Temat: Polana na wschód od obozu Sob 21 Lut 2015 - 14:09
Położona w niewielkiej kotlinie polana, otoczona zwalonymi drzewami. Polana jest otoczona niewielkim wzniesieniem. Polana jest oddalona o mniej więcej czterysta metrów na wchód od obozowiska setki.
Mistrz Gry
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 15:50
Radość Setki z powodu przybycia na Ziemię wcale nie malała z każdą kolejną minutą, wręcz przeciwnie. Było tyle do poczucia, tyle do dotknięcia, powąchania. Ale najważniejsze było chyba to, że byli po prostu wolni. Nie było już Rady, nie było Kanclerza. Może i perspektywa pozostania bez pomocy dorosłych była trochę przerażająca, ale na ten moment większość się po prostu cieszyła, nie martwiąc o to, co będzie dalej. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, ale to nie stało na przeszkodzie do świętowania, prawda? Zwłaszcza, że sprawdzając teren niedaleko miejsca lądowania, parę osób natrafiło idealną polanę, na której można rozpalić wielkie ognisko! Niby ognisko - rzecz całkowicie normalna, ale na Arce takich rzeczy nie było można zorganizować. Być może też dlatego wielka grupa przestępców w zgodzie i z uśmiechami na ustach zaczęła współpracować, żeby zbudować całkiem profesjonalnie wyglądające ognisko. Problem polegał tylko na tym, że za bardzo nie wiedzieli jak je rozpalić... Może gdzieś się znajdzie jakiś krzemień, albo zapałki? To byłoby miłe!
Zapraszamy wszystkich członków naszej forumowej Setki na wpadnięcie na ognisko! Jeżeli jesteście już w trakcie jakiejś rozgrywki możecie się zbilokować, żeby się pojawić, ale pamiętajcie - ognisko ma miejsce po waszych obecnych rozgrywkach, czyli jest to wieczór/początek nocy w pierwszy dzień przybycia Setki na Ziemię!
Pénélope de Guise
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 15:59
Po poszukiwaniach z Conleyem postawili wrócić do obozu, jednak gdzieś po drodze się rozdzielili, jako że Pénélope jak zawsze musiała iść własnymi ścieżkami. Udało się jednak trafić do reszty towarzyszy, chociaż nie spodziewała się, że ci będą w trakcie robienia ogniska. Nie przepadała za zabawami i innymi takimi głupotami, którymi cieszyli się inni. Nie chciała więc się mieszać w to wszystko, dlatego też usiadła na jednym z pni, które wystawały z ziemi. Spojrzała na ranę na dłoni i naciągnęła na nią rękaw, zaraz to wkładając obydwie łapki między nogi. Łatwy sposób by je rozgrzać, w końcu nie było aż tak upalnie, a wręcz przeciwnie, było dość chłodno, ot. Mierzyła po kolei wszystkich wzrokiem, szukając kogoś interesującego, jednak na razie nikogo nie znalazła, więc obserwowała nieudolne próby rozpalenia ogniska. No tak, nie mieli nic, czym mogliby je rozpalić. Rozejrzała się dookoła, jednak nie widziała nic, co by mogło im pomóc, chociaż tak szybko się nie poddała, sunąc wzrokiem po ziemi. Nie miała jednak zamiaru wstawać i szukać czegokolwiek, już się dosyć dzisiaj nachodziła.
Bellamy Blake
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 19:11
/po tym wszystkim co tam się w Exodusie wydarzyło już
Będąc w Exodusie Bellamy nawet nie zdawał sobie sprawy, jak szybko się ściemnia. Na Arce nie mieli nigdy takich problemów jak zbliżająca się noc, bo w przestrzeni kosmicznej to wieczna ciemność panowała. Dlatego trochę się zdziwił, kiedy opuścił pokład statku i okazało się, że jest ciemno. Może to nie były te przysłowiowe egipskie ciemności, ale słoneczko, które powitało Setkę parę godzin temu, już prawe znikło. Jednak zabawa miała się dopiero zacząć, jakkolwiek to dziwnie mogło brzmieć. Nie było ciężko się domyśleć gdzie znajduje się duża większość wesołej gromadki, bo robili taki hałas, że pewnie na drugim końcu lasu było ich słychać. Chyba nie było to zbyt rozsądne, ale chyba nikt za bardzo nie miał ani ochoty, ani czasu, żeby się tym przejmować. Ponoć młodzi muszą się wyszumieć, a z racji tego, że na Arce nie było nawet najmniejszej szansy, żeby szaleć, to nic dziwnego, że tutaj chcieli się dobrze bawić. Bellamy nie był typem imprezowicza, ale w tym momencie popierał ich całym serce. Głównie dlatego, że takie rozbawione towarzystwo będzie bardziej skłonne do tego, co miał zamiar im zaproponować. Ruszył więc w stronę polany, na której zdawało się, że znajdują się wszyscy (albo przynajmniej duża większość), trzymając w ręce łom. Nie, nie miał zamiaru nikogo nim zdzielić, chociaż kto wie co się by stało, jakby gdzieś na swojej drodze spotkał Maxa... Nieważne. Kiedy już dotarł na miejsce, to się aż rozczulił widokiem, który zobaczył. Biedne dzieci nie miały zapałek i chociaż zbudowały piękne ognisko. Mieli szczęście, że Bellamy był na tyle ogarnięty, że wziął z Exodusa zapałki. Kto ma zapałki, ten ma władzę, heh. Dodatkowo mieli wielkie szczęście, że Blake miał zamiar podpalić im to ognisko, żeby mogli szaleć i bawić się nawet przez całą noc. Jednak, kiedy tak schodził ze wzniesienia natrafił na samotną osóbkę, która chyba nie miała zamiaru dołączyć się do panującej radości i całego tego korzystania z wolności. Z racji tego, że w owej osóbce rozpoznał dziewczynę, która to uczestniczyła w przeszukiwaniu terenu, postanowił na chwilkę przystanąć - Nie powinnaś być gdzieś tam w tłumie, ciesząc się z odzyskanej wolności? - zapytał, stając obok pieńka, na którym siedziała brunetka - Znaleźliście coś ciekawego? - dodał jeszcze, bo właściwie po to się zatrzymał, żeby zapytać. Istniała też opcja, że chciał być miły, albo coś w tym stylu. Kto tam go wie.
Ostatnio zmieniony przez Bellamy Blake dnia Czw 12 Mar 2015 - 20:11, w całości zmieniany 1 raz
Pénélope de Guise
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 19:32
Szczerze mówiąc coraz bardziej rozbawiała ją rozpacz na twarzach młodocianych przestępców, którzy wręcz panicznie próbowali znaleźć coś, co pomogłoby rozpalić ognisko. Chętnie by im takie coś podsunęła, oczywiście gdyby takie coś miała. I tutaj właśnie leżał pies pogrzebany. Zapałek nie miała, krzesiwa nigdzie nie zauważyła. Przyglądała się więc jedynie z boku, rozmyślając nad tym, czy czasem swoimi dzikimi odgłosami nie zwabią czegoś, czego nie widzieli i czego nie chcieli by widzieć. Co prawda było całkiem prawdopodobne, że nic tutaj nie żyło, jednak przezorny zawsze ubezpieczony, a w głowie młódki kłębiły się czarne myśli, w których to większości coś ich zjadało. A raczej zżerało. I zapewne gdyby nie Blake to zaczęłaby się martwić o swój stan psychiczny, w końcu od wyobrażeń niedaleko do halucynacji jeżeli chodzi o takie ciemne scenariusze. Swój jakże zamyślony wzrok zwróciła na chłopaka, który to podszedł do niej. Zapewne gdyby nie to, że poznała jego głos to by w życiu nie zgadła kto to jest, jako że cień jakoś pięknie padał na jego twarz skutecznie udaremniając rozpoznanie. Wzięła głęboki wdech, ze świstem wypuszczając powietrze nosem. - Nie jestem typem towarzyskim, zresztą nie sądzę, by takie zabawy były dla mnie. Posiedzę sobie tutaj i popatrzę. - stwierdziła, bardziej do siebie niż do niego. Cały czas próbowała sobie wmówić, że nie chce tam iść, że nie chce nikogo poznawać, jednak gdzieś w głębi bardzo chciała znaleźć kogoś z kim mogłaby spędzać na razie czas. Z drugiej strony nie widziała siebie wśród rozwydrzonej dzieciarni, a nawet ci starsi nie raz wydawali się być odmóżdżeni. Nie, wcale nie pomyślała o Maxie. () - Nic ciekawego. Prócz tego, że narobiliśmy całkiem niezły bałagan wokół. - uśmiechnęła się delikatnie. Wskazała dłonią na dzieciarnię. - Nie idziesz do nich? Jesteś w końcu liderem. Powinieneś wygłosić jakąś mądrą mowę.- sama nie wiedziała, czy to miało być przedrzeźniające, czy też chciała go zaczepić a może po prostu stwierdziła fakt niezaprzeczalny?
Bellamy Blake
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 20:30
Podle ze strony Pénélope, że nie miała zamiaru pomóc swoim nowym znajomym. Właściwie, to była teraz na nich skazana, czy tego chciała, czy też nie, więc mogła jakoś sobie zaplusować i coś zaproponować w związku z tym ogniskiem. Na szczęście nie wszyscy byli tak egoistyczni jak ona, bo na przykład taki Bellamy miał zamiar podzielić się z dziećmi ogniem. Skoro chcieli się bawić i hałasować, to jak dla niego mogli to robić. Należało się to całej Setce, zwłaszcza po tym, że tyle czasu musieli spędzić w zamknięciu. Nawet jeżeli ich hałasy coś tutaj przyciągną, to trudno. Będą się o tym martwić, jak już do czegoś takiego dojdzie. Więc Bellamy w swym umyśle miał zdecydowanie więcej pozytywnych scenariuszy, niż tych ciemnych. Żyli, oddychali, nie było żadnych oznak choroby popromiennej, więc na chwilę obecną nie mieli za bardzo czym się martwić. Penny zdecydowanie przydałaby się jakaś mała przerwa od tego całego rozmyślania o jakiś mrocznych i strasznych rzeczach. Dobrze, że na twarz Bellamy'ego padał cień i dziewczyna nie mogła zobaczyć, jak słysząc jej słowa, wywrócił oczami - Dzieci - mruknął cicho. Zawsze znajdowały się takie osoby, które całymi dniami mogły szaleć i imprezować, oraz takie, które gardziły wszelkimi zbiorowymi formami rozrywki. Najwyraźniej dziewczyna należała do tej drugiej grupy. Nie, żeby Bellamy ją oceniał czy coś, ale chyba dla własnego bezpieczeństwa powinna się chociaż z jedną osobą lepiej poznać. Przynajmniej miałaby kogoś, kto by jej poszedł szukać, jakby zaginęła. Jemu samemu większość Setki wydawała się totalnymi kretynami, ale nawet kretyni są potrzebni w społeczeństwie. - Żeby to zauważyć, nie trzeba się było specjalnie rozglądać - odpowiedział, wzruszając ramionami. Cały bałagan było gołym okiem widać. Słysząc jej kolejne słowa uniósł brew do góry. Nie za bardzo wiedział, jaki był cel tych słów, ale.. trochę mało fajnie to zabrzmiało - Nie, stwierdziłem, że lepiej żeby na czele stanął kolega od łuków. On ma wizję, której inni, tak prości ludzie jak ja, nie posiadają - odpowiedział, odwracając głowę w stronę ogniska. Jednak po chwili wrócił wzrokiem do dziewczyny - Nie chciałabyś może pozbyć się swojej bransoletki? Na pewno znajdzie się tutaj jakaś lepsza biżuteria niż kawał plastiku, który nawet nie wiadomo do czego służy - zaproponował, zupełnie od tak. Miał łom, który chciał wypróbować, a że brunetka była akurat pod ręką, to mogła zostać jego królikiem doświadczalnym! No i zawsze może jakiś bonus za tą małą pomoc otrzymać. Nic tylko się zgadzać.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 20:54
A jakże by miała im pomóc? Nie miała zapałek, posiadał je chyba tylko i wyłącznie Bellamy, a krzesiwo wbrew pozorom dość trudno znaleźć. Mogli też zdać się na szczęście i pół nocy wiercić patykiem w suchym pniaku, jednak raczej to odpadało, nikt nie miał raczej zdolności do rozpalania ogniska tak ot. Czarne scenariusz postanowiła więc na razie odłożyć na bok i skupić się na chłopaku, który to postanowił nawiązać z nią kontakt, mimo jej niezbyt przychylnego zachowania. I głupot, jakie gadała. Najzabawniejsze jest to, że właśnie najbardziej się ich bała, że powie coś nie tak jak trzeba. Dzieci? No cóż, dopóki ma się rodziców jest się dzieckiem. Ona ich nie miała, nie wiedziała jak Blake, ale zapewne zostali straceni po odkryciu siostry Bellamy'ego. Nie zamierzała na to nic odpowiadać, nie czuła takiej potrzeby. Towarzysza jakiegoś może sobie znajdzie, jeszcze nic straconego, nie każdego odrzuca zaraz przy poznaniu, z niektórymi stara się porozmawiać, nawiązać jakąś nić porozumienia. Wbrew pozorom właśnie z Blakem próbowała, chociaż nie wychodziło to najlepiej, to jednak liczą się starania, prawda? - Muszę przyznać ci rację w tej kwestii, zwiad był niepotrzebny, przynajmniej nie w tamte tereny. Ale cóż, człowiek uczy się na błędach. - stwierdziła. Przynajmniej wiedziała już w którą stronę definitywnie nie musi się udać. Mogła jednak zaoszczędzić czas, ale jak zawsze musiała się uprzeć, cóż, taka już była. Jego wypowiedź brzmiała niejako oskarżycielsko, jakby powiedziała coś niemiłego i miał się obrazić, jednak na wspomnienie Maxa roziskrzyły jej się oczy a uśmiech wymalował się na licu. Zachichotała, jakby ją to totalnie rozbawiło. - Wybacz, ale gdy wyobrażam sobie go na czele naszej grupy z jego ideą 20km to mam ochotę wybuchnąć śmiechem. - uśmiechnęła się do niego, może trochę przepraszająco. Nie chciała go urazić tamtymi słowami, właściwie było to pytanie zadane z czystej ciekawości czy się do nich do uda. Na wzmiankę o bransoletkach automatycznie na nią spojrzała. Była niewygodna, przeszkadzała i właściwie nie miała żadnego argumentu by ją zatrzymać. Nawet jeżeli dawała arce jakikolwiek sygnał, że żyją miała to gdzieś. Nie miała tam już nikogo, na kim by jej zależało. Zranili ją zresztą, zostawiając ojca na pewną śmierć, nie dostarczając mu potrzebnych leków do życia. Jeżeli więc zrobi tym krzywdę Arce to na pewno chętnie ją zdejmie, a jeśli ta jest tak ot, w co powątpiewała... i tak była niewygodna, więc tym bardziej należy się jej pozbyć! - Nie wiem jak chcesz to zrobić, ale czyń swą powinność. - uśmiechnęła się do niego, schodząc z pnia i kładąc na nim rękę z bransoletą. Będzie mu raczej łatwiej, gdy ręka nie będzie wisieć swobodnie w powietrzu.
Bellamy Blake
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 21:20
Mogła im zawsze zaproponować to wiercenie patykiem w liściach, czy pniaku. Może i by im się nie udało rozpalić tego ogniska, ale liczy się sama chęć niesienia pomocy. Zawsze mogło się jakoś udać rozpalić, a jakby się nie udało, to mieli przecież zapałki. Chociaż o tych zapałkach nikt nie wiedział, ale to już mniejsza o to. W porównaniu z Maxem to dziewczyna mówiła same mądrości. Zresztą Bellamy wychowywał się z Octavią, więc całkiem nieźle rozumiał nastolatki. Nie, żeby był ekspertem czy coś, ale nauczył się nie zwracania uwagi na wszystko, co też młode kobitki gadają. I właściwie, to jakby Penny mówiła naprawdę jakieś wyjątkowe głupoty, to nie omieszkałby jej tego wypomnieć. Jak na razie jej słowa mieściły się w granicach przyzwoitości i mądrości. Tutaj bardziej chodziło o takie bycie po prostu nastolatkiem. Prawdopodobnie Bellamy użył nie tego słowa, co trzeba, ale trudno już. Może i dziewczyna nie miała rodziców, ale wciąż była nastolatką, która pewnie chciała pokazać jaka to jest niezależna i w ogóle. W końcu to taki etap buntu i myślenia, że nikt cię nie rozumie i takie takie. Oczywiście, że liczą się chęci, ale pewnie jakby on sam do niej nie zagadał, to dalej siedziałaby na tym pieńku samotna, jak ta sztacheta z płota wyrwana. - Pewnie okazałby się bardziej emocjonujący i obfity w znaleziska, jakbyście poszli dalej. Ale pójście w nieznany las chyba nie jest zbyt dobrym pomysłem, zwłaszcza jak jest się w nim pierwszy raz - stwierdził, bo w sumie to nie była ich wina. Wiadomo było, że nie znajdą nie wiadomo czego w bliskiej okolicy statku, a pójście gdzieś dalej wymagało jednak większego przygotowania. Mają jednak czas! Właściwie to mają mnóstwo czasu, więc nawet jeżeli pierwsza próba odkrywania Ziemi nie okazała się zbyt owocna, to zawsze można spróbować jutro. Las im nigdzie nie ucieknie. Och, to nie było oskarżycielskie, tak po prostu mu się powiedziało. Nie mógł przecież się tak przyznać przed nią, że zaraz zaprowadzi tutaj swoją dyktaturę, bo jeszcze by jego plan nie wypalił i tylko by się ośmieszył - Nie możesz zapomnieć o łukach. Same wędrówki to nic, liczą się tylko łuki - pokiwał głową z powagą. To było podłe, że tak się naśmiewali z nowego kolegi, ale co poradzić - Ciekawe czy faktycznie poszedł te 20 kilometrów w las - dodał. To by było totalnie głupie z jego strony, ale Bellamy by się nie zdziwił, jakby chłopak to zrobił. Tym jednak nie było sensu sobie głowy zaprzątać, bo większe rzeczy miały nastąpić. Po pierwsze pozbycie się bransoletek, przez co Arka będzie myślała, że wszyscy umarli, a co pozwoli Bellamy'emu zachować swoje skromne życie. Dlatego teraz czekał z lekkim napięciem na odpowiedź dziewczyny, w głowie już sobie przygotowując przemowę, jaką jej zaserwuje, gdyby potrzebowała zachęty. Niestety nikomu nie będzie dane usłyszeć jego słów mądrości, bo brunetka się zgodziła. Odwzajemnił jej uśmiech i uniósł lekką prawą rękę - Mam łom - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Może jej poszukiwani skończyły się fiaskiem, ale jego zdecydowanie nie! Przykucnął koło pnia i przesunął trochę bransoletkę dziewczyny, żeby mieć jak operować łomem - Jeżeli trochę zaboli, to wiedz, że to nie specjalnie - powiedział. To było jego pierwsze podejście do tych bransoletek, więc nie był do końca pewny ile siły trzeba włożyć w ich rozwalenie. Można powiedzieć, że Penny była jego pierwszą, heh. Kiedy już jeden koniec łomu znalazł się pomiędzy ręką dziewczyny a jej bransoletką, Bellamy przygotował się do ostatniej części tej operacji - Na trzy.. raz, dwa... - i nie mówiąc nawet trzy, nacisnął na drugi koniec łomu. Bransoletki okazały się słabsze niż przypuszczał, bo już po paru sekundach mechanizm został zniszczony, a ręka brunetki została uwolniona od tego paskudztwa. - Idealnie. Dziękuję za bycie moim królikiem doświadczalnym - uśmiechnął się krótko do Penny, po czym wziął pozostałości po jej bransoletce. Jeżeli chce namówić resztę do tego samego, to warto mieć jakieś dodatki do prezentacji.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 22:09
Owszem, była nastolatką, jednak niekoniecznie chciała pokazać swoją niezależność. Raczej nie chciała spoufalać się z każdym po kolei. Wybranie raczej kilku person z pośród setki byłoby lepszym pomysłem, takich zaufanych i od serca. Jak to się mówi, lepiej mieć kilku przyjaciół niż milion znajomych, po których nie wiesz czego się spodziewać. No ale z jednym miał rację - w życiu by sama nie zagadała, szczególnie do niego, jest taki onieśmielający, że wolałaby zapaść się pod ziemię niż odezwać się pierwsza. Nie żeby była jakąś damą, która nie wiadomo za kogo się uważa i z tak zwanym plebsem nie rozmawia, po prostu była... wycofana raczej i nieśmiała. - Nie jestem aż tak odważna jak Max, by zapuszczać się w odmęty lasu bez właściwie podstawowego prowiantu na drogę i bez jakiejkolwiek broni. - uśmiechnęła się. Wiedziała, że to nie ich wina, nie spodziewała się też czegoś szczególnie ciekawego, może czegoś do jedzenia, jakiejś płynącej lub chociażby stojącej wody. Nie znalazła tego, jednak jeszcze nic straconego. W końcu jak już zostało napisane, mają baaardzo dużo czasu na poszukiwania. Na te owocne jak i te mniej. A czemuż to nie mógł się przyznać? Przecież Penka by nigdy nie śmiała się z niego śmiać ani nic, nawet gdyby ów plan nie wypalił. - No tak, jakże bym śmiała zapomnieć o łukach! Ale musisz też pamiętać, że musimy znaleźć ubrania i lekarstwa! Najlepiej, jakbyśmy znaleźli centrum handlowe! - zachichotała, jakoś nic sobie nie robiąc z tego, że naśmiewali się z niego. Skoro plecie aż takie głupoty, no to nikt nic nie poradzi na to, że po prostu większość osób teraz zgina się ze śmiechu na samą myśl. Powinien to przemyśleć na początku. Spoważniała zaraz, spoglądając na chłopaka. - Nie wiem, nie widziałam go. Jednak sądząc po wypowiedziach, zapewne udał się dość głęboko w las. - stwierdziła, tym razem jednak nie żartując, mówiła to całkiem poważnie. W końcu można się spodziewać po nim wszystkiego, raz jest agresywny w stosunku do Blake'a, znowuż to jest potulnym barankiem, raz chce iść, raz nie. Taki niezdecydowany chłopak, zmienia zdanie gorzej niż Penka. Prawdę mówiąc, nie wiedziała czemu został tu wysłany, była zaciekawiona, jednak z drugiej strony nie chciała wiedzieć. Mogłoby to zmienić jej pogląd na jego osobę. Nie wiedziała też, że zdjęcie bransolety ma "uratować" mu życie, jednak pomimo tego chciała się jej pozbyć. Zapewne jak większość z ludzi przebywających tutaj, żywiących urazę do Kanclerza i całej reszty. Widząc łom zastanawiała się chwilę, czy na pewno tym da radę zdjąć bransoletki, wyglądały na całkiem solidne. Na wzmiankę o bólu uśmiechnęła się blado, jednak nic ponadto nie zrobiła. Gdy już wcisnął końcówkę (bez skojarzeń) między jej rękę a bransoletkę głośniej wciągnęła powietrze, nie będąc pewna na co się przyszykować. Będzie bolało, nie będzie, jednak jakoś specjalnie nie panikowała. Ręki jej nie urwie przecież... chyba. Przyglądała mu się przez chwilę, próbując skupić się na twarzy, nie na tym co właśnie robił i właściwie zaraz było po wszystkim. Zabrała od razu rękę, masując swój nadgarstek, na którym został delikatny, czerwony ślad. - Och, bycie twoim królikiem było dla mnie przyjemnością. - i właściwie wszystko byłoby super i skończyłoby się happy endem, gdyby nie to, że właśnie zdała sobie sprawę, jak to mogło dwuznacznie zabrzmieć, przez co automatycznie się zarumieniła i spuściła głowę. Może nie będzie tak dobrze widać przez włosy! To była dobra myśl! A teraz powinna zapaść się pod ziemię. Tak mi dopomóż Bóg, czy coś.
Bellamy Blake
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 22:38
Bellamy nie mógł wiedzieć, jakie są powody Penki trzymania się z dala od reszty, bo właściwie jej nie znał. Właściwie to nawet nie wiedział jak ma na imię, więc nie można wymagać, że od razu rozgryzie, czy zachowanie dziewczyny jest spowodowane chęcią buntu, czy też może cechami charakteru. Na chwilę obecną nie wykluczał żadnej możliwości, ale nie był też od tego, żeby robić innym jakieś psychoanalizy. Miał wystarczająco dużo własnych problemów, żeby sobie zaprzątać głowę, rozmyślaniem na temat innych ludzi. W takim razie to chyba dobrze, że Bellamy nie jest nieśmiały i nie odczuwa żadnego rodzaju lęków przed odezwaniem się do innych ludzi, bo pewnie i jedno, i drugie by teraz siedziało na jakimś pieńku i liczyło robaki na mchu, albo coś w tym stylu. - Jego pomysł nie był aż tak głupi. Po prostu zły czas, za mało przygotowania i trochę bezsensowne podawanie odległości. Większość nie przeszłaby pięciu kilometrów, więc lepiej nie myśleć ile osób dotarłoby do tych 15 czy też 20 - powiedział, gdyż tak właściwie to Bellamy nie do końca miał coś przeciwko rozeznania się w tym, co znajduje się w okolicy. To był jednak problem na zupełnie inny dzień, kiedy już będą w stanie zapewnić względne bezpieczeństwo tym, którzy udadzą się na taki spacerek, a także tym, którzy zostaną na miejscu. Wysyłanie kogoś dzisiaj było po prostu głupotą i skazywaniem tego kogoś na bardzo marny los. Czasu mają dużo, więc na pewno kiedyś się na coś takiego zdecydują. Ale to zdecydowanie nie dzisiaj. - Łuki fajna sprawa. Zawsze chciałem się nauczyć strzelać z łuku, szkoda tylko, że na Arce ich nie było - westchnął ciężko. Jejku, serio takie strzelanie z łuku to badass level 100. Bellamy umiał tylko strzelać z pistoletu, co mogło być fajne, ale łuk to łuk. Może Max mu jeden zrobi? - Nie powinnaś się śmiać. On próbował zaimponować kobiecie, więc jego starania powinny być docenione, a nie wyśmiane. Na pewno byś tak nie chichotała, jakby to Tobie chciał szukać ubrań i lekarstw - uśmiechnął się pod nosem. Bellamy doceniał podryw Maxa, mimo że widać było, że mu nie szło. Ale jak już wspomniane zostało - liczą się chęci, prawda? Tym razem nie wyszło, ale może pewnego dnia to się jakoś zmieni i Max zostanie królem łuczników i królem podrywu, wszystko było jeszcze przed nim. Im mniej się wie, tym się ponoć lepiej śpi. Zawsze też można zapytać, ale nigdy nie wiadomo jaką się odpowiedź otrzyma. Bransolety były po prostu słabe i symbolizowały władzę Arki, więc się należało ich pozbyć. Nawet jakby Bellamy nie był w takie sytuacji, jakiej był, to pewnie i tak by postulował, żeby wszyscy się ich pozbyli. Tak dla zasady. Wszyscy tutaj byli kryminalistami, więc powinni się zachowywać w stosunku do Arki bardziej buntowniczo, a nie stać i czekać na ich przylot, jak zgraja baranków ofiarnych. Być może i Bransoleta wyglądała solidnie, ale to wciąż był tylko plastik. Skoro Tris potrafiła rozwalić rurą kłódkę, to Bellamy nie powinien mieć żadnych trudności, żeby rozwalić bransoletę łomem. Oczywiście pozostawała tutaj kwestia tego, że zbyt brutalnym być nie można było, coby nie ukrzywdzić za bardzo osobę, która ozdóbkę z Arki nosiła. Penny miała szczęście, że Bellamy był taki delikatny, bo kto wie czy faktycznie by jej nie zabolało, jakby zajmował się tym ktoś inny. Szkoda w sumie, że było tak ciemno, bo to uniemożliwiało bliższe zbadanie tego, jaki mechanizm w bransolecie tkwił, ale tym się można zająć rano. Słysząc jej słowa uśmiechnął się lekko (tak jak na tym gifie w podpisie!) - Zapamiętam to na przyszłość - powiedział. Nie zabrzmiało aż tak dwuznacznie, chociaż kto może wiedzieć, jak słowa Penny odebrał Bellamy. Teraz jednak na pewno będzie wiedział do kogo przyjść, jak będzie chciał coś nowego wypróbować.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 23:10
Robaki są fajne. No i właściwie jak już będą umierać z głodu to dobrym rozwiązaniem byłoby jedzenie ich! Przecież są takie pożywne i mają tyle białka w sobie! Chociaż z drugiej strony - ile by człowiek musiał ich nałapać by się najeść? A ile musiałaby nałapać ich setka takich ludzi? Każde wyjście było najwyraźniej problematyczne, a oni nie mogli nic na to poradzić. - Owszem, nie jest głupi, sama to popierałam, jednak nikt z nas nie jest przystosowany do takich wędrówek, ba, nawet pięć kilometrów mogłoby być dla niektórych problemem. No i tym bardziej, jeżeli ruszyliby bez prowiantu i jakiejkolwiek broni. - odpowiedziała, zdając sobie sprawę z tego, że pomysł zły nie był, problem leżał po prostu gdzie indziej. Nie zamierzała jednak znów kontynuować tej rozmowy, jako że niedawno ją odbyli i doszli do porozumienia. Na wzmiankę o łukach się uśmiechnęła. Pamiętała łuk, który wisiał na ścianie w mieszkaniu ojca. Uczył ją jak napisać cięciwę, jak wymierzyć i wielu innych ciekawych rzeczy, jednak nigdy nie miała okazji z niego strzelać, wypróbować w praktyce. - Z tego co wiem było kilka, ale bardziej ozdobnych i raczej starych. Na twoim miejscu cieszyłabym się bardziej z umiejętności strzelania z pistoletu. Zapewne niedaleko mu do łuku, więc powinieneś go łatwo opanować. - uśmiechnęła się życzliwie, chociaż nie miała w zamiarze schlebiać mu. Ot co, stwierdzała fakty niezaprzeczalne. Chociaż Bellamy z łukiem wyglądałby całkiem s... superaśnie! Czy nie śmiałaby się gdyby to ją tak podrywał? Hm... zapewne śmiałaby się jeszcze bardziej. - Nie jestem aż tak ckliwa by nie chichotać, gdyby to mnie tak... podrywał? Nie wiem czy to tak można nazwać. - może powiedziała to trochę zgryźliwie, jednak nie w stosunku do Bellamy'ego, raczej od tak. W końcu tyczyło się to Maxa. Chęci chęciami, ale ona by takich chęci nie strawiła. Nie uwierzyłaby też, gdyby ktoś jej powiedział, że został "królem łuczników i podrywu". Raczej królem głupoty, ale ten tytuł już chyba otrzymał. I oczywiście, że cieszyła się z tego szczęścia, że akurat nad wyraz delikatny Blake postanowił zdjąć jej bransoletę. Była tez niebywale wdzięczna za okazaną jej dobroć, ale przecież nie padnie mu do stóp w podzięce, do tego stopnia raczej się nie zniży. Zniżyła się jednak to jeszcze większego zawstydzenia i onieśmielenia widząc jego... no cóż, piękny uśmiech. Odchrząknęła, zerkając ukradkiem na Belkę. - Co zamierzasz teraz zrobić? Zdjąć wszystkim bransolety, rozpalić im to ognisko czy może ponudzić się ze mną przez pół wieczoru? - zapytała, może trochę nieśmiało, co było słychać w jej głosie dość wyraźnie. No i w ogóle, odezwała się sama od siebie! Bellamy powinien być z siebie taki dumny!
Bellamy Blake
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Czw 12 Mar 2015 - 23:44
Fuj, jedzenie robaków byłoby naprawdę obrzydliwe i chyba naprawdę wszystkich musiałby dręczyć głód, żeby się do czegoś takiego posunęli. Oby nigdy nie musieli tego doświadczyć! Pokiwał głową, bo rację miała - Zawsze istnieje szansa, że sam zwiedzi cały las i wróci do nas z mapami. Wszyscy wtedy byliby niezwykle szczęśliwi - dodał, chociaż wątpił, żeby chociaż połowa towarzystwa się tym przejęła. Nie mniej takie mapy byłby naprawdę przydatne. W sumie teraz to Bellamy trochę żałował, że zamiast zaproponować Maxowi coś takiego, to chciał go zastrzelić. Cóż, człowiek widzi czasami swoje błędy dopiero po czasie! W takim razie Penny miała prawdziwe szczęście. Bellamy'ego nigdy nikt nie uczył takich rzeczy, a całe jego życie opierało się głównie na Octavii i tym, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Można powiedzieć, że w pewnym sensie brunetka była szczęściarą. - Gdybym miał nieskończony zapas amunicji, to faktycznie byłby to powód do radości. Coś mi się jednak wydaje, że łatwiej byłoby tutaj zrobić te łuki, niż znaleźć zapas nabojów - odpowiedział z westchnięciem. Jego umiejętności na nic mu się nie przydadzą, jak nie będzie miał z czego strzelać - Ale nie mów nikomu, że ilość nabojów w moim magazynku jest naprawdę bardzo mocno ograniczona. To by obniżyło morale - dodał. Trzeba było zapanować jakoś nad towarzystwem, a tak długo jak towarzystwo wiedziało, że Bellamy posiada pistolet i nie zawaha się go użyć, tym lepiej będzie dla wszystkich. A z łukiem to by wyglądał genialnie. Serio będzie musiał się chyba pogodzić z Maxem i o ten łuk poprosić. O ile Max w ogóle kiedyś do nich wróci w całości. - Jesteś dziewczyną, wy zawsze chichoczecie - stwierdził, kręcąc głową. - Wtedy byś chichotała, ale z zupełnie innego powodu - zauważył, bo w końcu która dziewczyna nie lubiła być podrywana? Może i Max gadał głupoty, ale jakiś strasznie szpetny to nie był, więc Bellamy by się nie zdziwił, jakby na kimś jego słowa wywarły wrażenie. Wtedy próbował zaimponować Clarke, może Pénélope będzie kolejna na jego liście foczek do wyrwania. Nie no spokojnie, Bellamy nie oczekiwał żadnego padania do stóp. Prawdę powiedziawszy to ona większą przysługę wyświadczyła jemu, niż na odwrót, ale csiiii. Nie może jej tego przecież powiedzieć, chociaż naprawdę docenia tą nieświadomą pomoc. Słysząc propozycję dziewczyny na chwilkę oniemiał, bo z jednej strony była naprawdę urocza, ale z drugiej Bellamy był człowiekiem z misją. - Pomimo tego, że uważam, że większość z tu obecnych to irytujące stworzenia, to rozpalenie ogniska i uwolnienie wszystkich od ostatniego symbolu zniewolenia przez Arkę, jest rzeczą, którą trzeba zrobić. I muszę znaleźć Octavię i przywiązać ją do jakiegoś drzewa, czy czegoś - odpowiedział drapiąc się po głowie - Ale zawsze możesz dołączyć do zabawy, albo możesz tutaj poczekać, aż skończę bawić się w współczesnego Prometeusza i dam dzieciom ogień - zaproponował, bo przecież nie chciał, żeby poczuła się spławiona czy coś. Bo to nie było spławienie. Bellamy po prostu musiał się zająć paroma sprawami, ale Penny zawsze mogła mu towarzyszyć, albo poczekać. Jak obiecał, że jeżeli wybierze drugą opcję, to wróci, to tak też i zrobi.
Pénélope de Guise
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Pią 13 Mar 2015 - 9:56
Jej też na pewno nie widziało się jedzenie robali, jednak jeżeli by musiała by przeżyć to zapewne wzięłaby to pod uwagę. Ale co racja to racja, oby nigdy nie musieli się do tego zniżyć! - Niebywale szczęśliwi. Ale wiesz, w cuda raczej wierzyć nie powinniśmy. Zresztą, zapewne jeśli do nas wróci to w częściach, sądząc po tym, że jeszcze go z nami nie ma. - stwierdziła, nie żeby miała po nim płakać, ale prawda była taka, że robiło się już ciemno a Maxa jak nie było tak nie ma. Zresztą nawet jakby nie wrócił, to pewnie i tak zaważyli by to Bellamy, Clarke, Penka no i możliwe, że Conley. Reszta by nawet nie pomyślała, że ich towarzysz zginął w lesie. Z jednej strony to dobrze, przynajmniej nie siali by chaosu przerażeni myślą śmierci, z drugiej zaś... była jakaś druga strona? Najwyraźniej Pénélope jeszcze jej nie odkryła. I owszem, dziewczyna miała szczęście, że miała ojca, który ją uczył tego co sam potrafił. Zresztą prawda była taka, że wówczas młódka nie wyobrażała sobie życia bez niego, więc tym bardziej współczuła wówczas dzieciom pozbawionym rodziców, takich jak Bellamy i Octavia. Słyszała o nich, ale wcześniej jakoś nie miała okazji ich spotkać. A raczej jego, bo siostra chłopaka siedziała w więzieniu i nie miałaby możliwości chociażby zobaczenia jej. Jednak... teraz są już razem i tylko to powinno się liczyć. - Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Zresztą na zrobienie strzał też trzeba dobrych materiałów, samym łukiem niczego nie zabijesz. No ale strzały na pewno prędzej zrobisz niż amunicję... i tak źle, i tak nie dobrze, jak to się mówi. - cóż, zawsze gdy już byłyby te łuki jest całkiem duża możliwość, że Pénélope postanowiłaby Belkę trochę nauczyć tego co sama wiedziała, o ile sam by tego nie rozgryzł. Ze znajomymi była skłonna podzielić się ów tajemniczą wiedzą. Co do nabojów, nie czuła jakiejś wielkiej potrzeby poinformowania wszystkich po kolei. - Uważasz mnie za aż tak głupią? - zaśmiała się dość wesoło, mrużąc oczka w pięknym uśmiechu. Taka słodka! Czasem musi uważać, by kogoś nią nie zabić, bo to by mogło być straszne! - A tak serio, nie zamierzam nikomu mówić. U mnie wszystkie sekrety są bezpieczne. - stwierdziła śmiało, no bo właściwie to komu miała je zdradzić? Mogłaby na przykład przyjaciołom, ale przecież ich nie miała! A przecież nie podejdzie do byle kogo i nie zacznie "hej, a wiesz, że Bellamy ma tylko parę kul zamiast kilkuset?" No bez sensu! Co do łuku, oj tak, trzeba je definitywnie załatwić, przynajmniej chłopakowi, aby mógł tak genialnie z nim wyglądać! - Ej, wcale nie. - powiedziała urażonym tonem. Nie chichocze cały czas... tylko większość! Ale to dalej nie jest całość. Jak mógł w ogóle tak powiedzieć? - Masz rację, z przerażenia. - stwierdziła, znowu się uśmiechając. Nie że Max nie był przystojny, bo owszem, był. Ale po pierwsze raczej stroniła od kontaktów damsko-męskich, o których nie miała zielonego pojęcia, a po drugie... raczej wolałaby kogoś, kto nie gada non stop jakichś głupot. Chociaż przekaz miał być mądry i byłby, gdyby nałożyć na dane pomysły ograniczenia. A foczką na pewno by Pénélope uraził, więc niech nawet nie waży się mówić tego na głos! Korzyść była obopólna, więc i on, i ona wyświadczyli sobie nawzajem przysługę, ot. Przez chwilę się zastanawiała nad słowami Bellamy'ego. - Problem może leżeć w Octavii, bo od kiedy rozmawialiśmy przy Exodusie jej nie widziałam, a jak na razie tu też jej nie ma. Zapewne będziesz musiał udać się na poszukiwania siostry, z czego przywiązanie buntowniczej dziewczyny nie będzie na pewno łatwe, nawet jeżeli jesteście rodzeństwem. - stwierdziła. Sama też by się nie dała, Octavia w końcu była młoda i zapewne pragnęła w tym momencie przeżyć przygodę swego życia, tak więc mało prawdopodobne było to, że zostanie przy bracie niczym potulna owieczka i będzie się go słuchała. Nawet jeżeli on chciał dla niej dobrze. - Właściwie żeby ją zatrzymać zapewne musiałbyś ją zamknąć w Exodusie, ale jakby chciała to i tak pewnie by uciekła. Najlepiej byłoby wynająć kogoś do śledzenia jej. - oczywiście, nie mówiła tego na poważnie! Octavia gdyby się dowiedziała, że Bellamy "ogranicza" jej wolność na pewno nie byłaby najszczęśliwszą osobą na ziemi. Bardzo możliwe, że byłaby wściekła. - Daj spokój Bellamy, da sobie radę. To duża dziewczyna, wie co robi, a ty powinieneś zająć się sobą i swoją... zabawą w współczesnego Prometeusza. - uśmiechnęła się, chociaż sama nie wiedziała czy chce do tej zabawy dołączyć. Miała mały mętlik w głowie, ponieważ z jednej strony polubiła Bellamy'ego i wolała trzymać się blisko niego niż reszty, oczywiście nie wliczając w to Conleya, Clarke i Octavii, którzy wydawali się całkiem w porządku. Czekanie wydawało się dobrą opcją, ale jak wiadomo może się przeciągać, a sama nie wiedziała czy jej się chce, bo jeszcze, ola boga, ktoś do niej przyjdzie i będzie ją męczyć. Przy takim scenariuszu towarzyszenie chłopakowi było całkiem interesującą opcją. Spojrzała na niego, jeszcze chwilę się zastanawiając, jednak odpowiedź nasuwała się sama. Zeskoczyła więc z pniaka, doskakując do Bellamy'ego. - To kto będzie naszą... um, teoretycznie pierwszą ofiarą? - spytała, czekając aż on pierwszy ruszy, jako że ona kompletnie nie wiedziała gdzie zamierza pierwsze iść, więc "przywództwo" oddała mu. - Właściwie, czemu tak bardzo chcesz ograniczyć kontakt z Arką? Oczywiście, jeśli nie chcesz nie musisz odpowiadać, pytam z czystej ciekawości. - uśmiechnęła się niewinnie, jako że to pytanie mogło być dość nieprzyjemnym dla Bellamy'ego. Nie było to jednak nic złośliwego, ani też nic co chciała wykorzystać przeciwko niemu. Jak już powiedziała, po prostu była ciekawa, jednak jeśli nie chciał o tym mówić, zrozumie i nie będzie pytać ponownie. W końcu nie każdy chce wspominać nieprzyjemne sytuacje.
Bellamy Blake
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Pią 13 Mar 2015 - 12:30
Pewnie, jakby nie było innego wyjścia, to wszyscy by jedli te robale, jednak Bellamy był dobrej myśli i wierzył, że znajdą jakieś inne źródło pożywienia. Wystarczyło tylko trochę bardziej się pomęczyć i czegoś poszukać. Robaki będą tylko w ostateczności jeść. Na chwilę się zamyślił, słysząc to, co dziewczyna mówi na temat Maxa wracającego w częściach. Naprawdę nie życzył źle chłopakowi i właściwie, to ostatnim czego by chciał była jego śmierć - Jak nie wróci do rana, to trzeba będzie go poszukać - powiedział, z westchnieniem. Najlepiej by było, jakby Max wróci, ale kto wie, jak to będzie. Ich przewaga tkwiła w tym, że byli dosyć sporą grupą. Jeżeli tak zaczną się rozchodzić na wszystkie strony i potem wracać w kawałkach, to raczej długo na gruncie nie pożyją. Organizacja poszukiwań jakoś specjalnie Bellamy'ego nie cieszyła, ale jak mus to mus. Nie no, Blake'owie też właściwie jakoś super źle nie mieli, bo w końcu mieli matkę, która o nich dbała. Jasne, Bellamy bardzo często nie popierał tego, co robiła, ale akurat troski o dzieci jej odmówić nie można było. Może nie mieli najlepiej na świecie, ale chociaż byli kochani, a tego pewnie nie jedna osoba z Arki im mogła zazdrościć. - Pistolet bez nabojów, będzie tak samo przydatni jak łuk bez strzał - odpowiedział. Akurat o to nie było sensu się sprzeczać. - Trzeba będzie chyba wymyślić jakąś inną broń, chyba, że znajdziemy gdzieś wielki magazyn z pistoletami, albo faktycznie ktoś zbuduje łuki i strzały - dodał. Zawsze mogli sobie sprawić jakąś inną broń. Na przykład włócznie. Akurat z nimi to by większych problemów nie mieli, chociaż problemem mogłoby być nauczenie ludzi posługiwania się czymś takim. Miło, że Penka by go nauczyła! Na pewno by był jej bardzo wdzięczny za takie poświęcenie. - Przezorny zawsze ubezpieczony - wzruszył ramionami. Jakby faktycznie uważał ją za głupią, to przecież by z nią nie rozmawiał. Bellamy nie miał w zwyczaju rozmawiać z kimś, kogo uznaje za ostatniego kretyna. Penelope powinna się czuć w tym momencie wyjątkowa trochę. - Nawet jakbyś powiedziała, to bym się wyparł i powiedział, że to nieprawdą. Jednak dobrze wiedzieć, że sekrety są bezpieczne z Tobą - powiedział, chociaż to wcale nie znaczyło, że w tym właśnie momencie, po zapewnieniu dziewczyny, Bellamy zacznie jej ufać. Nah, do takich rzeczy trzeba było więcej niż tylko zapewnienia. - Ta, jasne. Wcale nie - pokiwał głową. Był przekonany, że Penny w końcu by ulęgła wdziękom i gadce Maxa, ale nie miał zamiaru już o tym mówić. Dyskusja na ten temat i tak nie doprowadziłaby do niczego, bo każde z nich by się upierało przy swoim. Lepiej było więc pozostawić ten temat i czekać, bo może Max wróci i wtedy będzie mógł Bellamy sprawdzić swoją teorię w praktyce. W momencie kiedy Pénélope poruszyła temat Octavii, cała wesołość Bellamy'ego zniknęła. To był ten jeden, jedyny temat, który był traktowany przez Blake'a poważnie, bo też O. była jedyną osobą, na której mu zależało. - Jesteś pewna, że jej tutaj nie ma? - zapytał, podnosząc się, bo chyba dalej kucał przy tym pieńku. W półmroku ciężko było rozpoznać twarze zgromadzonych, więc Bellamy pewności nie mógł mieć, że O. naprawdę tutaj nie ma. Nie zmienia to jednak faktu, że w jego głowie od razu zaczęły się pojawiać czarne scenariusze, wszystkie tak samo dramatyczne. Jeżeli naprawdę Octavii nigdzie nie było, to nie pozostawało nic innego, jak ruszyć i jej szukać. Może i nocą było to zupełnie bezsensowne i prawdopodobnie skończyłoby się na niczym, ale przecież Bellamy nie mógłby tak po prostu sobie funkcjonować, wiedząc, że jego małej siostrzyczce grozi jakieś niebezpieczeństwo. - Jeżeli będę musiał to znajdę kogoś, żeby ją śledził. Albo zamknę w Exodusie. Znaleźliśmy też całkiem porządny łańcuch, więc opcja przywiązania jej nim do drzewa też wchodzi w grę - stwierdził, chociaż tak naprawdę nie miał zamiaru nigdzie siostry zamykać. Jednak ta opcja ze śledzeniem była naprawdę realna i Bellamy był w stanie akurat to zorganizować. - Nie obchodzi mnie to, czy jest dużą dziewczyną czy nie. Jest moją siostrą i odpowiadam za jej bezpieczeństwo - powiedział, zaciskając szczęki i rozglądając się po zgromadzonych nastolatkach. Jeżeli trzeba będzie to Bellamy ruszy w las szukać siostry, bez względu na to, czy będą istniały realne szanse na jej odnalezienie, czy też nie. W końcu my sister, my responsibility, prawda? - Już raz ją straciłem, nie pozwolę na to ponownie - mruknął bardziej do siebie. To było takie niesprawiedliwe, że ledwo znowu się spotkali, a już znowu byli rozdzieleni! Teraz to jeżeli Penny wybrałaby opcję zostania na miejscu, to prawdopodobieństwo, że Bellamy by wrócił było naprawdę zerowe. I właściwie to sama była temu winna, bo gdyby nie zrodziła w jego głowie lęku o Octavię, to miałby jeszcze parę godzin spokoju. Odwrócił głowę w stronę dziewczyny, lekko unosząc brwi - Ty byłaś pierwszą ofiarą - odpowiedział. Wcześniej mógł użyć określenia 'królik doświadczalny', ale koniec końców Penny była pierwsza, więc i jako pierwszą ofiarę można było ją uznać. Nie było jednak sensu tracić czasu, więc Bellamy ruszył w stronę wciąż nierozpalonego ogniska i zgaduję, że dziewczyna ruszyła razem z nim. - Nie jestem im nic winien, więc czemu miałbym im w jakikolwiek sposób pomagać? - zapytał, jednak to było jedno z tych pytań, na które zadający nie chciał wcale otrzymać odpowiedzi - Zabili moją matkę, zamknęli moją siostrę, a wszystkich tutaj wysłali na pewną śmierć. Gdyby wiedzieli, że na Ziemi da się przeżyć na pewno nie wysłaliby skazańców, tylko sami zapakowali by się w tego Exodusa. Dlaczego mielibyśmy robić cokolwiek, co jest ważne dla nich? - odpowiedział. Właściwie to była w dużej mierze prawda, bo Bellamy naprawdę tak uważał. Oczywiście dochodził do tego fakt, że w momencie lądowania reszty Arki na Ziemi, Blake prawdopodobnie zostanie stracony za to co zrobił, ale o tym dziewczyna wiedzieć nie musiała. Kiedy już znaleźli się przy ognisku Bellamy przyjrzał mu się dokładniej. Same patyki raczej szybko się ogniem nie zajmą, ale trzeba spróbować. Oby tylko nie poszła na to cała paczka zapałek, którą Blake właśnie wyciągnął z kieszeni kurtki.
Ostatnio zmieniony przez Bellamy Blake dnia Sob 14 Mar 2015 - 22:22, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Pią 13 Mar 2015 - 21:24
Niestety chłopak nie miał pojęcia o żadnym ognisku. Jednak to jemu nie przeszkadzało. Był zbyt podekscytowany że znajduje się tutaj. Jemu wydawała się to bardzo duża przestrzeń. Czuł się taki malutki, ale nie bezsilny! Czuł, że w końcu może być wolny, mógł uciec od problemów, ale daleko przecież nie odważyłby się. Mimo, że jest jaki jest tutaj wolał się trzymać bliżej ludzi, chociaż nie miał pewności czy czasem ktoś mu nie wbije noża w plecy. Musiał zaryzykować by ktoś inny mu nic nie zrobił. Ostatnio musiał dużo decyzji podjąć, ale czuł się lepiej tutaj jakoś. Nie wiedział co takiego widział tam. Nie chciał tamtego miejsca opuszczać, bardzo go fascynowało, ale jednak.. Może czasami zmiany są dobre? Może nawet zdoła go ktoś polubić? Może nawet stanie się dość miły? Postara się nie reagować gwałtownie na wszystkich, ale widząc niektóre osoby z łomem czy innymi broniami to trudno być pogodnym i wyluzowanym. A więc, można stwierdzić, że był szczęśliwy. Wziął głęboki oddech i spróbował się uspokoić. Nie mógł się zachowywać jak jakiś dzikus! Czy czasami tacy najszybciej nie kończą ze sobą?! Zauważył, że niektórzy nie cieszą się i są bardzo poważni. Tak chyba należało rozsądnie postępować. Oparł się o jakieś drzewo i zaczął obserwować innych nie wiedząc na kim powinien się zatrzymać. Byli tacy jak On.. lekkomyślni. Prychnął cicho i popatrzył na ziemię. Ale co jeśli lepiej było się oddalić? Tak działać na własną rękę i nikogo nie słuchać. Teraz musiałby działać w grupie, słuchać innych. Czuje się jak u ojca, który wciąż mu rozkazywał co wolno, a czego nie wolno mu robić! Wciąż widział coraz to nowsze książki, i coraz więcej zajęć. Słuchał się rodziców i był bezsilny. Ale kiedy spotkał pewną dziewczynę poczuł się lepiej! To straszne komiczne! Czuł jakby miał podwójne życie. Tam z nią i tam z rodzicami. Tutaj miał tylko jedno życie, ale czy wykorzysta je dobrze?! Chyba miał straszny mętlik w głowie!
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Nie 15 Mar 2015 - 23:05
Claire siedziała nieco dalej od ogniska, by nikt w jego świetle nie mógł dostrzec jej zmęczonej wrażeniami minionego dnia twarzy. Musiała ukrywać emocje przed tymi podłymi kretynami, którzy najchętniej zrównaliby ją z ziemią, tylko po to, by dostać do jedzenia jednego chwasta więcej. Ale nie dziwiło jej to, wiedziała dobrze, że tacy są ludzie. Choć została odizolowana od większości świata w wieku trzynastu lat, to tyle czasu wystarczyło, by nauczyć się rozpoznawać ludzi, którzy najchętniej utopiliby ją w łyżce wody. Postanowiła zająć się obserwowaniem chłopaka opartego o drzewo. Wyglądał tak, jakby był całą tą sytuacją jeszcze bardziej zmęczony niż ona. Wśród mglistych wspomnień dzieciństwa odnalazła jego imię: Harvey. - Widzę, że ty też wspaniale się dziś czujesz. --zagadnęłam.
Gość
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Pon 16 Mar 2015 - 19:28
Po pięciu minutach rozmyślania usłyszał czyjś głos. Odwrócił się szybko i zobaczył dziewczynę. Wydawała się młodsza od niego i sprawiała wrażenie tajemniczej. Jakoś szczególnie nie mógł jej sobie przypomnieć ze wspomnień, ale to może dlatego, że jakoś nie był zbyt towarzyski. No ale to nie zupełnie jego wina, a może to czas po prostu zmienić?! Uśmiechnął się do niej. Cieszył się, że zagadała go, jeszcze trochę a by komuś zrobił krzywdę! Wziął ukradkiem głęboki wdech. - Tak, dzisiaj jest wyjątkowy dzień. A co ważniejsze, żyję! Czyż to nie wspaniałe?! - może troszkę z tego się śmiał, ale jego mogło spotkać coś gorszego. A może dopiero coś gorszego ma spotkać? Nie był pewien. Zauważył, że dziewczyna jest ładna, ale co takiego mogła zrobić, że się tu znalazła? Czy zabijała z zimną krwią? Chyba nie chciał znać odpowiedzi na to pytanie więc nie spytał. Nie miał pojęcia co powinien powiedzieć chcąc podtrzymać rozmowę. Nigdy (no prawie nigdy) nie gadał z laskami. Właściwie to nie potrafił nawiązywać znajomości. Starał się, ale nigdy nie wychodziło. - Przypomnisz mi swoje imię? Powinienem Cię znać tak w ogóle? Przepraszam jeśli tak, ale czasami mnie głowa zawodzi- zrobił smutną minę, ale długo nie wytrzymał i wybuchł cichym śmiechem.
Aidan Blaze
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Pon 16 Mar 2015 - 21:37
Aidan po lesie poruszał się już od dobrych paru godzin, zwiedzał sobie to tu, to tam. Wchodził na drzewa, wyszukiwał jakichś większych wzniesień, punktów zaczepienia umożliwiających w przyszłości łatwe zorientowanie się w terenie. Wszystko było dla niego piękne. Zamknięty tyle czasu w czterech ścianach nie widywał zbyt często ludzi. Tutaj co? Setka ludzi, pełno nowych rzeczy, nowych przygód. Bezszelestnie poruszając się między drzewami brał między paznokcie kawałki skóry, "szczypiąc" się samemu. Tak dla upewnienia, że to wcale nie jest sen. W końcu mógł podreptać tam gdzie chce i to naprawdę! Raz szedł, raz biegł, zależnie od ochoty. Rozglądał się bardzo często, cały ten świat napawał go radością, lecz i strachem. Był w nieznanym, nie wiedział co tu się dzieje. To wszystko było dla niego za wielkie. Zagryzł jedynie zęby i stwierdził, że przecież jakieś tam drzewa nie sparaliżują go, toć odważny z niego chłop, co nie? Wracając jednakże do najważniejszego. Faktycznie, trochę minęło nim usłyszał ponownie radosne okrzyki gromady nastoletnich przestępców. Choć nie mógł nimi gardzić z tego powodu, sam był cholernym dupkiem. Jednak hałas jaki wydobywali z siebie przyprawiał go o ból głowy, chęć przywalenia każdemu w twarz. Tak, Aidan jest narwany, nawet bardzo. Popadł wręcz w manię, bo widząc ogień dostrzegł szczegóły otaczające go, a raczej jego ciało. Bransoleta, najprawdopodobniej jest urządzeniem elektrycznym. Aha! Wspiął się nieopodal ogniska na drzewo, oparł się, zwiesił jedną nogę i w takiej pozycji zaczął zajmować się bransoletą. Próbując ją odłączyć ze swojego nadgarstka, a czemu by nie? Kątem oka jedynie spoglądając na resztę swoich znajomych i innych, których w sumie na oczy za bardzo nie widział. Wszystko byłoby ładnie, pięknie gdyby nie to, że pierdyknął go prąd, a bransoleta praktycznie sama zeszła z ręki już kompletnie niezdatna do użytku. - Cholera jasna... Syknął przez zaciśnięte zęby, z wyraźną nutą niezadowolenia, zażenowania samym sobą. Czyżby stracił swe zdolne rączki przez 2 lata zamknięcia? Nie wiadomo! Ha! Głęboko westchnął, napełniając swoje płuca napromieniowanym, lecz rzeczywiście przyjemnym powietrzem, skupiając swoją uwagę już tylko i wyłącznie na ludziach. Tak, tych co są pod nim, przy ognisku, w jego okolicach, na pagórku et cetera. Lubią się gówniarze rozchodzić, to trzeba przyznać.
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Pon 16 Mar 2015 - 22:13
Dziewczyna przyglądała się przez chwilę chłopakowi, nie mogąc wykrztusić słowa. Nie miała pojęcia jak powinna zachować się i co powiedzieć w takiej sytuacji, w końcu nie rozmawiała z osobą wiekowo zbliżoną do niej od dwóch lat. -Claire. - wykrztusiła w końcu, uśmiechając się. -A ty to Harvey. Nie wiedziała skąd pamięta jego imię, ale w tamtej chwili nie dbała o to. Liczyło się tylko to, że w końcu udało jej się nawiązać z kimś kontakt.
Conley Bicchieri
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Wto 17 Mar 2015 - 15:11
Nie trwało długo zanim Conley i Penny zarzucili swoje „poszukiwania”. Nie było co się oszukiwać. Nie znali tych terenów, a Con – choć zaznajomiony z ziołami posiadał wiedzę tylko teoretyczną. Kiedy widział te wszystkie zarośla… z jednej strony miał wrażenie, że wszystko to jest mu znane – z drugiej, nie bardzo. Jakiś czas po tym się rozdzielili. Conley wałęsał się gdzieś dookoła obozu z dala od zgiełku i szumu próbując pozbyć się tej cholernej bransolety, która jako ostatnia rzecz łączyła go z Arką. Nie chciał już tam przynależeć, uwolnił się i był tutaj. W końcu bez poczucia beznadziejności sytuacji. Zawrócił w stronę centrum obozowiska dopiero po jakimś czasie żeby zorientować się, że ludzie gromadzili się w jednym miejscu. Zazwyczaj teg nie robił, ale w końcu stojąc i widząc kolejne osoby, które mijają go idąc w tamtą stronę przeczesał włosy dłonią i zdecydował się pójść za tłumem. Tam spotkało go szaleństwo. Na wido którego nawet się uśmiechnął. Bo choć sam jakoś nie emanował tym co czuł… czuł się właśnie tak jak wyglądała ta banda układająca wielki stos drewna. Pchanie się w sam środek byłoby jednak zupełnie do niego niepodobne, dlatego znalazł sobie jakieś drzewo na brzegu polany i krzyżując ręce na klatce piersiowej oparł się o jego pień.
John Murphy
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Wto 17 Mar 2015 - 19:02
Murphy wyszedł na polanę z belkami pod pachą i od razu zauważył resztę otaczającą ognisko. Nie dziwne, że się spóźnił, skoro wolał zamiast robić pożyteczne rzeczy, zajadać się orzechem w środku lasu. Podszedł bliżej, ogarnął wszystko wzrokiem. Było chłodno, a on nie miał zamiaru marznąć, nie po tym jak raczył przynieść trochę drewna na, prawdopodobnie jutrzejsze, ognisko. Rzucił gałęzie niedaleko ogniska i zaczął się przepychać przez grupę, co chwila klnąc cicho pod nosem, aż nie był wystarczająco blisko aby się ogrzać. Przykucnął i wyciągnął przed siebie ręce. Nigdy nie widział ognia, nie na żywo. Wiedział, że palenie podtrzymuje tlen, a jego nie można było marnować na Arce. Przyglądał się płomykom jak wiły się w różne strony. Iskry skakały coraz wyżej i znikały w nicości nieba. Rozejrzał się w okół siebie, jak inni rozmawiają lecz nie dołączy się do żadnej rozmowy, wyjął swój prowizoryczny nóż i zaczął się nim bawić, obracając w ręku, zbliżając do ognia i patrząc jak metal się nagrzewa...
Tris Maddon
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Sro 18 Mar 2015 - 0:04
Po wydarzeniach w Exodus'ie.
Kiedy Tris nie miała już nic do zrobienia usiadł niedaleko polany by odpocząć. Wiedziała, że nie powinna lecz miała tylko w swojej głowie myśl o chwili odpoczynku. Usłyszała jakieś głosy lecz nie wiedziała skąd dobiegały. Właśnie w tym momencie przypomniała sobie kogoś rozmowę o jakimś ognisku. Zastanawiała się czy przypadkiem się tam nie wybrać. Po namyśle wstała przytrzymując się drzewa i skierowała się w stronę ogniska i siedzących tan osób. Nawet nie wiedziała kto tam będzie a na jej nieszczęście poznała tylko dwie osoby z którymi zamieniła kilka słów i którym pomagała. Pogoda nie była ładna był chłodny wieczór lecz z kilkoma gwiazdami na niebie. Nie sądziła, że będzie jej zimno ale mogła się rozgrzać koło ogniska nie miała wyboru. No to pięknie pomyślała. Ujrzała duże ognisko a wokół niego osoby która widziała tylko w Exodus'ie. Chciała wrócić lecz nie mogła być tak odizolowana od reszty społeczeństwa. - Cześć! przywitała się ze wszystkimi. Rozglądała się co jakiś czas po polanie. Usiadła niedaleko ogniska dokładnie obok jakiegoś drzewa ręce zaplotła na klatce piersiowej i ponownie się rozglądała. Nic innego nie robiła a na dodatek nic się nie działo.
Gość
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Sro 18 Mar 2015 - 14:01
Odchrząknął i pokiwał głową na znak, że tak ma na imię. To bardzo zadziwiające, ze ktoś o tobie tyle wie, a ty ledwo co kogoś kojarzysz. Trochę poczuł się zawstydzony. No, głupio mu się zrobiło! Uśmiechnął się szerzej i popatrzył jej w oczy. - Widzę, że dużo wiesz na mój temat. Fascynujesz się moją osobą? - zaśmiał się. Raczej nie było to możliwe. Miał nędzne, szare życie. Kątem oka zauważył, że kilka osób dołączyło. Starał się kontrolować każdy gwałtowny ruch, ale nie dało się tak po prostu. - To może opowiesz coś więcej o sobie? Jakiś chłopak, rodzina, życie, cokolwiek?- czyżby jednak ciekawość wygrała. Niestety chyba tak. Może to wcale nie miało być takie złe?! dowie się więcej o osobie, której niewiele wie, niewiele słyszał. Zaufa jej, a może i ona zaufa mu na tyle by pomóc w potrzebie. Niewiele osób dba o innych. większości zależało na własnym życiu! To było takie głupie posunięcie. Czy on sam by komuś pomógł gdyby umiał? Nie był tego pewien. Jemu czasami krzywda innej osoby sprawiała przyjemność, ale chciał być bezpieczny. Nie żeby miał się chować za kimś by być cały.. Czy możliwe by było, że zostanie kiedyś zapamiętany? Oczywiście, że nie.
Claire Meminger
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Sro 18 Mar 2015 - 16:59
Claire uśmiechnęła się lekko kpiąco na słowa chłopaka. -Och, no jasne, że mnie fascynujesz, w końcu spotkaliśmy się w życiu najwyżej dwa razy. - odpowiedziała zgryźliwie na pierwsze pytanie, dokładnie tak, jak uczył ją kiedyś Marcus. Bez emocji, ale jeśli już, to z negatywnymi. Zauważyła, że chłopak nerwowo kręci dłońmi, ale postanowiła udawać, że tego nie widzę, Ot, zwykły tik. Chwilę zastanawiała się jak zareagować na jego drugie pytanie. - Nie mam rodziny i nie jestem pewna czy moje życie możnaby nazwać życiem. Zastanawiała się co by powiedzieli rodzice, gdyby dowiedzieli się, że postanowiła ich uśmiercić. W sumie nawet nie wiedziała czy dalej może ich nazywać rodzicami po tym jak ją wydali i skazali na śmierć. - Nie mam chłopaka, ale za to mam kawę. - palnęłam, zanim zdążyła się powstrzymać. Nie wiedziała czemu akurat kawa przyszła jej do głowy, piła ją tylko raz w życiu w wieku dwunastu lat, kiedy tata dostał ją jako nagrodę za wybitne osiągnięcia naukowe. Chociaż była gorzka i parzyła mnie w usta to polubiła ten smak, myśląc o tym, że zachowuje się jak prawdziwa Ziemianka, podobno tam ludzie często pili ten dziwny napój. - Wszystko w porządku? - zapytała, widząc, że chłopak jest coraz bardziej nerwowy.
Ostatnio zmieniony przez Claire Meminger dnia Sro 18 Mar 2015 - 19:15, w całości zmieniany 2 razy
Pénélope de Guise
Temat: Re: Polana na wschód od obozu Sro 18 Mar 2015 - 19:00
Rozejrzała się po okolicy, jakby szukając kogoś konkretnego, jednak nie zauważyła dziewczyny o kruczoczarnych włosach. Spojrzała na Bellamy'ego z miną z bitego psa. Nie chciała przecież zepsuć mu humoru, po prostu lepiej żeby wiedział, że jej tu nie ma. Mogła jednak z tym poczekać... ale z drugiej strony im szybciej się dowie tym szybciej będzie mógł zareagować. Pokiwała więc przecząco głową. - Jestem pewna, że jej tu nie ma. - powiedziała cicho, wiedząc, że go tym nie pociesza. Na kolejne jego słowa zareagowała ciszą, czuła się niebywale źle z tym, że tak się przejął a ona mu tą nowinkę przekazała. - Jeżeli się nie pojawi mogę pomóc ci jej poszukać, o ile mogę. - powiedziała cichutko, niezbyt pewna czy na pewno może się w tym momencie odezwać, jako że chłopak wyglądał na wyraźnie zdenerwowanego. - Ja byłam twoją pierwszą, a nasza dopiero będzie. - powiedziała, tłumacząc mu swój tok rozumowania. Na odpowiedź co do arki pokiwała głową, jedynie podążając za chłopakiem. Po chwili rozglądania, gdy Bellamy rozpalał ognisko, Penka wskazała na Aidena. - Może on? - zapytała, odnośnie ofiary.
Forum stworzone na podstawie serialu The 100. Styl, ogłoszenie, wszystkie kody oraz grafika znajdujące się na forum zostały stworzone przez administrację.