Temat: Re: Teren przy Exodusie Pon 6 Kwi 2015 - 18:32
Ach te dzieci! Jak im się nie podobały decyzje, czy może raczej propozycje Bellamy'ego, to zawsze mogły go nie słuchać. Na razie jeszcze prosił, a nie rozkazywał, zresztą z tego co zdążył zaobserwować, to jakoś nikt za bardzo do robienia czegokolwiek się nie rwał, wręcz przeciwnie. Siedzieli i wygrzewali się w najlepsze na słoneczku, podczas gdy powinni zacząć się organizować i szukać jedzenia - nikt im go pod nos nie podsunie. Dlatego też, czy im to się podobało czy nie, to właśnie Blake wychodził tutaj z inicjatywą i, jakby jeszcze tego nie zauważyli, myślał o nich wszystkich, a nie tylko o sobie samym. Może więc należało mu dać jakiś kredyt zaufania, zamiast tak się buntować w myślach? Bellamy, słysząc słowa Murphy'ego uniósł lekko brwi do góry. Nim jednak zdążył odpowiedzieć, zrobiła to za niego mała brunetka. Wywrócił oczami, bo serio, nie kazał im iść i ginąć, proponował, żeby poszukali jedzenia. To chyba, było dobre, prawda? - Tak, przede wszystkim dlatego, bo jak tak powiedziałem - powtórzył, może nie dosłownie za dziewczyną, ale sens chyba pozostał ten sam - Ale też dlatego, że nie jesteśmy jak ludzie z Arki, którzy spisują innych na straty. Osobiście nie jestem fanem chłopca, który chciał robić łuki, ale to nie powód, żeby go zostawić na śmierć w lesie. Chcecie czy nie, jesteśmy w tym razem, więc jak sami o siebie nie będziemy dbać, to nikt tego nie zrobi - powiedział, patrząc przy tym prosto na Murphy'ego, skoro on zadał to pytanie. I to niby Bellamy jest tutaj tym złym, strasznym i rozkazującym? On tutaj dobro chce zaprowadzić i ludzi własnych szukać. - Zresztą tak jak powiedziała Twoja koleżanka, jak już i tak mamy iść w las, to nic nikomu nie zaszkodzi, jak się rozejrzy za zaginionymi - dodał. Korony im z głowy nie pospadają, jak przez parę minut zainteresują się losem kogoś innego, niż tylko ich. Może i Bellamy był egoistą, może i chciał ich trochę (tak w głębi duszy) podporządkować, ale też naprawdę nie chciał, żeby ta banda zaczęła znikać i nigdy nie wracać. - Ale nie zmuszam do niczego - wzruszył ramionami. Nikogo na siłę ciągnąć przecież nie będzie, prawda? Widząc chłopaka, którego kojarzył z widzenia z Arki (bo w końcu Bell miał epizod ze strażnikami, toteż i musiał znać ojca Davida), również kiwnął mu głową. Takie podejście lubił. Bez zbędnego marudzenia, protestowania i buntowania się. Są rzeczy, które trzeba zrobić i tyle. Nie odpowiedział nic na zaoferowanie się przez jedną z dziewczyn do pójścia, bo nie miał zamiaru ich klepać po pleckach za to, że się łaskawie zgadzają. Za to wypowiedzi kolejnej dziewczyny nie mógł już zignorować. - Powinniśmy wylądować przy Mount Weather, ale jak widać nawet tego nam Arka nie zapewniła. Bez jedzenia i wody nie ma szansy, żebyśmy tam doszli. Zresztą nawet nie mamy pewności, czy faktycznie coś tam zostało. Na stacji myśleli, że na Ziemi nie da się przetrwać, a my stoimy tutaj i ucinamy sobie tą jakże miłą pogawędkę. Jeżeli mylili się w tej kwestii, mogli i mylić się i z Mount Weather - odpowiedział. Pójście do MW może i było dobrym rozwiązaniem, ale wielogodzinny marsz nie był raczej na ich siły. Poza tym obecnie większym priorytetem Bellamy'ego było odnalezienie Octavii, a nie szukanie jakiejś przeklętej góry w której podobno mogliby coś znaleźć.
Claire Meminger
Temat: Re: Teren przy Exodusie Pon 6 Kwi 2015 - 19:00
Claire przewróciła oczami. No tak, godzinne pogaduszki o poszukiwaniach, jednak nie robienie niczego w ich kierunku. Tak, to bardzo w stylu mieszkańców Arki. Dużo obiecywać, mało robić. Dziewczyna była już do tego przyzwyczajona, odczuwała to każdego dnia spędzonego w domu rodzinnym. Zachowywała się tak mama, tata, każda pojedyncza jednostka ludzka stąpająca po Arce. No, oczywiście były od tego drobne wyjątki, ale takich było niewiele. - Dlaczego tracimy więc czas? Nie lepiej od razu podzielić się i zacząć szukać? - rzuciła w przestrzeń, jednak słowa te były skierowane głównie do Bellamy'ego, bo to on wyszedł z propozycją poszukiwań i to jego siostra była jedną z zaginionych. Nie wyobrażała sobie nawet co on przeżywał w tej chwili. Claire nigdy co prawda nie znała prawdziwej miłości, nawet tej rodzinnej, jednak była pewna, że perspektywa utraty tak bliskiej chłopakowi osoby musiała bardzo go przerażać. Współczuła mu, jednak starała się tego za bardzo nie okazywać. Bell był chyba sporo starszy od niej, a poza tym nie wyglądał na osobę lubiącą współczucie. Starał się być taki silny i władczy, co według Claire wyglądało dosyć komicznie, bo chłopak wyglądał jak treser próbujący uspokoić stado dzikich zwierząt. Ale widać było, że chce dla wszystkich jak najlepiej. Troszczył się o grupę, a to, że robił to w dosyć władczy sposób, to już inna sprawa. - W każdym razie- powiedziała po chwili ciszy- Jeśli w końcu postanowicie wybrać się na te poszukiwania, chętnie wezmę w nich udział. Może mam dosyć... mizerną budowę, ale założę się, że mogę być przydatna. Sama nie wiedziała czemu starała się ich przekonać, nie zależało jej w końcu na ich opinii. Jeśli będzie chciała, wybierze się na te poszukiwania. Ale może jednak lepiej mieć po swojej stronie tych ludzi? W końcu w grupie siła. A ona potrzebowała naprawdę dużo siły.
Alyssa Fox
Temat: Re: Teren przy Exodusie Pon 6 Kwi 2015 - 22:03
Alyssa nie musiała długo czekać, aż coś zacznie się dziać. I bardzo dobrze, to zapewne nie usiedziałaby już dłużej spokojnie i sama ruszyła w las. Po krótkim przemyśleniu, tak naprawdę nie dziwiło ją zbytnio że to właśnie osoba nie należąca do wianuszka młodocianych przestępców. Mimo że Ally jedynie wcześniej gdzieś na mignęła jego osoba tak jak około setka innych, potrafiła dostrzec że jest starszy od reszty. Nie przeszkadzało jej, że ktoś obejmuje jako takie przywództwo. W końcu dojście do porozumienia setki ludzi nie byłoby łatwym zadaniem, dlatego też wykazywanie inicjatywy do pokierowania nie było takie złe. O ile oczywiście przewodzenie nie przerodzi się w sytuacje na Arce. Alyssa nie chciała znowu spotykać się z surowym arkadyjskim prawem. Obserwowała jak kolejne osoby zgłaszają swój udział i wiedziała że dłużej nie usiedzi. Szybkim ruchem podniosła się z ziemi i podeszła do powstającej grupki. -Ja też się z wami zabiorę.- Powiedziała z typowym dla niej uśmiechem na twarzy. W myślach za to myślała o zaginionych osobach. Ją akurat zmartwiła ta wiadomość. Może i najprawdopodobniej ich nie znała, ale wiedza że coś mogło im się stać, sprawiało że ktoś taki jak ona nie potrafił tego zignorować. Nawet myśl że jej prawdopodobnie nikt by nie szukał nie potrafiła zmniejszyć jej wiary w innych. Z reszta jeżeli kolejne osoby będą ginąć ich grupa wyszczupli się w szybkim tempie. Może lepiej było dowiedzieć się, co było powodem zniknięcia osób i w razie czego wiedzieć przed czym się przestrzegać. No i sama perspektywa odkrycia nowych miejsc sprawiała że Alyssa nie mogła spokojnie ustać w miejscu. Wrodzona ciekawość kazała zajrzeć jej w każdy krzak czy obejrzeć każdą nieznaną jej roślinę czy przedmiot. Podniosła z ziemi okrągły kamień, którym zaczęła się bawić w dłoni, chcąc jakoś wyładować rozpierającą jej energię. Cała swoją postawą wykazywała entuzjazm z powodu całej tej misji, trochę jak pies cieszący się na spacer. Na jej ustach gościł uśmiech, który jednak nie dosięgał do jej oczu. W tych zaobserwować można było zmartwienie i skoncentrowanie.
John Murphy
Temat: Re: Teren przy Exodusie Pon 6 Kwi 2015 - 23:22
Wciąż patrzył chłopakowi prosto w oczy. Na słowa Laurel delikatnie uniósł kącik ust lecz po wypowiedzi Bellamiego znów przybrał kamienny wyraz twarzy. Wypowiedź chłopaka nie zaskoczyła go specjalnie nie był jednak pewien czy chłopak zgrywa bohatera, czy naprawdę chce odnaleźć ludzi. Oczywistym było, że chce odnaleźć jednego z nich, a raczej jedną. Polubił Bellamiego lecz nie okazywał tego zbytnio. Był ciekawy czy chłopak jest tak władczy i bohaterski jak świadczą o nim jego własne słowa. To był jeden z niewielu powodów dlaczego postanowił się wybrać w głąb lasu. Zjechał go delikatnie wzrokiem i znów wrócił wzrok ku jego oczom potakując lekko głową. Wzruszył ramionami i rozejrzał się, wodząc wzrokiem po reszcie. Dobrze...- zerknął na Laurel chcąc przypomnieć sobie jakim mianem określiła Blake'a i z powrotem zwrócił się ku niemu-...królu -powiedział z już wyraźnym grymasem przypominającym uśmiech, lecz nie ten złośliwy. -Idę z tobą - dodał, narzucając się lekko lecz nie zabrzmiało to jak rozkaz czy też przymus- Prowadź (Wybaczcie moje krótkie wypowiedzi ale nie mam dużo czasu )
Pénélope de Guise
Temat: Re: Teren przy Exodusie Wto 7 Kwi 2015 - 16:04
Ostatnie dni były niezwykle intensywne i zmieniały dramatycznie światopogląd Penki. O ile mogła z kimś porozmawiać to nie sądziła, że wejdzie w tak bliskie relacje z chłopakami, co dało jej wiele do przemyślenia. Może nie była aż tak aspołeczna jak się jej wydawało, może po prostu potrzebowała odpowiedniego bodźca do otworzenia się przed innymi? W końcu dość szybko z zamkniętego w sobie stworzenia zamieniła się w świergoczącego kanarka, który wręcz pragnął towarzystwa. Dlatego też gdy tylko zauważyła Bellamy'ego, którego darzyła niezwykle silnym uczuciem pszyjacielskościowości podbiegła do niego delikatnie przytulając go od tyłu. Taka z niej pocieszna dziewucha! - Mówiłam, że pomogę ci szukać Octavii. - szepnęła mu, nie wiedząc czy chce, by wiadomość o jego siostrze wypłynęła i by wiedzieli, że głównie o nią chodzi. Odsunęła się zaraz od niego o spory kawałek by mógł przemówić do ludu.
Tris Maddon
Temat: Re: Teren przy Exodusie Wto 7 Kwi 2015 - 19:07
Tris zauważyła, że zbierało się więcej osób które chciały w jakiś tam sposób pomóc. Dziewczyna ujrzała kilka znajomych twarzy a przede wszystkim jedną z którą miała niewielki zatarg. Nie miała zamiaru się z nią w tym momencie sprzeczać bo miała co innego na głowie. Po chwili zaczęły się rozmowy Tris usłyszała, że ktoś zaginął. Kompletnie nie wiedziała kogo miałaby szukać a może po prostu ktoś chciał odejść z tego miejsca i poszukać czegoś innego. Może ten ktoś miał dość. Słyszała co chwilę jakąś propozycję oczywiście nie skierowaną do jej osoby ale do wszystkich. Mogła się przydać przecież każda osoba jest potrzebna nawet jeśli by się komuś nie chciało ruszyć z miejsca. - Chętnie się przyłączę do poszukiwań odpowiedziała na pytania wypowiedziane z ust Bellamy'ego. Wiedziała miała nadzieję, że ktoś nie będzie miał nic przeciwko żeby także szukała zaginionych. Miała nadzieję, że nie będzie z jedną rozkapryszoną brunetką która ma zawsze coś do powiedzenia. Mogło to by się zakończyć nie tylko paskudną wymianą zdań ale czymś gorszym. Panna Maddon wiedziała, że w takim momencie nie mogła dać się sprowokować ale jeszcze wszystko było przed nią. Jeszcze stać niedaleko kogoś nie było zbrodnią.
(WYBACZCIE, ŻE TAK KRÓTKO ALE JAKOŚ OSTATNIO NIE MAM GŁOWY DO PISANIA)
Mistrz Gry
Temat: Re: Teren przy Exodusie Wto 7 Kwi 2015 - 21:26
Dłuższe dyskusje były bez sensu, bo tylko się ludzie od tego głodni robili, a jak na złość nic do jedzenia nie było. Dlatego nadszedł czas, żeby się przegrupować, podzielić i ruszyć w różne kierunki. Oczywiście wszyscy powinni pamiętać o tym, żeby mniej więcej oznaczać sobie drogę, żeby nie zabłądzić, kiedy już postanowią wrócić do obozu (oby nie z pustymi rękoma). Dodatkowo każdy członek wyprawy powinien zabrać ze sobą 'coś' - czy to kawałek metalu, czy to rura z Exodusa - cokolwiek, co by się nadawało do obrony. Co prawda nikt z tutaj zebranych nawet nie podejrzewał, że nie są sami na Ziemi, ale przecież taka rura mogłaby się przydać do ogłuszenia jakiejś zwierzyny! Jak już wszyscy byli gotowi do drogi, grupy zostały podzielone i kierunki wędrówki wyznaczone!
Grupa #1 Laurel, Claire, Phoenix - polana na zachód od obozu Grupa #2 Pénélope, Bellamy, Leslie - zarośla Grupa #3 David, Alyssa, Savannah, Pyxis - zagajnik Grupa #4 Tris, John, Ricky - plaża
UWAGA, UWAGA! Jeżeli chcecie już rozpocząć rozgrywkę w wyznaczonych tematach, ale nie ma którejś z postaci, która z wami jest - możecie ją spokojnie pominąć! Nieobecni dołączą wtedy jak się pojawią o ile się pojawią. Dodatkowo - jakby ktoś jeszcze chciał do nas dołączyć niech da znać i wtedy albo zostanie dodany do którejś z grup, albo zostanie stworzona jakaś dodatkowa! Bawcie się dobrze!
Pyxis Constantine
Temat: Re: Teren przy Exodusie Wto 7 Kwi 2015 - 21:30
// Po spotkani z Savą o świcie
Chodziła i zwiedzała ziemię, w poszukiwaniu czegoś ciekawego d roboty. Jednak gdy zauważyła dużą grupę zebraną przy Exodusie stanęła z tyłu i z założonymi rękami obserwowała zbiegowisko. Słuchała ich z uwagą i mimo, że nie chciała na ziemi słuchać się nikogo to jednak musieli zdobyć jedzenie. Arka nie umiała nawet dobrze wycelować ich statku i zamiast Mount Weather dostali zwykły las bez jedzenia, koców i wody pitnej. Nie zamierzała zginąć tutaj, tylko przez brak takich czynników. Teraz trzymali swój los we własnych rękach. Zaginieni, nie zaginieni może po drodze ich odnajdą. Sama oddalała się od obozu i wiedziała, jak było to ryzykowne jednak ona zawsze miała trochę zbyt duże ego i pewność siebie. Czuła się za bezpiecznie i to był jej błąd, którego miała nadzieję, że w najbliższej przyszłości nie pożałuj. - Ja pójdę - powiedziała patrząc się na zebranych z lekko zmrużonymi oczami. Nie ważne, jak niektórzy ją tutaj irytowali i pchali się do władzy, w pewnych kwestiach Blake miał rację. Musieli wreszcie coś zrobić i zadbać o sobie. Zdążyła poznać teren blisko obozu więc może nawet okaże się trochę użyteczna. Kiedy dowiedziała się z kim ma iść ruszyła w stronę grupki a przynajmniej tych którzy stali obok. - A więc idziemy pozwiedzać? - powiedziała lekko się uśmiechając.
John Murphy
Temat: Re: Teren przy Exodusie Nie 3 Maj 2015 - 16:54
//Po zbieraniu drewienka z Beleczką Murphy utykając na nogę zranioną od noża dotarł w końcu z Bellamym na teren przy Exodusie. Przytaszczył trochę drewna i miał wielką nadzieje, że prócz już przydzielonych zadań nie będzie musiał nic robić. Dzisiejsza przygoda z Ziemianką była zdecydowanie przekroczeniem limitu rozrywki jak na jeden dzień. Rzucił gałęzie pod siebie i zaczął zbierać większe kamienie układając je następnie w okrąg na ognisko. Miał chociaż nadzieje, że dzięki poświęceniu i wysiłkowi jaki dzisiaj wykonał uda mu się złapać jakiś większy kawałek mięsa. Kiedy kamienny krąg został ułożony Murphy spojrzał na Bellamiego z już lekkim zmęczeniem w oczach: -Ułożysz czy ja mam się tym zająć? - zapytał wykazując wyjątkową jak na niego sympatią i chęcią pomocy. proszę wybaczyć mi tę beznadziejną długość tekstu kompletny brak w e n y.
Bellamy Blake
Temat: Re: Teren przy Exodusie Nie 3 Maj 2015 - 22:11
Właściwie, to gdyby nie to, że Bellamy był głodny, to pewnie miałby gdzieś to całe ognisko i przygotowywanie pożywienia i po prostu poszedłby się przespać. Jednak teraz, skoro już mieli coś, co się nadawało do spożycia, to zdecydowanie lepiej było najpierw wrzucić coś na ząb, a potem odpoczywać. Dlatego też Bellamy zbierał te przeklęte gałęzie, doceniając również pomoc Murphy'ego, który to przecież mógłby mieć to wszystko w nosie, a jednak był na tyle miły, że postanowił przyłożyć swoją rękę do organizacji ogniska. Razem więc nazbierali gałęzi, a potem ruszyli w jakieś dogodniejsze miejsce, coby zrobić ognisko. Nie sposób było nie zauważyć, że chłopak trochę kuśtyka. Teoretycznie Bellamy mógłby zapytać, czy wszystko z nim w porządku, a pewnie tak nie było, jednak nie miał zamiaru tego robić. Dlaczego? Cóż, w końcu pytał jak się skończyło spotkanie Murphy'ego i spółki z Ziemianką, a skoro chłopak nie wspominał o swoich urazach, najwyraźniej nie miał zamiaru się tym z nikim dzielić. I Bellamy to rozumiał. Sam też nie chciałby, żeby ktoś go o takie rzeczy wypytywał, toteż nie miał zamiaru zachowywać się jak natręt. Rozumiał męską dumę, bo sam też ją miał. Bellamy'ego trochę zaskoczyło, że Murphy tak od razu wziął się do pracy, ale to było zdecydowanie pozytywne zaskoczenie, które zwiastowało im naprawdę świetlaną przyszłość. Blake potrzebował kogoś, na kim będzie mógł polegać, bo skoro już sobie postanowił, że zostanie tyranem przywódcą grupy, to swoich ludzi musiał mieć, coby porządku pilnowali, kiedy on będzie zajęty. Dlatego też teraz, pogrążony w swoich myślach o przejęciu władyz najpierw nad Setką, a potem nad całym światem, trochę się zapatrzył na Murphy'ego, marszcząc przy tym lekko brwi. Przydałoby się znaleźć więcej sprzymierzeńców, żeby mogli stworzyć wspaniałą grupę. Z zamyślenia wyrwało go pytanie chłopaka. - Zrobię to - odpowiedział, bo tyranem żadnym nie był i zdecydowanie nie chciał, żeby się biedny John tutaj zamęczył. Dodatkowo całkowitą stratą czasu byłoby gdyby ułożył ognisko, po czym by je rozwalił, słabnąc na nie. Trzeba byłoby robotę od nowa zaczynać i tylko by wszyscy byli bardziej głodni i zirytowani. - Ktoś powinien obejrzeć Ci tą nogę. Amputacja w tych warunkach nie byłaby zbyt przyjemna - powiedział, zabierając się do roboty z tym ogniskiem. Dobrze, że wciąż miał zapałki, to przynajmniej nie będzie większych problemów z rozpalaniem. Wystarczyło tylko ładnie ułożyć gałęzie i gotowe. Nic tylko łapać zdobyte mięso i ryby i jeść.
John Murphy
Temat: Re: Teren przy Exodusie Nie 3 Maj 2015 - 23:45
Kiedy Blake zgodził się zająć układaniem ogniska John odetchnął z ulgą. Nie przyznałby się że nie ma już sił, a jego noga wcale nie pomaga ale mimo to bardzo ucieszył się, że Bellamy weźmie to na siebie. Murphy odsunął się od wyznaczonego na ognisko miejsca i osunął się na trawę wysuwając zranioną nogę przed siebie i odchylając materiał spodni aby jeszcze raz na nią spojrzeć. Nie wyglądała najgorzej. Dzięki temu, że przemył ją nad rzeką, nie ropiała. Mimo to nie był to piękny widok. W końcu nóż wbił mu się w nogę i to dość głęboko. Chłopak był zauroczony tym jak jego "bro" się o niego troszczy. Na słowa chłopaka John uniósł brwi i spojrzał w jego stronę. Był dość zaskoczony, że wykazał jakieś zainteresowanie jego zdrowiem. Amputacja nie jest miła chyba w żadnych okolicznościach, pomyślał i wyjął manierkę z plecaka. -Wyliżę się z tego- rzucił w stronę Blake'a - z resztą... znasz kogoś kto chociaż trochę ogarnia jak się tym zająć?- zapytał, nie sarkastycznie lecz z czystej ciekawości. Na pewno przyjemniej by się patrzyło na trochę bardziej profesjonalnie założony "bandaż" niż na kawałek koszulki tamującej krwawienie i uśmierzającej ból. Jak tak dalej i Murphy dalej będzie poświęcał swoje ubrania to wkrótce wszyscy będą mogli oglądać jego słodki brzuszek i pępuszek nie pozostanie mu za wiele. Odkręcił manierkę i polał trochę wody na ranę.
Alexander Calae
Temat: Re: Teren przy Exodusie Pon 4 Maj 2015 - 21:43
//a się zbilokuję, bo mogę – po grze z Claire tutaj (która się jeszcze nie zaczęła, ale ćś; poprzeszkadzam Wam tu trochę)
Nie, nieszczególnie podobał mu się ten cały Bellamy. Był przecież człowiekiem, który wydawał polecenia, a Alex nie przepadał za tymi, którzy sięgali garściami po władzę, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja; być może w bardziej sprzyjających okolicznościach orzekłby nawet głośno, jaki ma do tego wszystkiego stosunek, ale tym razem dwa wielkie i niemal świecące neonowo powody przypominały mu, że halo-halo, ale nie może sobie pozwolić na takie wybryki czy zbytnią wylewność. Po pierwsze, nie musiał grzeszyć zbytnią inteligencją czy spostrzegawczością (a lubił o sobie myśleć, że nie należy do tabunu przedstawicieli człowieka nierozumnego), aby dostrzec, że Blake jest w posiadaniu pięknego egzemplarza broni. Po drugie – przewracający się we wszystkie strony i wydający bliżej nieokreślone dźwięki żołądek przypominał mu raz po razie, że przyszedł czas na konsumpcję jakiegoś apetycznego kawałka substancji mięsopodobnej. Dlatego też przewrócił oczami, aby dodać sobie otuchy, zsunął się z grubego konaru drzewa, na którym właśnie siedział (oraz udawał, że do czegoś się przydaje i patroluje okolicę) i z cichym tupnięciem opadł na ziemię, strzepał z kolan mieszaninę kurzu i pyłu, po czym zaczął powolnym krokiem podążać w stronę ogniska. Wizja nieodległego posiłku była jak marchewka zawieszona na kijku, za którą podążyłby na koniec tej przeklętej Ziemi, pokonał wszelakie dżungle, przepłynął wpław rzeki, wspiął się na najwyższe, ośnieżone szczyty oraz ukorzył się przed Bellamym Blakiem, przytrzymując na końcu języka kąśliwe pytania, zanim te ujrzałyby światło dziennie i wywołałyby kolejną wojnę światową. - Pomóc? – rzucił w nieokreślonym kierunku znanym jako gdzieś-nieopodal-tego-człowieka, po czym, nie czekając na odpowiedź (jako że domyślał się, iż będzie ona twierdząca), rzucił jakąś belką na powstający stos. To wcale nie tak, że miał w tym interes i chciał po prostu dołączyć do biesiadowania, bo był nieziemsko głodny. Phi, skąd ten pomysł?
Bellamy Blake
Temat: Re: Teren przy Exodusie Pon 4 Maj 2015 - 22:56
Bellamy nie był potworem. Widział, że Murphy wygląda, jakby miał zaraz zejść z tego świata, a on sam nie chciał być tym, który przyłoży swoją dłoń do tego. Zresztą poczuł cień sympatii do chłopaka, więc musiałby być naprawdę okropnym człowiekiem, żeby takiego kulejącego i zmęczonego Johna gonić do roboty. Nie. Ludzie, którzy zaliczali się do tego wąskiego grona polubionego przez Bellamy'ego mieli taką trochę taryfę ulgową. Oczywiście do czasu aż nie zaczną podskakiwać i za bardzo kozaczyć. Wtedy może nie być już za kolorowo. Tak czy inaczej, Blake zajął się układaniem ogniska. Zbyt dużego doświadczenia nie miał, bo w przeciwieństwie do kozaków z Setki na żadnych survivalowych obozach nie był, ani nie posiadł żadnych tajemnych sztuk, takich jak budowa łuków, widzenie w ciemnościach, czy wspinaczka, ale się naprawdę starał, żeby jego ognisko było porządne i długo się paliło. Pamiętał z książek, jak mniej więcej to powinno wyglądać, chociaż pewnie królem ognisk nie zostanie ale był królem Setki, więc kolejna korona mu nie była raczej potrzebna. Układając gałęzie, trochę zignorował Murphy'ego, bo w końcu nie był jego matką, ani ojcem i w sumie to go mało obchodziło co chłopak robił. Miał tylko nadzieję, że nie wyzionie ducha, bo to by było smutne, że ledwo się poznali, a on już umarł. Mimo tego, że mogło się wydawać, że Bellamy ma naprawdę gdzieś co się z całą gromadą stanie, to jednak trochę się o nich martwił, choć nie dopuszczał tej myśli do siebie. Zapytanie o zdrowie Murphy'ego było takim po prostu odruchem bezwarunkowym. W końcu Bell nie był złym człowiekiem i na Arce nie należał do żadnej spółki zuo. Wręcz przeciwnie. Kiedy usłyszał głos chłopaka, nawet nie odwrócił głowy w jego stronę. Skoro się odzywał to znaczyło, że żył, więc Bellamy nie miał powodu, żeby interweniować. - Clarke zna się podobno na medycynie, ale nie mam pojęcia gdzie może być. Może poszła szukać swojego niedoszłego chłopaka, żeby zamieszkać z nim w buszu i razem robić łuki - odpowiedział. W sumie to przydałoby się rozeznać, kto w czym jest dobry, żeby móc jakoś podzielić obowiązki, ale tym będzie się trzeba zająć jutro. Bellamy podniósł się, rozglądając się za czymś, z czego można byłoby stworzyć jakąś taką budowlę, dzięki której mogliby umocować świnię nad ogniem. Niestety nie dane mu było czegoś do zbudowania tego znaleźć, bo pojawiła się kolejna osoba, która to rzuciła w piękne ognisko Bellamy'ego belką. Nie, żeby był jakiś przewrażliwiony, ale trochę mało fajne było takie rzucanie w czyjąś pracę. Jeszcze na dodatek belką. Popatrzył na chłopaka z dezaprobatą. Serio, nie dosyć, że gównarzerii ściąga bransolety, szuka ich zagubionych dup, przynosi jedzenie, to nawet nie docenią jego pracy, tylko rzucają w jego ogniska belkami. Prawdziwy szczyt chamstwa. - Rozumiem, że nie masz siły się nachylić, żeby normalnie położyć gałęzie. Czy może obawiasz się, że Ci korona z głowy spadnie, jak zrobisz coś porządnie? - zapytał, krzyżując ramiona na piersi. Nie chciał być dramą queen, ale naprawdę irytowało go, że garstka ludzi próbuje coś zrobić, po czym przychodzi jeden taki i niszczy ogniska. Dodatkowo Bellamy'emu nie podobała się postawa chłopaka. Żadnego większego powodu do tego nie miał, ale był zmęczony i głodny, więc dał sobie prawo, żeby trochę pohejtować i potemperować tych, którzy akurat mu się nie spodobają w jakiś sposób. Pewnie szybko mu to minie, ale ile może być tym miłym, wspierającym i pytającym o zdrowie?
Robin Hawkeye
Temat: Re: Teren przy Exodusie Wto 5 Maj 2015 - 20:03
//nie wiem czy mogę dołączyć, czy nie, ale dołączam, bo słyszałam coś o imprezie huehueheueh jak coś to mnie pogońcie czy coś to sobie pójdę, o!
Dwa dni na Ziemi, a ona dalej nie mogła nacieszyć się tą wszechobecną zielenią. Nic więc dziwnego, że zamiast spędzać czas razem z grupą, szlajała się po okolicy, dotykając niemalże każdej rośliny, wdychając nieznane zapachy, napawając się ciepłymi promieniami słońca, o którym zawsze marzyła. Dwa dni bez jedzenia, cóż z pewnością nie ona jedna ubolewała nad faktem, że kiszki grają jej marsza, stwierdziła jednak, że jest to najlepszy moment by wrócić do całej reszty. Kto wie, może zdołali coś upolować, albo znaleźli inną drogę zaspokojenia głodu. Oczywiście, że nie chciała być pasożytem i sama chętnie wybrałaby się na polowanie. Problem jednak leżał w tym, że nie bardzo wiedziała jak się do tego zabrać, z drugiej strony nie była aż tak głupia by pchać się w tą dziką puszczę bez żadnego zabezpieczenia, towarzystwa. Bez większej zwłoki wróciła do obozu, od razu kierując się w stronę największego gwaru i ludzkiego zbiorowiska. Budowali ognisko. Nie żeby rwała się do pomocy Bellamiemu, ale mimo wszystko byli grupą, tak czy nie? No tak, i skoro chciała jeść musiała dać coś od siebie, prawda? Podeszła do nich żwawo i skrzywiła się widząc scenę jaką Blake zrobił temu chłopakowi. Wywróciła oczami i zaśmiała się cicho. - Spokojnie, - burknęła - to nie Piramida Cheopsa, - bo Robin czasem czytała o takich rzeczach i wiedziała, że Piramida Cheopsa kiedyś istniała, a co więcej nawet zapamiętała jak się nazywała - na pewno uda się naprawić to twoje arcydzieło. - skomentowała nieco rozbawionym tonem i sama wzięła się za ponowne ułożenie patyków. Nie żeby chciała podlizać się Bellamiemu, czy komukolwiek w okolicy, ale gdyby miała czekać aż głodne królewny przestaną się na siebie boczyć... pewnie nie zjadłaby przez najbliższy tydzień.
John Murphy
Temat: Re: Teren przy Exodusie Wto 5 Maj 2015 - 23:43
Murphiemu nie było śpieszno aby znaleźć Clarke która opatrzyłaby mu nogę. Nie chodziło tu nawet o to że mu się nie chciało. Skoro Bellamy nie wiedział gdzie jest księżniczka to istniało małe prawdopodobieństwo że John ją znajdzie. Do tego jak we wszystkim jego noga nie była pomocna. Postanowił więc że nie ruszy się stąd i może ktoś na ognisku przyzna się do jakiś zdolności lekarskich. Nie oczekiwał oczywiście lekarza w kitlu z apteczką w ręku ale każdy, nawet Ci przestępcy mieli jakieś umiejętności. Do jego nie zaliczały się bandaże i lekarstwa więc sam nie mógł nic wskórać. Nie odpowiedział nic Blakeowi. Naglę z nikąd podszedł do nich jakiś chłopak. John nie kojarzył go ani z poprzedniego ogniska ani z rannego spotkania w sprawie wycieczek krajoznawczych. Domyślił się więc że chłopak przesiedział cały dzień bezsensownie zachwycając się otaczającą naturą. Nie wtrącał się w jego rozmowę z Bellamym, nie miał za bardzo siły aby wypowiadać złożone zdania a co dopiero żeby wstać. Przegryzł tylko wargę w przypływie bólu i siedział wsłuchując się w rozmowę chłopaków. Wyglądało na to, że mimo jeszcze braku jedzenie i wgl ogniska ludzie już się zorientowali że będzie czym zapełnić żołądki. Gdyby wszyscy byli tak zaangażowani w szukanie jedzenia jak w pozbywanie się go to jedli by po kilka posiłków dziennie. Teraz jednak dołączyła do ich grupki kolejna osóbka. Na słowa dziewczyny John delikatnie się uśmiechnął po czym rzucił w stronę Alexandra - Jak chcesz się przydać to znajdź jakieś leki – powiedział nawet nie myśląc o swojej wypowiedzi na serio i skrzywił się znów z bólu.- albo popisz się znajomością medycyny. – dokończył nie mniej zmęczony niż wcześniej. Upił łyk z manierki i podkurczył zdrową nogę podpierając na niej łokieć.
Alexander Calae
Temat: Re: Teren przy Exodusie Sro 6 Maj 2015 - 0:20
Alex uniósł głowę i zerknął na Bellamy’ego dość pustym, niewyrażającym zbyt wielu emocji wzrokiem i już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy znikąd pojawiła się dziewczyna, by dorzucić swoje – niekoniecznie przez jasnowłosego pożądane – trzy grosze. W pierwszej chwili chciał kompletnie ją zignorować, no bo przecież błagam, nie był śliczną księżniczką uwięzioną na szczycie wieży, która wymagała natychmiastowej pomocy ze strony rycerza na białym, emanującym chwałą patataju. Obdarzył jednak przybyszkę krótkim spojrzeniem, po czym znów odwrócił głowę w stronę Blake’a. - Ognisko zapłonęłoby nawet bez misternych konstrukcji – rzucił w końcu głosem, w którym, o zgrozo, dało się nawet dostrzec sympatyczną nutę; wyzbył się kompletnie w danej chwili sarkazmu i choć sam nie wiedział, dlaczego, zdecydował się na dość potulną reakcję. - Ale jeśli twierdzisz inaczej, to się dostosuję. Byłby totalnym głupcem, gdyby nie potrafił przełknąć z goryczą własnej dumy i wycofać się do szeregu; w sytuacji, w której się znaleźli, najbardziej pożądana była jednomyślność oraz wspólne podejmowanie decyzji. Chociaż nieszczególnie pozytywnie zapatrywał się na tyranię Blake’a, do której mogło dojść dosłownie w każdej chwili, doszedł do wniosku, że aktualnie było to najsensowniejsze rozwiązanie. On sam cenił sobie indywidualizm, ale trudno powiedzieć podobnie o rozbieganej w cztery strony świata zgrai młodzieży niepotrafiącej dostosować się szybko do nowej - tak odmiennej od tego, co znali - sytuacji. Podniósł więc belkę, którą rzucił niestarannie (chociaż zamiary od początku miał dobre) i szybko poszedł po kolejną, aby pokornie pomóc w przygotowaniach do posiłku. Podejście miał podobne do Robin; im szybciej wyzbędą się wzajemnej niechęci i zakończą te cholerne przygotowania, tym szybciej coś ciepłego zagości w jego niezadowolonym z głodu żołądku. - Nie znam się na medycynie – przyznał szczerze, obdarzając rannego chłopaka długim spojrzeniem, które szybko zjechało na ranę - ale to trzeba jak najszybciej odkazić. Położył na kupce kawałek drewna, który właśnie trzymał w dłoni, po czym dość bezceremonialnie podszedł do Murphy’ego. - Mogę? – spytał, a potem, nie czekając na odpowiedź czy jakąkolwiek reakcję, przykucnął, aby przyjrzeć się ranie. Faktycznie, nie znał się za bardzo na leczeniu czy zszywaniu ran, ale z braku laku lepszych rozwiązań mógł w każdej chwili się tego nauczyć, prawda? Cholerstwo, którym oberwał ten chłopak, najpewniej było bardzo brudne, co nie pomoże zbytnio w szybkim gojeniu się rozcięcia, a Alex wiedział jedno - zakażenia to niezbyt przyjemna sprawa.
Bellamy Blake
Temat: Re: Teren przy Exodusie Sro 6 Maj 2015 - 0:57
Gdyby tylko Bellamy wiedział, gdzie znajduje się Clarke, która była jedyną chyba tak powszechnie znaną osobą mającą jakiś związek z medycyną, to na pewno by powiedział. Nawet sam by ją znalazł. Jednak, z racji tego, że większość dnia spędził w lesie, to nie miał pojęcia gdzie się dziewczyna podziewa, a nie darzył ją na tyle silną sympatią, żeby pytać o nią. Pozostawało więc mieć nadzieję, że Murphy jednak nie umrze, ani nie będą musieli mu nogi odcinać, bo... cóż, to byłoby trochę mało estetyczne i pełno krwi by się lało, co niestety przyjemnym widokiem nie było. Bellamy naprawdę miał nadzieję, że chłopak nie umrze bo razem z nim umarłoby i serce Bella, bo wydawał się na tyle ogarnięty, że można było na nim polegać. Ciężko byłoby znaleźć sobie kolejnego kompana, na krótko po śmierci tego pierwszego, prawda? Nowi towarzysze zapomnieli chyba o jednej, bardzo ważnej kwestii - nie drażni się ludzi, którzy są głodni i którzy spędzili cały dzień latając po lesie. Super, że kiedy pojawiło się jedzenie, to nagle się pomocni stali, ale równie dobrze, mogli te dwadzieścia minut wcześniej zająć się zbieraniem drewna, czy robieniem cokolwiek innego, co dałoby jakieś wymierne korzyści im wszystkim. Nie ma się więc co dziwić, że Bellamy był zirytowany najpierw zachowaniem chłopaka, a następnie dziewczyny, która to postanowiła być tak strasznie zabawna. - Umierający kolega ostatkami sił układał te kamienie, żeby ogień z ogniska się nie rozprzestrzenił i żebyśmy nie spalili połowy lasu. Jeżeli chcesz, żeby jego wysiłki poszły na marne, to możemy narzucać drewna jakkolwiek - wzruszył ramionami. Nie, żeby uważał, że Murphy serio jest umierający, ale się chłopak postarał, więc jak on mógł ułożyć coś porządnie, to tym bardziej reszta powinna się postarać, a nie przychodzić na gotowe i jeszcze tutaj ludzi pracujących irytować. Słysząc 'zabawne' komentarze dziewczyny wywrócił oczami. Bellamy nie odebrał jej słów, za żaden, nawet najmniejszy przejaw podlizywania się, tylko bardziej irytowania. Ona spędził ostatnie godziny wygrzewając się na słońcu, podczas gdy oni musieli łazić po jakiś przeklętych krzakach, szukając nie wiadomo czego. - Jak dobrze, że teraz wszyscy są tacy pomocni, kiedy już cała brudna robota została odwalona - mruknął tylko, bo naprawdę go to irytowało. Wszyscy chcieli jeść, ale prawie nikomu nie chciało się nic robić w tym kierunku. Cóż, teraz sobie trochę poczekają, bo pierwszeństwo mają ci, którzy jedzenie zdobyli, a Bellamy nie miał zamiaru pozwolić, żeby jego urocze koleżanki z fajnymi cyckami głodowały, mimo że przecież same jedzenia szukały. No i siostrze głodować też nie miał zamiaru pozwolić. I małym dzieciom. Tak, Bellamy nakarmi najmłodszym. Reszta niech sobie czeka na powrót pozostałych grup, które poszły w las. O ile wrócą. Tak czy inaczej, teraz to niech sami budują ognisko, Bellamy się już schylać i brudzić rączek nie będzie.
Robin Hawkeye
Temat: Re: Teren przy Exodusie Sro 6 Maj 2015 - 1:27
Dopiero teraz zwróciła uwagę na chłopaka siedzącego koło budującego się ogniska. Mimowolnie spojrzała na krwawiącą ranę i ściągnęła brwi. Nie potrzebnie szlajała się po okolicy, mogła do nich dołączyć, mogła zrobić cokolwiek pożytecznego, Ziemia mogła poczekać. Nie była przecież kompletną egoistką by nie zrozumieć błędu, prawda? Nie dała jednak po sobie poznać, że jest jej jakkolwiek szkoda i że żałuje, że im nie pomogła, bo niczego by to nie zmieniło. Nie mniej jednak posłała chłopakowi pokrzepiający uśmiech, chociaż było to kompletnie nie pomocne i bezcelowe. Trudno. - Skoro tak bardzo cię boli, że musiałeś pobrudzić sobie ręce to bardzo mi przykro, trzeba było znaleźć sobie lepszą ekipę, albo poprosić o pomoc - rzuciła w stronę "szefa wszystkich szefów" i zgarnęła jasne włosy za ucho kiedy ukucnęła przy niewielkim szałasie stworzonym z gałęzi i zaczęła je układać. To nie tak, że koniecznie chciała mu dogryźć, ale Bellamy sam pisał się na to stanowisko, a nikt nie powiedział, że władza jest super przyjemna. Władza to nie tylko panienki z dużym biustem tańczące w figlarnych stringach ze sztucznych kolorowych piór, zaraz przy twoim łóżku. Jak widać władza boli... i sprawia, że brudzisz sobie rączki. Po chwili koncentracji i skupienia na dokładaniu gałązek w odpowiedni sposób udało jej się odbudować misterną konstrukcję Bellamiego, wtedy też wstała i opierając ręce o biodra, zagadnęła: - Potraficie to w ogóle rozpalić? - możliwe, że wyszła na idiotkę, ale ogólnie rzecz biorąc niewiele ją to obchodziło. Nie była mistrzem ogniska domowego toteż nie musiała wiedzieć jak ognisko rozpalić. Czytała kiedyś o kamieniach, pocieraniu i innych takich (nie mylić z zapylaniem i pszczółkami, chociaż system jest ten sam). Jej wzrok na powrót spoczął na postaci rannego chłopaka i blondynie, który wziął się za oglądanie jego krwawiącej nogi. Nie miała zielonego pojęcia czy ten zna się na rzeczy, ale skoro się za to zabrał to chyba musiał mieć jakiekolwiek pojęcie, no nie? - Myślę, że przyda ci się gorąca woda... - zaproponowała kiedy padła kwestia odkażania. No bo jak inaczej odkazić ranę w takich warunkach? Chyba tylko wrzątkiem. Chciała pomóc, to tyle, a to, że nie do końca znała się na sytuacji było sprawą drugorzędną. Gdyby John był cyborgiem z pewnością nie miałaby najmniejszego problemu z doprowadzeniem go do porządku... no ale, niestety nie był.
John Murphy
Temat: Re: Teren przy Exodusie Sro 6 Maj 2015 - 1:46
Pijąc wodę z manierki żałował że nie było w niej szkockiej albo chociaż bimbru. Kiedy blondyn podszedł do Johna i zaczął oglądać jego nogę poczuł dość spory dyskomfort. Murphy należał bowiem do ludzi którzy dość mocno cenią sobie swoją przestrzeń osobista. Nie skomentował jednak głośno zachowania chłopaka. Jedynie zmarszczył brwi i wymruczal ciche Dzięki? Nie trzeba było być geniuszem żeby wiedziec ze ta rana to nie małe zadrapanie. John jednak nie traktował jej jako poważnej. Krew nie tryskala a z dziury w udzie nie wydobywala się żadna ropa. - ej - oburzył się wręcz teatralnym tonem na słowa Blakea które skierował w stronę ciemnowłosej.- nie umierający - wydusil z siebie i uniósł prawy kącik ust - wyliże sie z tego -zapewnił i polał nogę woda z manierki. Kiedy dziewczyna rzuciła radą John nie zastanawiał się zbyt długo nad odpowiedzią. Jasne było ze Do tego potrzebny jest ogień - powiedział patrząc na Robin a następnie na ognisko. Miał zamiar ogrzać niedawno zdobyty nożyk w ogniu i przyłożyć do rany. Powinno to pomoc lecz jak juz sam wspomnial do tego potrzebny był właśnie ogień.
Alexander Calae
Temat: Re: Teren przy Exodusie Sro 6 Maj 2015 - 2:18
Gdyby się tylko nad tym zastanowił, i jemu ta bliska odległość zaczęłaby nagle przeszkadzać; nie miał jednak czasu na rozważania dotyczące przestrzeni osobistej albo jej braku, bo wreszcie znalazł coś, na czym mógł skupić całą swoją uwagę – dość głębokie rozcięcie chłopaka, z którym nie do końca wiedział, co zrobić. Przed rozpoczęciem jakichkolwiek działań w tym kierunku po raz kolejny odwrócił się w stronę Bellamy’ego i wziął głęboki oddech. Wtedy odezwała się ich nowa koleżanka, która rzuconymi lekko słowami podsycała tylko tlącą się coraz mocniej przy Exodusie nienawiść. - Okej, masz rację – powiedział po dłuższej chwili w kierunku Blake’a. Nie do końca rozumiał jednak, dlaczego mężczyzna uparcie ciągnął ten temat i w kółko wypominał mu popełniony przed zaledwie chwilą błąd – może musiał wyrzucić z siebie negatywne emocje? Albo czuł potrzebę dogryzania wszystkim dookoła, aby podbudować upadłe z jakiegoś powodu ego? - Ale dalsza dyskusja na ten temat nie sprawi, że nagle staniemy się mniej głodni. – Słowa te skierował nie tylko do samozwańczego władcy grupy, ale też do Robin, która z jakiegoś powodu zaciekle nie dawała za wygraną; nawet jeśli za wszelką cenę chciała udowodnić, że też ma cięty język i potrafi wymyślnie się odgryźć, to nie był to dobry moment. Uwagę dziewczyny na temat gorącej wody zbył szybkim pokręceniem głowy. - Nie, wrzątek wywoła oparzenie bóg-wie-którego stopnia, co tylko pogorszy sprawę – rzucił w lekkim zamyśleniu i sam zdziwił się, że potrafi chociaż trochę trzeźwo myśleć, chociaż nigdy nie interesował się za bardzo medycyną. Kojarzył zaledwie podstawy zasad pierwszej pomocy, które nauczyciele wbili mu brutalnie do głowy przez wiele lat edukacji; gdyby tylko wiedział, że zostanie pewnego dnia zesłany na Ziemię, słuchałby ich uważniej. I może zrobił nawet od czasu do czasu jakieś notatki. - Jeśli nie ma antybiotyków, to naprawdę pozostaje tylko wypalenie. Nigdy tego nie robiłem, ale mogę spróbować ci pomóc, mam dość pewną rękę. Tyle, że to chyba będzie boleć – mruknął w stronę Murphy’ego.
Finnsech Kelly
Temat: Re: Teren przy Exodusie Sro 6 Maj 2015 - 2:26
/Się zbilokuję, bo Tris michyba ręki nie odgryzie.
Nie żeby Finn podsłuchiwała, ale podsłuchiwała. Chociaż, nie było tak, że się zaczaiła żeby dowiedzieć się czegoś ciekawego, o nie, dziewczę na Ziemii zachowywało się bardzo grzecznie. Hej, tylko jedna kradzież na niemal dwa dni. Powinna dostać medal wzorowego obywatela albo coś w tym stylu. W każdym razie, Kelly nie podsłuchiwała celowo. Ot, szła sobie do Exodusa i przypadkiem trochę usłyszała. To trochę było na tyle ciekawe, że się zatrzymała i zaczęła nasłuchiwać. Widzicie? Zupełnie przypadkowe podsłuchiwanie. Finn nie można niczego zarzucić, po prostu znalazła się w takim miejscu o takim czasie, że słowa same jej wpadły do ucha. I chyba pobyt na Ziemii, to dla Finn istna resocjalizacja, bo zamiast podsłuchiwać dalej to dziewczę dołączyło do towarzystwa. Co będzie następne? Finn zrezygnuje z planów zawładnięcia nad światem? Będzie w stosunku do kogoś całkowicie szczera? A może podzieli się z potrzebującymi? W pewnym sensie tak - w końcu dzielenie się wiedzą to ciągle dzielenie się. - I dlatego przyda nam się ktoś, kto się na tym zna. Nie żebym wątpiła wasze umiejętności medyczne, ale wiecie, Setka brzmi lepiej niż Dziewięćdziesiątka Dziewiątka - wtrąciła się Finn. - Mamy wśród nas trochę osób, które kradły leki. Żeby wiedzieć co kradną i w ogóle mieć regularny dostęp do sekcji medycznej, musieli znać się choć trochę właśnie na medycynie. Któryś z nich to nasz potencjalny dr. House. Wystarczy podpytać i tadam, wszystko pięknie, ładnie, ptaszki ćwierkają, słoneczko świeci, kolega ma sprawną nóżkę. I nie myślcie sobie że Finn tak naprawdę zrobiła się jakaś porządna czy coś, bo jak to tak to, przecież to wielka królowa złodziei. Nie, ona po prostu musi wzbudzić cudze zaufanie, o. Wtedy łatwiej będzie jej pozostać na tym swoim zaszczytnym stanowisku, bo nikt nie szuka kieszonkowca wśród przyjaciół. O. Plan doskonały. Żadna wymówka, skąd w ogóle taki pomysł?
Bellamy Blake
Temat: Re: Teren przy Exodusie Sro 6 Maj 2015 - 12:39
Och, Bellamy nigdy się nie pisał na to, żeby zostać nianią setki dzieciaków, z czego ponad połowa będzie próbowała udowodnić swoim paplaniem jakie to z nich badassy, ale na paplaniu się skończy. Jedyną osobą, którą miał zamiar się opiekować była jego siostra, a nie wiedzieć dlaczego, nagle wszyscy chcieli, żeby on dowodził, ale równocześnie mieli z tym dziwny problem, którego chyba sami do końca nie rozumieli. Powinni się raczej cieszyć, że Blake wśród nich się znalazł, bo gdyby go nie było, to pewnie połowa z nich już by gdzieś przepadła w lesie, albo pomarła z głodu. Zamiast cieszyć się, że cokolwiek do jedzenia jest, to woleli wkurzać Bellamy'ego. On naprawdę starał się być miłym człowiekiem, ale jak jest się zmęczonym i głodny, no to wybaczcie - jak ktoś jest irytujący, to Blake nie będzie stał i nastawiał drugiego policzka, żeby posłuchać więcej bezsensownej paplaniny, kogoś, kto spędził cały dzień zażywając kąpieli słonecznych. Słysząc słowa Murphy'ego popatrzył w jego stronę. Chłopakowi przydałoby się przede wszystkim najeść i dobrze wyspać, bo rana na nodze pewnie była tylko połową jego zmartwień. W sumie, skoro on tak marnie wyglądał, to Bellamy nawet nie chciał myśleć, jak się prezentują dziewczyny, które z nim wyruszyły. Nie posiadając żadnych zdolności medycznych raczej nie mógł teraz za bardzo pomóc. Co najwyżej mógłby poszukać kogoś, kto wiedziałby co robić, ale takie rzeczy to będą musiały poczekać do czasu, aż w końcu będą mogli coś zjeść. Wszystko w sumie teraz byłoby pięknie - John nie był umierający, Bellamy'emu przeszła złość na przybyłego blondyna, który miał trochę racji, ale przemiła koleżanka, które też postanowiła się dołączyć do wspólnej zabawy, nie chciała przestać gadać bez sensu. Patrząc na dziewczynę z politowaniem, Bellamy westchnął ciężko - Następnym razem wyślę Ci zaproszenie - powiedział, wywracając oczami. Serio myślała, że on będzie chodził i prosił ludzi, żeby zaczęli szukać sobie jedzenia? Takie rzeczy to chyba sami powinni wiedzieć, bo tutaj nie było ani żadnych kucharek, ani stołówek. Bellamy nie był niczyim ojcem, niczyją nianią i nie miał zamiaru im wszystkiego pod nos podstawiać. Chcą przeżyć, to niech się ogarną i zaczną coś robić, a nie tylko spacerować sobie po lesie i wąchać kwiatki. Rola Blake'a nie polegała na tym, że on będzie odwalał brudną robotę, a oni będą wypoczywać. Wszyscy powinni tak samo się angażować, to wtedy nie będzie równych i równiejszych i nikt nikomu nie będzie miał mieć nic do zarzucenia. - Używanie zapałek nie jest trudne, więc sądzę, że tak - odpowiedział dziewczynie. Nie żeby był podły, ale to chyba logiczne, że skoro robią ognisko, to jakoś je podpalić potrafią. Co prawda gorzej będzie jak im się zapałki w końcu skończą, ale zawsze można liczyć na to, że do tego czasu ich umiejętności przetrwania się trochę poprawią i bawienie się krzesiwem, albo pocieranie gałązek o listki będzie dla nich bułką z masłem. Właściwie teraz Bellamy miał większy problem na głowie, niż rozpalanie ogniska. Musieli wymyślić, jak stworzyć ruszt, na którym będą mogli usmażyć mięso. W głowie miał już wizję tej cudownej budowli, ale trochę gorzej chyba będzie ze znalezieniem odpowiednich materiałów, żeby to stworzyć. Wątpił, żeby gałęzie wytrzymały ciężar świni, a przecież nikt nie chciał, żeby ich posiłek wpadł do ognia i się cały spalił. Z tych rozmyślań wyrwał go głos, który nie należał do żadnej z wcześniej odzywających się osób. Bellamy odwrócił się i zauważył małą dziewczynkę. Dziewczynkę, która wyrzucała z siebie słowa z prędkością światła, co w sumie było naprawdę urocze. Bellamy cierpiał na kompleks starszego brata i widząc dziewczynkę od razu zapragnął ją nakarmić i wręczyć jakiś kocyk, żeby nie zmarzła nocą. - Szkoda tylko, że nie ma tutaj żadnych lekarstw - odpowiedział, bo mimo że nie chciał jej zapału gasić, to jednak raczej ci, co kradli leki za bardzo się na medycynie nie znali. Może i znali się na lekach, ale raczej leczyć tym, co obecnie posiadali nie będą potrafić. - Łatwiej po prostu znaleźć kogoś, kto albo się medycyną samą w sobie interesował, albo się jej uczył. Ale i tak w obecnych warunkach nie ma co liczyć na fachową pomoc, a skoro sam zainteresowany twierdzi, że wcale nie umiera, to wypalenie powinno załatwić sprawę - stwierdził, chociaż co on tam mógł wiedzieć. Był strażnikiem woźnym, a nie lekarzem, czy też jakimś naukowcem. Rozprawianie jednak nad tym, co powinni zrobić, było zwykłą stratą czasu. Od gadania Murphy nie poczuje się lepiej, a oni nie będą mniej głodni. Dlatego też Bellamy wyciągnął z kieszeni paczkę zapałek, którą sobie poprzedniego dnia przywłaszczył dobrze, że mu nie przepadły jak jego łom - och łomie, mój łomie gdzie jesteś?. Zgarnął trochę suchych liści, które szybciej zajmowały się ogniem, niż gałęzie, toteż mogły służyć za idealną rozpałkę. Teraz wystarczyło je umieścić w ognisku, podpalić i gotowe. Skomplikowane to zbytnio nie było, więc już po paru sekundach ich cudne ognisko powoli zaczęło się palić. Jeżeli żaden deszcz ich nie zaskoczy, to powinno trochę przetrwać. - Potrzebny nam ruszt i więcej drewna, żeby dorzucać je do ogniska - odwrócił głowę w stronę Johna i blond towarzysza - Poradzicie sobie z tym, cokolwiek planujecie zrobić? - zapytał męską część towarzystwa. W końcu najlepiej by było, jakby każdy się zajął czymś innym, a nie żeby wszyscy stali i tylko paplali bez sensu. Sam Bellamy miał zamiar przejść się do wnętrza Exodusa i poszukać jakiś rur i kabli, które mogłyby się przydać w budowie rusztu. Ale hej, jak ktoś miał jakieś lepsze pomysły w co wątpił, to chętnie ich wysłucha.
Robin Hawkeye
Temat: Re: Teren przy Exodusie Sro 6 Maj 2015 - 13:10
No tak, od razu rzucało się w oczy, że Robin była nieco zagubiona w całej tej sytuacji z obozem przetrwania, ogniskiem, ranami i ogólnie rzecz biorąc lądowaniem na Ziemi. To nie do końca była jej bajka. Jasne, było pięknie, ale przecież nikt nigdy nie przygotowywał jej do tego by funkcjonować na ziemi z zapomnieniem niemalże wszystkich nowoczesnych technologii, na których przecież skupiała się swoją wiedzą. Skinęła tylko w stronę Alexandra, niemo przyznając mu rację. Prawda, wrzątek mógł spowodować jeszcze większy uraz, ale chodziło jej bardziej o przemycie rany ciepłą wodą zaraz przed wypaleniem. Z resztą nie ważne. Robin postanowiła nie odzywać się niepotrzebnie, bo w końcu nikt tutaj nie wyglądał na zainteresowanego rozmową. I nie, to wcale nie tak, że się obraziła... bo się nie obraziła! Wcale, a wcale! Postanowiła tylko przyjąć taktykę Aleksandra i nie wzbudzać niepotrzebnych pogaduszek szarpiących nerwy. Na rozrywkę przyjdzie jeszcze czas, miała przynajmniej nadzieję. Mimo wszystko trudno było ukryć, że dogadywanie Bellamiego doprowadzało ją do szału i bez dwóch zdań wydawało jej się, że chłopak robi to celowo. Dołączyła do nich dziewczynka, a Robin automatycznie zmierzyła ją od stóp do głów, bo zwyczajnie nie kojarzyła jej z Arki, a teraz wypadałoby się nawzajem chociaż kojarzyć. Wysłuchała jej uważnie, chociaż wyłapanie poszczególnych stwierdzeń było dość żmudne w tym potoku słów. Mimo całej chęci pomocy ze strony Finn, dziewczynka jawiła się teraz w oczach Hawkeye jako przemądrzała małolata, co w sumie wcale nie było określeniem negatywnym, ale równie daleko było mu do pozytywu. - Nie chcesz skoczyć po drewno? - zagadnęła w stronę dziewczyny i spojrzała na Bellamiego. - Mogę pomóc z rusztem. Pytanie tylko czy zostaniemy tu na dłużej, czy robimy coś przejściowego, bo jeśli to drugie to potrzebne nam będą większe i grubsze gałęzie. - pytanie, może idiotyczne, było jednak super ważne. Bo przecież, jeśli mieli niedługo się przenieść nie warto było wykorzystywać tego co mieli w Exodusie, mogli tamtejsze rzeczy wykorzystać w inny, może nawet bardziej racjonalny sposób. Z drugiej jednak strony zdawała sobie sprawę, że żadne z nich nie jest w stanie odpowiedzieć jasno i w stu procentach pewnie na to pytanie, bo nikt nie wiedział jak to będzie wieczorem, prawda?
Temat: Re: Teren przy Exodusie Sro 6 Maj 2015 - 22:51
Kiedy tak wszyscy rozmawiali o tym co zrobić żeby John nie umarł, on sam poczuł się dość dziwnie, że wszyscy zakładają że do tego dojdzie. Mimo swojej kiepskiej budowy był w stanie znieść wiele, a ta rana nie była czymś co przyczyni się do jego pożegnania ze światem. Co cię nie zabije to cię wzmocni czyż nie? Tak więc Murphy miał zamiar jak najszybciej wstać na obie nogi i ruszać do boju. Kiedy blondyn powiedział o swojej "pewnej ręce" John jedynie uniósł brwi i z sympatycznym grymasem uśmiechu spojrzał na niego Wierz mi, że ja też - powiedział przypominając sobie przygodę podczas wyprawy. Nagle pojawiła się wśród nich kolejna osoba. Dziewczynka znacznie różniąca się od nich wiekiem. Johna zastanawiało co taka mała duszyczka mogła uczynić aby trafić tu razem z nimi. Nie myślał o tym jednak zbyt długo ponieważ jego uwagę przyciągnął głos Bellamiego. Potrzebował pomocy z ogniskiem i rusztem lecz Murphy nie mógł za dużo zdziałać. Jedyne na co miał teraz siłe to siedzenie blisko właśnie rozpalonego ogniska i zjedzenie jakiegoś ciepłego posiłku. To na pewno by mu pomogło. -Myślę, że stać mnie jedynie na pilnowanie ogniska - słowa skierował do Blake'a. Jeżeli jednak chciałby go do innego zadania Murphu pewnie wykonałby to co chce z lekkimi trudnościami lecz jednak. Nie chciał aby myśleli, że jest teraz kompletną kaleką którą trzeba tylko wyżywić. Do tego nie chciał opuścić zabawy z Małym Kanclerzem, pod koniec dnia.
Alexander Calae
Temat: Re: Teren przy Exodusie Czw 7 Maj 2015 - 18:38
Czyżby na twarzy Murphy’ego pojawił się cień sympatycznego uśmiechu skierowany wprost do Alexandra? Chłopak poczuł się niemal wyróżniony z tłumu szarych, bezimiennych Setkowiczów, którzy zostali obdarzeni przez niego wyłącznie pogardliwym, może nawet zniecierpliwionym spojrzeniem. Czym zasłużył sobie na ten zaszczyt? - Masz na tyle pewną rękę, żeby przyłożyć sobie do nogi rozżarzony do granic możliwości kawałek metalu, trafić nim w ranę i nie zemdleć potem z bólu? Nic tylko podziwiać – odpowiedział i znowu w jego głosie nie zabrzmiał nawet sarkazm. Jeśli John chce poradzić sobie sam, to nie miał nic przeciwko temu; nawet lepiej dla Alexa, że nie musiał przyglądać się powstającym oparzeniom oraz pełnym płynu surowiczego pęcherzom – chciał być tylko pewien, czy chłopak zdawał sobie sprawę z tego, że w tym wypadku chojrakowanie może skończyć się wyjątkowo nieciekawie. Jeszcze omdleje w trakcie z bólu i - zamiast odkazić ranę - zyska piękne oparzenie trzeciego stopnia na całej długości nogi. W pewnym momencie znienacka pojawiła się dziewczynka i niczym karabin maszynowy wyrzuciła z siebie potok słów. Spojrzał na nią z początku nieprzychylnie, ale mimowolnie uniósł lekko w podziwie brwi; nie wyglądała przecież na więcej niż dwanaście w porywach do trzynastu lat, a jej umysł był niezaprzeczalnie bystry; kojarzył przecież małolatów, którzy nie umieli nawet zbudować zdania złożonego i całe dnie odmóżdżali się przed szklanym ekranem. Ale cóż, tutaj, na Ziemi, nie było miejsca dla nadmiernych fanów technologii. Bellamy śmiał zauważyć, że nie byli w posiadaniu za obszernych zapasów leków; prawdę mówiąc to równe były one pięknemu, dostojnie zaokrąglonemu zeru. Alex wyprostował się i odsunął lekko od rannego chłopaka, kierując twarz w stronę zgromadzonych. - A nawet jeśli komuś udałoby się przemycić na Ziemię trochę lekarstw – zaczął, odnosząc się do słów przedmówcy – to bardzo szybko nam się skończą. Musimy spróbować dać sobie radę bez nich. Znów przełamał obrzydzenie i spojrzał chłodnym okiem na ranę – nawet nie ropiała, nie tryskała fontanną krwi i nie przybrała niepokojącego sinoróżowokoperkowego odcieniu; uznał to za dobry znak, ale i tak najbezpieczniej było ją wypalić, choćby po to, żeby zlikwidować wszystkie szanse na wdarcie się groźnego zakażenia. Niezbyt podobała mu się wizja przeprowadzenia amputacji, a znając jego szczęście to najprawdopodobniej nikt nie chciałby się tego podjąć i skończyłoby się na tym, że to właśnie Alex zostałby oddelegowany do tego nieszczególnie przyjemnego zadania. - No, damy radę – odpowiedział bez zawahania Blake’owi, chociaż nie był stuprocentowo pewien swoich słów. Po tym zwrócił się do Murphy’ego. - Może ja pójdę ogrzać nóż, a ty się stąd nie ruszaj, w porządku?
Ostatnio zmieniony przez Alexander Calae dnia Pią 8 Maj 2015 - 1:08, w całości zmieniany 1 raz
Forum stworzone na podstawie serialu The 100. Styl, ogłoszenie, wszystkie kody oraz grafika znajdujące się na forum zostały stworzone przez administrację.