem, ale pogarda ta w żaden sposób nie transponowała się na jego syna; był dla niej czystą kartą. Być może dlatego nie zignorowała go kompletnie, podchodząc bliżej, gdy zatrzymał się nad nieruchomym ciałem bezimiennej dziewczyny. - Tak ją znalazłyśmy - wyjaśniła, odpowiadając na niezadane pytanie i jednocześnie dając mu do zrozumienia, że również nie wiedziały, co takiego ją spotkało. - To znaczy, była ubrana - dodała po chwili, nie pozostawiając już miejsca na niedopowiedzenia. Jej głos wydawał się pewny i stabilny, chociaż uważny słuchacz bez problemu dopatrzyłby się w nim nuty usprawiedliwienia; jakkolwiek logicznie nie tłumaczyłaby sobie swoich działań, zwisające obok plecaka buty pojawiały się w polu jej widzenia stanowczo zbyt często, wywołując dziwne i kłujące uczucie gdzieś na poziomie klatki piersiowej. Całkiem zabawne, biorąc pod uwagę, że przez większą część życia zarabiała na złodziejstwie, bez wyrzutów sumienia okradając mechaników i inżynierów z nadprogramowych części. Jej kodeks moralny zawsze działał na własnych zasadach, poza tym - istniała jakaś niepisana różnica między zwinięciem kilku poprodukcyjnych odpadów, a pozbawieniem martwej nastolatki resztek godności i prywatności. Nie, po namyśle to też nie miało sensu. Na słowa Pho kiwnęła jedynie głową, nie mając ochoty ani na podejmowanie prób dyskusji (osobiście była całkiem pewna, że skoro orzechy z jednego drzewa okazały się jadalne, to te z tego rosnącego kilka metrów dalej będą dokładnie takie same), ani na pomaganie dziewczynom w zbiorach. Nie przepadała za wysokościami, znacznie bezpieczniej i pewniej czuła się stąpając po twardej ziemi, pozostała więc na miejscu. Bezczynność i towarzystwo Wellsa szybko sprawiły jednak, że poczuła się niezręcznie, przykucnęła więc, pozornie zajmując się lepszym ułożeniem ekwipunku w plecaku, a w rzeczywistości szukając po prostu wymówki do zajęcia czymś rąk. - Jak widać, jesteśmy całe, zdrowe i całkiem skoczne - odpowiedziała chłopakowi, zerkając na zajęte strącaniem orzechów towarzyszki. Podniosła się dopiero, gdy wróciła Claire, a słysząc jej pytanie, ledwo powstrzymała się od zniecierpliwionego prychnięcia. Nie cierpiała podejmowania decyzji, ale dłuższe koczowanie na polance też jej się nie uśmiechało, więc po chwili milczenia, westchnęła cicho. - Wracajmy - powiedziała z delikatnie zarysowaną kapitulacją w głosie. - Zrobiło się późno i przed nocą i tak nie zajdziemy daleko. Zabierzmy ją - wskazała głową w kierunku martwej dziewczyny - zabierzmy orzechy, zaznaczmy jakoś drogę tutaj, będziemy mogli wrócić i rozejrzeć się dokładniej jutro. - Rozejrzała się po reszcie, jakby szukając wśród nich potwierdzenia. - Chyba że macie inne pomysły - dodała po chwili, wzruszając ramionami, chociaż nie mogła powiedzieć, żeby było jej wszystko jedno. Stanowczo za dużo socjalizowania się jak na jeden dzień.
Wells Jaha
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 3 Maj 2015 - 1:06
Wells nie spodziewał się oczywiście, że dziewczyny skoczą mu do szyi z wdzięcznością, że do nich wyszedł... nie sądził też jednak, że tak po prostu odeślą go z kwitkiem z powrotem do obozu. Mimo wszystko nie zamierzał ich zostawiać i po prostu wrócić. Nie, kiedy musieli przecież jakoś zająć się ciałem zmarłej dziewczyny. Nie, kiedy mieli trochę orzechów do przetransportowania (które swoją drogą zauważył dopiero wtedy, gdy o nich wspomniały; wcześniej za bardzo zaaferowany zwłokami). Starając się więc zignorować uszczypliwości i nie okazując lekkiej irytacji (która w końcu musiała się pojawić po słuchaniu już drugi dzień z rzędu podobnych, a nawet gorszych docinek), zwrócił się w ich stronę: - Nie napracowałyście się chyba na darmo, więc zabierzmy trochę tych orzechów do obozu - mówiąc to, ściągnął z ramienia swój plecak i dość sugestywnie wskazał go dziewczynom. Nie wiedział, w jaki sposób planowały wcześniej przeprowadzić cały ich transport, ale widział wśród nich tylko jedną posiadającą podobny do niego ekwipunek. Nie musiały go słuchać. Nie musiały z nim rozmawiać. Mogły go nawet zupełnie ignorować. Mimo to mogły mu jednak pozwolić na to, by im trochę pomógł. Szczególnie w czymś, w czym rzeczywiście mógł pomóc. Nie czekając na wyraźną zgodę lub niezgodę z ich strony, podszedł do drzewa, z którego orzechy były już pozrzucane i przykucając pod nim, zaczął wrzucać do plecaka kolejne garście. Czując podświadomie, że mimo wszystko wciąż nie jest tu mile widziany, nie podnosił nawet wzroku. Przynajmniej dopóki nie usłyszał nagłego "Hej!" (jak sądził) najmłodszej z grupy. Zerknął tylko w tamtą stronę, a widząc ją szepczącą coś do ucha drugiej i poglądającą w jego stronę, szybko odwrócił spojrzenie. Westchnął cicho, z dwojga złego sam nie wiedząc, czy wolał, kiedy reszta Setki wprost mówiła mu, co myśli o nim i o jego ojcu - tak, jak to miało miejsce od dnia wczorajszego... czy jednak wolałby, gdyby właśnie tak szeptali tylko między sobą i gdy nie musiał tego wszystkiego słyszeć... Bo - czy to przez podświadomość, czy przez swędzące nagle ucho - miał wrażenie, że to o nim coś mówiła. A może zupełnie niepotrzebnie dorabiał sobie do tego własne, niepotrzebne teorie? Paranoja była ostatnim, czego teraz potrzebował, więc postarał się to nieprzyjemne uczucie od siebie oddalić. Słysząc odpowiedź drugiej dziewczyny - Laurel, jeśli dobrze pamiętał (a raczej ciężko było zapomnieć przez te parę słów, które wygrawerowała na ścianie w jednym z korytarzy Arki i które przez pewien czas widoczne były dla ogółu, nim w końcu udało się je w pełni zamaskować) - pokiwał głową, tym samym przyznając jej rację. Zaraz też wstał i podniósł do góry plecak, chcąc sprawdzić, czy ten wytrzyma wrzucone do niego obciążenie. Wytrzymał, więc Jaha znów zwrócił się do dziewczyn. - Weźmiemy tyle orzechów, ile zdołamy, a jutro zbierzemy więcej osób i może uda się znaleźć więcej takich drzew - patrząc na to, jak chętnie nikt nie chciał mu pomóc jeszcze wcześniej, w obozie, Wells nie sądził, by teraz ktokolwiek ruszyłby się, by cokolwiek dźwigać. Za to jutro, kiedy już się najedzą, może jak najdzie ich ochota na więcej takich smakołyków... Miał wrażenie, że dopiero wtedy będą mieli większe szanse na zebranie takiej grupy, dlatego taki układ wydał mu się najlepszy. - Co do niej... - tu zerknął na przykryte paprociami i gałązkami ciało. Nie chciał jej tu zostawiać na pastwę losu i zwierząt nawet na chwilę, ale nie sądził też, by było dobrym pomysłem przenosić ją taką pół nagą przez obóz. Raz, że nie chciał nawet już zmarłej dziewczyny pozbawiać resztek godności. Dwa, że nie chciał wzbudzić jakiejś paniki. Szczerze mówiąc, nie był jeszcze pewien, czy powinni powiedzieć o jej śmierci całej Setce. - Wrócę tu zaraz z jakimś kawałkiem materiału... może spadochronu Exodusa... i sam się nią zajmę - dokończył w końcu. Nie chciał, by to one musiały gdzieś zmarłą przenosić, zakopywać jej ciało. Zresztą miał wrażenie, że nawet same wolałyby tego nie musieć robić. Miał tylko nadzieję, że jego propozycja i chęć pomocy znów nie zostaną odebrane jako próby rządzenia się wszystkimi...
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na zachód od obozu Nie 24 Maj 2015 - 15:19
Claire miała już wszystkiego dość. Dość patrzenia na martwą Abi, dość gadania z Laurel zachowującą jakby najchętniej zaraz stąd zwiała, dość rozsądnego głosu Wellsa. Dość Phoenix hasającej ochoczo po drzewach. Nawet na jedzenie straciła już całkiem ochotę. To było zbyt wiele jak na jeden dzień z dosyć spokojnego życia dziewczyny. Teraz najchętniej zawinęłaby się w kuleczkę i poszła spać, z dala od wszystkich, w samotności, tak jak zawsze robiła to w celi. Choć Claire nie przyznałaby tego za żadne skarby, ale tęskniła za mieszkaniem w celi. Nie musiała tam z nikim rozmawiać, mogła tylko leżeć i myśleć. Oczywiście zdarzały się chwile, kiedy dostawała histerii: krzyczała, kopała w ściany, przeklinała cały świat, a Arkę i rodziców w szczególności. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że to mogła być jej wina. To prawda, uczestniczyła w spotkaniach tajnej organizacji, ale nie chciała przecież nikogo skrzywdzić. Ale koniec. Miała już przecież nie myśleć o przeszłości, a tu znowu to samo. Trzeba się skupić przecież na tym, co jest teraz, a sytuacja nie wyglądała zbyt zachęcająco: gadanie o trupach, chowaniu ich, kreśleniu drogi i innych podobnych dziwnycj rzeczach. Claire nie miała zamiaru uczestniczyć w obradach ich ekipy sprzątająco-zbierająco orzechy-ponure miny rzucająco- na drzeaa wchodzącej. I tak jej zdanie niewiele znaczyłoby wśród dwóch dwóch dosyć dominujących charakterów, choć były one mocne na inny sposób. Od Wellsa emanował rozsądek i potrzeba dobra - rządził się trochę, bo wierzył, że to pomoże. Natomiast Laurel tak jakby nie miała na to wpływu - po prostu reszta chciała znać jej zdanie. Claire zawsze pozostawała w tyle, ale w takich sytuacjach jak ta, kiedy nie wiedziała co zrobić, odpowiadało jej to. Mogła zrobić po prostu to, co chciała najbardziej: iść sobie. - To ja może wrócę do obozu. Faktycznie już się ściemnia. Przyjdzcie przed nocą. - rzuciła dziewczyna i nie zwracając uwagi na skonsternowane spojrzenia swoich towarzyszy po prostu poszła w stronę obozu.
Forum stworzone na podstawie serialu The 100. Styl, ogłoszenie, wszystkie kody oraz grafika znajdujące się na forum zostały stworzone przez administrację.